Sexual Parasite: Killer Pussy (奇性蟲 キラープッシー; Kiseichuu: kiraa pusshii) (2004)

  Para naukowców z Tokyo przybywa do Amazonii, aby odnaleźć tajemnicze zwierzę wodne - legendarnego "Apalacha Mogeta". Ryba zostaje złapana i zamknięta w specjalnym pojemniku, ale miejscowy szaman i tak przestrzega badaczy przed niebezpieczeństwem, jaki niesie ze sobą "spoufalanie się" ze stworem. Niestety, jego słowa okazują się być prawdziwe - kiedy pani doktor dziedziny biologii morza, Jujo Sayoko, siada na pudełku z "Apalacha", pasożyt penetruje jej pochwę i zamieszkuje jej ciało na dobre. Rok później na bliżej nieokreślonym odludziu w Japonii grupie przyjaciół psuje się samochód. Ich komórki nie łapią sygnału, muszą więc wyruszyć pieszo na poszukiwania budki telefonicznej, jednak zamiast niej znajdują opuszczony budynek, w którym nie omieszkują się rozgościć. W domu znajduje się wielka chłodnia, gdzie na wyleczenie czeka zamrożona Sayoko. Kobieta ożywa po tym, jak nierozsądna parka zostawia drzwi chłodni otwarte. Posażyt nadal żyje w ciele Sayoko i chce się rozmnożyć, aby zamieszkać pochwy wszystkich dziewczyn, które włamały się do domostwa jego nosicielki...

  Fabułę filmu doskonale streszcza sam jego tytuł - Sexual Parasite: Killer Pussy. Mordercza wagina gra tutaj główną rolę, a to, kogo będzie ona atakować, jest jasne jak słońce. Podobne zagadnienie podejmuje amerykańska produkcja z 2007, Zębyreżyserii Mitchella Lichtensteina, który widocznie zaczerpnął niejedno od swojego japońskiego poprzednika - Takao Nakano. U Mitchella jednak to genetyczna mutacja sprawiła, że w pochwie głównej bohaterki wyrosły kąsate zębicha, podczas gdy w Sexual Parasite odpowiedzialny za wszystkie nieszczęścia jest pasożyt z Amazonii. Tych, którzy wolą ambitniejsze podejście do tematu i realizację na przyzwoitym poziomie, zapraszam do zapoznania się z Zębami, ale widzom rozmiłowanym w niezgłębionych dnach filmowej kloaki z całego serca polecam "dzieło" Nakano.


  Na ten obraz trzeba przygotować się psychicznie. Należy porzucić wszelkie nadzieje na jakiekolwiek walory estetyczne, pobudzające myślenie motywy czy szokujące zwroty akcji, lecz można bez obaw nastawić się ta tonę rozkoszy i rechotu, ponieważ Sexual Parasite: Killer Pussy został nakręcony w jednym, prostym celu - dla jaj. Już po samym zapoznaniu się z tematem tej produkcji wiemy, że bez dystansu obejrzeć się tego nie da, ale i tak istnieje prawdopodobieństwo, że po seansie będziemy żałować, że nie wcisnęliśmy "play" zdystansowawszy się ciut bardziej. Nie ma co owijać w bawełnę... Zdjęcia reprezentują sobą jakość najtańszych pornoli, gra aktorska również jest na poziomie tychże, o "efektach specjalnych" można pisać jedynie w cudzysłowie i nawet krótki czas trwania (60 minut) wydaje się zbyt długi, żeby przez to przejść bez uszczerbku na zdrowiu.

  Piątka przyjaciół - Ryoko, Akira, Mari, Hiroshi i Saki - jedzie na jakąś imprezkę za miastem, lecz nie udaje im się dotrzeć do celu z winy starego vana, który rozkracza się nagle gdzieś na zadupiu. Na zabitej dechami wsi żadna komórka nie łapie sygnału, więc nasi bohaterowie nie mogą wezwać pomocy, a jedynym, co im pozostaje, to ich własna siła w nogach. Wszyscy niechętnie opuszczają pojazd, aby poszukać telefonu publicznego albo jakiegoś domu. W końcu trafiają na to drugie, ale budynek jest opuszczony i wygląda, jakby był przeznaczony do rozbiórki, co jednak nie przeszkadza młodym w podjęciu szybkiej decyzji o wkroczeniu na jego teren. W środku rozbawieni balangowicze oddają się swoim zwyczajnym harcom - dziewczyny potrząsają tyłeczkami i wielkimi biustami w rytm rockowej muzyki, a chłopcy... Nie wiadomo, co robią, bo kamera skupia się na cyckach.



  Kiedy dwójka z zabłąkanych przyjaciół odkrywa chłodnię, nie dostrzega zamrożonych w niej zwłok i z lenistwa pozostawia otwarte drzwi... To Sayoko i jej pochwowy lokator są w zimnym pomieszczeniu, a dzięki nieproszonym gościom mogą wrócić do życia. Pierwszą ofiarą jest Mari, którą Sayoko dopada nagą w wannie, po to by, po obowiązkowej lesbijskiej akcji, zarazić ją zębatym pasożytem. Od tej chwili jedynym celem dziewczyny jest namówienie swojego chłopaka - Hiroshiego - do współżycia, co nie przychodzi jej trudno. To, co następuje dalej, nie będzie zaskoczeniem dla nikogo - penisy Akiry i Hiroshiego zostają brutalnie odzielone od reszty ciała wśród wrzasków, tryskającej krwi, wysmarowanych różnymi substancjami cyców i wypływających z jam brzusznych jelit... Czegóż chcieć więcej?

  Wykonanie filmu odzwierciedla budżet, jakim dysponowali twórcy, szału więc nie ma... Chociaż to i tak delikatnie powiedziane. CGI jest na poziomie kreskówki dla przedszkolaków, a rekwizyty wyglądają, jakby były zrobione wyłącznie z materiałów dostępnych w sklepie papierniczym (lub na śmietniku) - zdecydowanie wygrywają dwa paski papieru przyklejone do brzucha jednej z bohaterek, co chyba ma imitować ranę ciętą, przez którą kilka sekund wcześniej wyleciały jej wszystkie jelita. Gore jest na pęczki i całość prezentuje się tak zabawnie, że tego nie da się tak po prostu opisać... Nawet nie czuję się źle spojlerując to screenami. Trzy dziewczyny - Ryoko, Mari i Saki - paradują na golasa przez większość filmu, napastując dorodnymi piersiami kamerę. Damskie klatki piesiowe grają w Sexual Parasite niemałą rolę, gdyż jak tylko jest okazja, by intensywnie wysmarować je krwią czy osoczem, to natychmiast znajdują się na pierwszym planie. Mimo tego, jeśli szukacie taniej podniety, polecam zwykły film pornograficzny... Chyba że jarają was gumowe, zębate węże w waginie.


  Sexual Parasite: Killer Pussy jest jednym z tych dzieł, które u nas, ludzi Zachodu, wywołują okrzyki: ach, ci zwiariowani Japończycy! Reżyser zapewne miał dylemat - nakręcić film czy kupić popcorn w kinie. Stanęło na tym pierwszym, więc pewnie jeszcze zostało mu trochę grosza. Obraz ten da się obejrzeć tylko jeśli szuka się nieskomplikowanej radości płynącej z widoku żenująco śmiesznego gore, do tego trzeba być lekko pierdolniętym. Ja najwyraźniej jestem, ponieważ uśmiałam się podczas seansu, wyłączając jedynie ostatnie 15 minut, kiedy to już nawet tak obeznana z wszelkim filmowym kałem osoba jak ja zaczęła się najzwyczajniej w świecie nudzić. Na szczęście "arcydzieło" jest krótkie i da się je strawić... Na przykład bezpośrednio przed pójściem spać, gdy mózg już kategorycznie odmawia włączenia się po całym dniu wyczerpującej pracy.

Ocena: 2/10


***

Zapraszam do śledzenia mojego profilu na filmweb.pl.

Komentarze

Najczęściej czytane posty