Śmiertelna gorączka (Cabin Fever) (2002)

  Śmiertelna gorączka jest debiutanckim dziełem Eliego Rotha, do którego reżyser, na spółkę z Randy'm Pearlsteinem, napisał też scenariusz. Filmowe hołdy składane kinu grozy z definicji opierają się na oklepanych konwencjach, więc często nie są w stanie zaskoczyć widza niczym świeżym (zwłaszcza że ostatnimi laty takich pastiszy wychodzi coraz więcej). Rzecz dotyczy również omawianego tutaj obrazu, a zwłaszcza jego fabuły, która z pewnością nie powala nowatorskim podejściem do tematu... Jednak biorąc pod uwagę całokształt - ujma jest naprawdę niewielka. Niedoświadczonemu wówczas Rothowi udało się sprawnie połączyć elementy horroru i komedii, nie tracąc przy tym zbytnio równowagi na korzyść tylko jednego z gatunków. Klimat, efekty praktyczne i charakteryzacja, prześmiewczy ton oraz porozrzucane wszędzie "smaczki", nawiązujące do klasycznych przedstawicieli kina grozy, wzięte do kupy tworzą bardzo dobrą parodię, która czasem subtelnie puszcza do widza oczko, a czasem zalewa tak wysoką falą absurdu, że niektórym podczas seansu może być ciężko utrzymać się na powierzchni... Nie bez powodu film ma równie wielu zwolenników, co przeciwników.

  Historia rozpoczyna się standardowo aż do bólu - grupa studenciaków wyjeżdza do wynajętej chatki w środku lasu, gdzie przez cały pobyt zamierza oddawać się piciu piwa, paleniu marihuany i uprawianiu seksu.. Sielankę jednak brutalnie przerywa bardzo nieprzyjemne wydarzenie - drewniany domek nachodzi chory mężczyzna, wyglądający, jakby ktoś go pogryzł, połknął i od razu zwrócił. Przyjaciołom w końcu udaje się go pozbyć, ale pojawia się poważny problem - jedna z dziewczyn została zarażona. Pozostali odtąd muszą uważać, żeby nie złapać wirusa...


  Śmiertelna gorączka nawiązuje do kilku klasyków horroru na wiele sposobów - za pomocą muzyki, postaci, scen, a nawet poszczególnych ujęć. Mały przydrożny sklep, w którym bohaterowie robią zapasy, i prowadząca go groteskowa rodzinka przywodzą na myśl Teksańską masakrę piłą mechaniczną, a lecąca w tle piosenka "Wait for the Rain" Davida Hessa przypomina nam o Ostatnim domu po lewej Wesa Cravena. Niewielki drewniany domek, gdzie studenci zamierzają spędzić cały tydzień, nie może nie kojarzyć się z Martwym złem, jednak nie ze względu na jego prezencję czy fakt, że znajduje się on w lesie, a dzięki klimatowi, tak bardzo podobnemu do tego w kultowym dziele Sama Raimiego. Mroczny gaj, skąpany w jesiennych liściach, oraz przybrudzona kolorystyka zdjęć z powodzeniem wywołują w odbiorcy poczucie niezdefiniowanego zagrożenia, jakie cały czas czyha na grupkę niczego nieświadomych protagonistów. Po okolicy krąży mężczyzna zarażony wirusem, którego objawy są tak okropne, że bohaterowie pewnie woleliby dać się opętać demonom z Martwego zła, niż zachorować...

  Dzieje się najgorsze - jedna z dziewczyn łapie zarazę - i, zgodnie z powiedzeniem "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie", szybko wychodzi na jaw, ile tak naprawdę są warte koleżeństwo i wieloletnie zauroczenia postaci. Niektórzy odwracają się do reszty plecami od razu, inni mają nieco większe opory przed przyznaniem się przed samymi sobą, że sytuacja prawdziwego zagrożenia wywołuje w nich chęć ratowania się nawet "po trupach", lecz koniec końców każdy woli ocalić własną osobę niż przyjaciela. Wkrótce wszyscy zaczynają patrzeć na siebie krzywo, zeżarci strachem przed straszliwą chorobą, i współpraca, choć niezbędna, aby wyjść cało z opresji, staje się coraz trudniejsza... Krótko mówiąc - człowiek człowiekowi wilkiem.



  Śmiertelna gorączka z pewnością nie robiłaby takiego wrażenia, gdyby nie efekty gore. Roth pomysł na scenariusz zaczęrpnął z osobistego doświadczenia - reżyser podczas pobytu w Islandii nabawił się infekcji skóry. Możliwości, jakie daje wątek krwawego wirusa, są ogromne i twórcy wykorzystali je jak należy. Stopniowe postępowanie choroby u zarażonych zostało przedstawione w jedyny słuszny sposób, czyli dopracowaną charakteryzacją imitującą rozkład ciała. Nie brakuje też sztucznej posoki, której kolor nie zawsze jest przekonujący, ale nie zmienia to faktu, że wszystkie soczyste momenty prezentują się świetnie - jednym z najbardziej zapadających w pamięć widoków jest scena depilacji jednej z dziewczyn, podczas której ta z przerażeniem zauważa, że jej zakryta warstwą pianki łydka jest w dość zaawansowanym stadium rozkładu. Obraz Rotha jednak jest nie tylko horrorem cielesnym, lecz także parodią, jednym z jego celów zatem jest powytykać przywary konwencjonalnego kina grozy... I udaje mu się to, ale tylko częściowo. Chociaż podczas seansu można się zaśmiać więcej niż raz, humor nie zawsze jest równie udany jak gore. Niektóre gagi (na szczęście nia ma ich wiele) są za bardzo odrealnione i sprawiają wrażenie osobnych skeczy, a nie zazębiających się ze sobą fragmentów tej samej układanki (np. długi dialog jednej z postaci z wyluzowanym policjantem-imprezowiczem).

  Śmiertelna gorączka nie jest filmem idealnym, nie porusza jakichś wyjątkowo oryginalnych tematów i nie dąży do żadnej ambitnej puenty. Dzieło to zalicza się do tak zwanej "lekkiej, łatwiej i przyjemnej" rozrywki, lecz w swoim gatunku jest bardzo dobrze zrealizowaną, godną uwagi produkcją. Humor jest specyficzny, więc to prawdopodobnie on dla części z Was będzie największą wadą, jednak jeśli lubicie lekko porąbane, szczodrze doprawione krwią i gore horrory, możecie bez większych obaw zarezerwować półtorej godziny Waszego cennego czasu na seans.

Ocena: 8/10

***

Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.

Komentarze

  1. Surgeon, mam takie być może głupkowate pytanie, ale od jakiegoś czasu strasznie mnie to męczy (wiem, wiem, że o pierdołach myślę, ale jakoś nie mogę przestać).
    Otóż, rzecz dotyczy ewentualnego nawiązania do "Teksańskiej masakry" w "Śmiertelnej gorączce". Zauważyłam ujęcie łudząco podobne do ujęcia w remake'u "Teksańskiej masakry", ale nie jestem pewna, czy w oryginale też się takie pojawia (pierwowzór oglądałam dosyć dawno, a chwilowo nie mam go pod ręką, żeby odświeżyć), więc jak masz świeżo w pamięci pierwowzór "Teksańskiej masakry" to błagam napisz, czy owe ujęcie się tam pojawia. Otóż, rzecz dotyczy momentu mającego miejsce tuż po przeprawie Marcy przez jezioro. Idzie kawałek i nagle w zwolnionym tempie kamera od dołu chwyta jej postać i dom w oddali. Pamiętam, że podobne ujęcie jest w remake'u "Teksańskiej masakry", ale za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, czy było w pierwowzorze. I teraz nie wiem, czy był to kolejny ukłon Rotha w stronę oryginalnej "Teksańskiej masakry", czy to raczej remake zrzynał od Rotha.

    Sorki za chaotyczną wypowiedź - jak zwykle nie potrafię się właściwie wysłowić;) Ale mimo wszystko mam nadzieję, że uda Ci się coś zrozumieć z tego mojego słowotoku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, cały komentarz da się łatwo zrozumieć :) W oryginalnej "Teksańskiej masakrze" jest ujęcie, o którym piszesz --> http://oi63.tinypic.com/5a3nnn.jpg
      Roth trochę sobie jednak z tego zażartował, bo w "Śmiertelnej gorączce" kamera skupia się na tyłku Marcy ;) --> http://oi68.tinypic.com/wguxyw.jpg
      Nie wiedziałam, że w remake'u też to jest, strasznie dawno go nie widziałam, a chętnie sobie odświeżę.

      Usuń
    2. Ślicznie dziękuję! Naprawdę jestem Ci wdzięczna za uwolnienie mnie od natrętnych myśli. Niskie pokłony składam!

      PS. W remake'u to ujęcie jest tutaj: http://zapodaj.net/cb6f6122550ea.jpg.html

      Usuń

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane posty