Piątek trzynastego IV: Ostatni rozdział (Friday the 13th: The Final Chapter) (1984)

  Z miejsca zbrodni - terenu położonego w pobliżu dawnego obozu Camp Crystal Lake - usuwane są ciała ofiar seryjnego mordercy - Jasona Voorheesa. Sam zabójca też tym razem jednak nie miał szczęścia i razem z innymi musi zostać przewieziony do kostnicy w plastikowym worze. Para pracowników szpitala na nocnej zmianie, zamiast pilnować porządku w placówce, oddaje się miłosnym igraszkom, nie zważając na stygnące w tym samym pomieszczeniu zwłoki Jasona. Kiedy tylko denat wyczuwa seks w powietrzu, wraca do życia i porusza się niespokojnie pod przykrywającym go prześcieradłem, po to by w odpowiednim momencie wyskoczyć i uśmiercić nieodpowiedzialne gruchające gołąbki. Mężczyzna nie poprzestaje na dwóch ofiarach, ponieważ odczuwa potrzebę powrotu do swojego ulubionego miesca do zabijania, czyli do okolic Camp Crystal Lake, gdzie zresztą już jedzie grupka napalonej młodzieży. W sąsziedztwie domku wynajętego przez przyjaciół mieszka trzyosobowa rodzina składająca się z matki oraz jej pociech - nastoletniej córki Trish i młodszego o kilka lat Tommy'ego. Jason już nie może się doczekać, żeby wysłać całą tę wesołą gromadkę na tamten świat...

  W 1984 dojna krowa zwana slasher już ledwo zipała, więc twórcy horrorów musieli się spieszyć, żeby jeszcze wydusić trochę grosza od ostatnich widzów, którym moda na ten grozowy gatunek jeszcze się nie znudziła. Tworzenie kolejnych sequeli do filmów, które swoimi wpływami sprawiały, że producenci dostawali orgazmu, było zatem nie tyle dobrym pomysłem, ale wręcz świętą powinnością ze strony "kowali" zdeterminowanych, aby dokuć to już prawie zastygłe żelazo. Jason Voorhees został oficjalnie zabity w Piątku 13-go III, trzeba było więc go wskrzesić w czwartej odsłonie serii, której część tytułu - Ostatni rozdział - grozi bliskością końca historii o zdeformowanym zabójcy... Jednak i dziś prawdziwy finał wciąż jedynie majaczy gdzieś w oddali, praktycznie niedostrzegalny gołym okiem, a zagorzali fani kultowego franchise czekają z zapartym tchem na rok 2016, kiedy to Jason znów ma zagościć na ekranach kin.


  Reżyserii czwartej części Piątku trzynastego podjął się Joseph Zito, który trzy lata wcześniej, w 1981, nakręcił już jeden slasher - Zabójcę Rosemary. Ostatni rozdział nie trzyma się sztywno desenia utartego przez trzy poprzednie filmy serii i choć główny wątek fabularny nadal jest ten sam (Jason mordujący zażywających przyjemności cielesnych młodych ludzi), twórcy postanowili wykazać się tutaj odrobiną inwencji dodając do podgrzewanej "soupe du jour" parę nowych przypraw. Ci, którzy w latach 80-tych wiernie śledzili dzieje Jasona, na pewno umierali z ciekawości, jak potoczą się dalej jego losy, gdyż w 1982 byli świadkami jego śmierci na srebrnym ekranie (i to w 3D). W tym przypadku postawiono na prostotę ze szczyptą humoru - morderca zwyczajnie zmartwychwstaje w kostnicy, kiedy tylko jego silne uczulenie na migdalenie daje o sobie znać. "Radar" Jasona jest nieomylny - jakaś parka właśnie oddaje się znienawidzonym przez niego praktykom seksualnym tuż pod jego nosem.

  Pierwsze dwa morderstwa odbywają się już w pierwszych kilkunastu minutach filmu, a przed typowym dla slasherów zakończeniem, gdzie zejścia następują jedno po drugim, mamy jeszcze parę interesujących wizualnie krwawych momentów. Piątek 13-go IV został zaszczycony współudziałem Toma Saviniego, który już w pierwszej części ujął publikę kunsztem swoich efektów specjalnych i charakteryzacji. Czwóreczkę, w porównaniu do dwójki i trójki, cechuje spora ilość dobrze zrealizowanych, fantazyjnych scenek przedstawiających rozmaite zwyrodnialstwa, z których wybijają się wykręcanie szyi, miażdzenie głowy i rozrywanie przybitej do ściany dłoni. Brak jest jednak większego skupienia na makabrze i chociaż większość widzimy w zbliżeniu, to szybki montaż uniemożliwia nam intensywne delektowanie się talentem Saviniego. Stosunkowo wysoka liczba ofiar do zarżnięcia zmusiła też twórców do zrezygnowania ze szczegółowego ukazywania zgonu każdej z nich, dlatego Jason niektórych eliminuje w nieco subtelniejszy sposób, a w kilku przypadkach udaje mu się nawet uciec przed kamerą, pozostawiając los danych postaci naszej wyobraźni.



  Po ekstremalnie zabawnym i rozrywkowym Piątku 13-go III, w czwórce powrócono do klasycznego, mrocznego klimatu, który jako pierwszy podbił otwarte na krwawy obóz Camp Crystal Lake serca. Kretyńskie żarciki, głupiutkie teksty i ogólna sielanka wciąż wiodą prym wśród przybyłych nad jezioro młodych, ale postacie są tutaj bardziej przerysowane, a ich mocno stereotypowe cechy charakteru, choć (jak na slasher przystało) nie przekraczają pewnej granicy "głębi", sprawiają, że łatwiej jest zapamiętać poszczególnych bohaterów - trzy dni po seansie wciąż mam w głowie parę imion, co w przypadku poprzednich Piątków nie miało miejsca. Na uwagę zasługuje sympatyczny prawiczek Jimmy "Jimbo" (w tej roli zawsze świetny Crispin Glover), którego przez wyjazdem do lasu rzuciła dziewczyna. Jego dobry przyjaciel, aczkolwiek nie szczędzi złośliwych docinków, robi wszystko, by wepchnąć nieporadnego chłopaka w ramiona jakiejkolwiek cycatej dziewczyny, ale to w końcu niewiasta osobiście zabiera się za nieśmiałka... Żal serce ściska, kiedy Jason wbija Jimmy'emu tasak w twarz, zanim nieszczęśnikowi udaje się otworzyć butelkę wina, którym miał zamiar oblać pomyślnie przeprowadzony akt zaliczania miejscowej ślicznotki.

  Piątek 13-go IV łamie utartą konwencję slashera, jeśli chodzi o final girl. Owszem, dziewczyna - Trish - jest i nie umiera na końcu, ale jej postać wcale nie jest tutaj najważniejsza - widzimy ją mało i nawet ostatni pościg z Jasonem nie daje jej zbytnio możliwości wykazania się aktywnością. To jej młodszy brat - Tommy - od razu rzuca się widzowi w oczy jako potencjalny bohater. Po pierwsze, chłopiec ma zajebiste hobby - robi straszne maski potworów lepiej niż Tom Savini. Po drugie, gdy przez okno widzi rozbierającą się panienkę w domu naprzeciwko, jego reakcja jest epicka. Dwunastoletni wtedy Corey Feldman był wręcz idealnym wyborem do roli "zwyrolka", który w zakończeniu całkowicie wypycha final girl z kręgu światła reflektora, i jeśli Tommy do dziś zjednuje sobie wielbicieli wśród publiki, jest to zasługa właśnie tego młodego, zdolnego aktora.


  Piątek trzynastego IV: Ostatni rozdział jest doskonałym dowodem na to, że da się karmić złaknioną lekkich, łatwych i przyjemnych horrorów publiczność kolejnymi częściami serii, w której chodzi ciągle o jedno i to samo, nie wywołując przy tym sztampowością owych filmów odruchu wymiotnego większości (choć u niektórych pewnie i tak został wywołany). Jeśli mam patrzeć na czwartą odsłonę Piątku obiektywnie, to muszę przyznać, że jest jedną z lepszych, ale nie mogę też nie spojrzeć w oczy okrutnej prawdzie - opowieść o niedorozwiniętym umysłowo Jasonie w tym historycznym punkcie zaczyna być nużąca. Twórcom udało się przyciągnąć uwagę widzów dodając trochę nowego smaczku do obrazu, ale moim zdaniem byłoby "świeżej", gdyby Ostatni rozdział wyszedł zaraz po Piątku trzynastego II.

Ocena: 7/10

***

Zapraszam do śledzenia mojego profilu na filmweb.pl.

Komentarze

  1. Chyba mój ulubiony sequel "Piątku..". Ciągle nie mogę się zdecydować między nim a "dwójką". To zdecydowanie najmroczniejsza część serii i najbardziej krwawa. Obowiązkowe komiczne sceny rzeczywiście śmieszą dzięki duetowi: Ted i Jimbo. Szkoda, że zaraz potem nożyczki cenzorów wzięły się porządnie za serię, czego fani Jasona po dziś dzień nie mogą im tego wybaczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chyba jednak wolę dwójkę, chociaż jest nieporównanie mniej krwawa.

      Usuń
  2. Tommy war der held

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane posty