Martwe zło (The Evil Dead) (1981)

UWAGA! Poniższa recenzja może zawierać spoilery!

  Grupa studentów - Ash, jego ukochana Linda, siostra Cheryl oraz ich przyjaciel Scotty z dziewczyną Shelly - udają się do wynajętej chatki w środku lasu, by spędzić tam na imprezowaniu ferie wiosenne. Już pierwszej nocy jednak zaskakują ich dzwi piwniczne, które otwierają się same, niczym szarpnięte niewidzialnym ramieniem. Dziewczyny są przerażone, więc Scotty i Ash postanawiają zejść do ciemnego pomieszczenia, żeby sprawdzić, czy nie ma tam nieproszonego gościa. Okazuje się, że piwnica jest całkiem zwyczajna poza tym, że znajduje się w niej kilka nietypowych przedmiotów. Wśród nich mężczyznom wpadają w oko odtwarzacz taśm audio oraz książka o chropowatej okładce zawierająca niepokojące rysunki. Po zabraniu znalezisk na górę grupa odtwarza taśmę i z nagrania dowiaduje się, że dziwna książka nazywa się Naturon Demonto, czyli Księga zmarłych, a oprawiona jest w ludzką skórę. Cheryl wpada w histerię i chce, by Scotty wyłączył odtwarzacz, ale chłopak wyśmiewa tylko jej obawy i słucha dalej. Głos odczytuje stare sumeryjskie zaklęcie, które ma wskrzesić do życia drzemiące demony. Poza Cheryl nikt nie wierzy w prawdziwość zagrożenia, ale jeszcze tej samej nocy wszyscy zostają zmuszeni zdać sobie sprawę, co uwolnili, kiedy złe moce opętują siostrę Asha zamieniając ją w coś, co z pewnością nie ma w sobie ani krzty człowieczeństwa...

  Kultowy film Sama Raimiego i jeden z najważniejszych obrazów typu splatter amerykańskiego kina. Niedoświadczonemu wtedy Raimi udało się zdobyć budżet na zrealizowanie projektu dzięki jego krótkometrażowej wersji o tytule W środku lasu (1978), którą filmowiec stworzył jako prototyp w celu przyciągnięcia zainteresowania potencjalnych producentów. Jednak reżyserowi nie udało się uzbierać takich funduszy, na jakie liczył, więc proces filmowania okazał się dużo cięższy, niż ktokolwiek przypuszczał, zwłaszcza przez ekstremalnie prymitywne warunki (chatka na udludziu bez wody), w których cała ekipa musiała przebywać na czas trwania zdjęć. Do tego nie obyło się bez przykrych wypadków z tanimi rekwizytami w roli głównej (np. Betsy Baker, jednej z aktorek, przypadkowo wyrwano rzęsy podczas odklejania z jej twarzy maski). Mimo wszystko, film udało się skończyć (uniknąwszy ofiar śmiertelnych) i wypuścić w świat, a dzięki wpływom znacznie przekraczającym kwotę $2,000,000 z pewnością każdemu można było wynagrodzić wszelkie krzywdy doznane na planie. Ogromny sukces Martwego zła nie został jednak osiągnięty przypadkowo - ta produkcja jest najlepszym przykładem na to, że da się stworzyć dzieło sztuki nie dysponując przy tym bajońską sumą pieniędzy czy doświadczoną obsadą. Film jest doskonale wyważoną mieszanką nastrojowego klimatu, przytłaczającego poczucia grozy, gore oraz czarnej komedii, która z powodzeniem może konkurować z najkunsztowniejszymi wysokobudżetowymi horrorami.


  Zagrożenie jest wyczuwalne już podczas pierwszych sekund filmu, kiedy słychać brzęczenie muchy, a kamera płynie przez las nad złowrogimi bagnami przy akompaniamencie sugestywnych efektów dźwiękowych, które nie sugerują nic innego jak obecność mrocznych mocy. Nasi młodzi bohaterowie jadą szosą do wynajętej chatki w lesie, którą mają zobaczyć na własne oczy dopiero pierwszy raz. Wyprawa nie zapowiada się dobrze. Po drodze piątka studentów ociera się o śmierć dwukrotnie - raz, kiedy mało co nie wjeżdzają prosto w ogromną ciężarówkę, i drugi, gdy są zmuszeni przejechać przez ledwo trzymający się kupy, przegniły drewniany most. Sam domek i otaczająca go aura również nie wróżą beztroskiego odpoczynku od miastowego zgiełku... Prymitywna chałupka wydaje się być nienaturalnie ciemna, pomimo świecącego w najlepsze słońca na zewnątrz, a poruszana wiatrem (ale czy aby na pewno?) huśtawka złowrogo łomocze w przód niewielkiej budowli. Skoro całość robi tak nieprzyjemne wrażenie nawet w pełnym świetle dnia, to co będzie po zachodzie słońca?

  Jedyną osobą, której nie podoba się pobyt w lesie jest Cheryl. Dziewczyna jest nie tylko wrażliwsza od swoich rówieśników, lecz jest także czymś w rodzaju medium - wizje tego, co spotka ją i jej przyjaciół nękają ją zaraz po zapadnięciu zmroku, kiedy Cheryl w spokoju oddaje się rysowaniu w swoim pokoju. Oczywiście reszta nie przywiązuje wagi do jej obaw, tylko zasiada do typowej na takich wypadach libacji alkoholowej. Niemalże od razu jednak humory grupy si psują, kiedy dzwi piwniczne otwierają się samoistnie, i to z hukiem. Ash i Scotty schodzą na dół, by rozeznać się w sytuacji, ale nie znajdują żywej duszy... Tylko książkę i odtwarzacz. Poprzez odsłuchanie dawnego zaklęcia, demony (które zarówno bohaterowie, jak i widz mogli wyczuć od samego początku) zostają przebudzone, dzięki czemu mogą przejmować moc nad istotami ludzkimi. Chociaż Cheryl jest najbardziej wyczulona na wszelkie anomalie, to ona pada pierwszą ofiarą, kiedy udaje się samotnie nocą do lasu, po tym jak wydaje jej się, że usłyszała wołające ją głosy... Zachowanie bardzo nierozsądne z jej strony i jednocześnie sprzeczne z tym, czego można się po tej postaci spodziewać - brak chłopaczka do pary oraz mało imprezowe usposobienie wskazywałoby raczej na to, że Cheryl będzie ostatnią ocalałą, jak konwencja gatunku nakazuje. Raimi jednak postawił na większą niepewność oraz rozwój mniej standardowo zarysowanej postaci.



  Największą zaletą Martwego zła jest perfekcyjne zbalansowanie gęstej atmostery tajemniczego zagrożenia oraz graficznych scen gore. Niejednemu twórcy filmowemu powinęła się w tej kwestii noga, w wyniku czego w wielu horrorach jedno przytłacza drugie, często wywałując u widza niedosyt. Obraz Raimi jest pod tym względem prawdziwą perełką - nie dość, że nieokreślone napięcie przytłacza przez cały czas trwania seansu, to jeszcze brutalne scenki wcale nie powodują, że owo napięcie opada. Wszystkie mocne momenty są idealnie wkomponowane czasowo, a poziomowi ich krwistości nie można nic zarzucić. Mimo tego, że film nie rzuca widzowi w twarz soczystym gore na samym początku, na dzień dobry, to klimat z powodzeniem przygotowuje na to, co ma nastąpić. Oczywiście kiedy TO w końcu się dzieje, nie da się nie zachwycić wyśmienitym wykonaniem, za które odpowiedzialny jest mało doświadczony, ale bardzo zdolny Tom Sullivan. Chociaż do realizmu im daleko, efekty przedstawiające degradację ciał opętanych powalają swoją groteskowością, która z pewnością jest w stanie przedrzeć się przez najtwardszą nawet skorupę nieczułości każdego starego wyjadacza filmów grozy... Szamoczącą się, wyglądającą przez szparę w dzwiach piwnicy Cheryl oraz rozkwaszoną na krwawą miazgę twarz Shelly trudno jest wymazać z pamięci. Aktorzy oczywiście również mają tutaj swoją zasługę, gdyż intensywność "zdemonowania" oddali całym swoim jestestwem, co na pewno nieraz było bolesne (wystarczy popatrzeć chociażby na ich ekstemalnie gwałtowne ruchy). Mały minusik można dać jedynie postaci Scotty'ego, którą scenariusz mógł uwzględnić zdecydowanie lepiej jeśli chodzi o stan "poopętaniowy".

  W Martwym źle nie warto dopatrywać się jakichkolwiek przesłań, gdyż jest to dzieło skoncentrowane na szokowaniu i obrzydzaniu widza, czyli na czystej rozrywce. Jedynym motywem może tutaj być stopniowe dziczenie bohaterów na wskutek okropnego doświadczenia z demonami, które ciągnię się przez całą noc (a nawet dłużej, bo diablątka umieją opóźnić wschód słońca) i na pewno wykończyłoby niejednego twardziela... W końcu konieczność rozczłonkowania wielokrotnie powstających z martwych, coraz bardziej zmutylowanych ciał najbliższych nie może nie pozostawić po sobie piętna na psychice. Pod koniec filmu ilość krwi i dziwnych zjawisk osiąga taki poziom, że można już mówić o absurdzie, co trochę niweluje powagę wcześniejszych sytuacji, ewoluując w stronę czarnej komedii. Sekwencję w piwnicy, gdzie rury pękają zalewając wszystko krwią, która napływa również do żarówki nie wiadomo skąd, ciężko jest wziąć na poważnie, a tym bardziej poczuć szok. Jednak takie wyraźne oznaczenie, że zbliżamy się do końca, jest jak najbardziej na miejscu, ponieważ (tak samo jak ostatnia żywa postać) widz może poczuć się po prostu zdrowo wyczerpany ilością okropieństw, które dane mu/jej było zobaczyć.


  Martwe zło jest jednym z dwóch filmów (drugi to Klątwa z 1987-go), których specyficzną atmosferą nasiąkam na dłużej przy okazji każdego kolejnego seansu (czyli przynajmniej raz na rok). Dużą zasługę mają w tym świetnie zrealizowane, groteskowe sceny gore, ale nie robiłyby one takiego wrażenia, gdyby nie świdrujący klimat wszechobecnego zła, duszące poczucze grozy oraz szaleństwo, które po 85 minutach potrafi rzucić się na mózg. Obraz tak genialny, że żadne słowa nie są w stanie tego oddać - to TRZEBA zobaczyć!

Ocena: 10/10

***

Zapraszam do śledzenia mojego profilu na filmweb.pl

Komentarze

  1. Znam na pamięć. Oglądałem to sto razy. Najczęściej pod tytułem "Dzika Śmierć". Tam naprawdę było czuć klimat, że kurna nie ma ucieczki i jedyną szansą jest zostanie w domku. Ta cała degradacja ciał na finał przypomina trochę filmy przyrodnicze i rozkład zwierzaków w przyspieszonym tempie. Zresztą chciałbym być na planie tego filmu. Koleś miał fantazję do efektów. Dużo plasteliny i cała masa ciekawych substancji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez te efekty i klimat w "Martwym źle" do dziś nie lubię sypiać w domku na działce, tym bardziej o oglądaniu tego w takim miejscu nie ma mowy. XD

      Usuń
  2. Zgadzam się. Absolutny majstersztyk i jeden z moich ulubionych horrorów ever.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio telewizja wyemitowała film Sama Raimiego "Oz Wielki i Potężny" i zacząłem się zastanawiać, co się stało z tym reżyserem, że zaczął kręcić bajki dla grzecznych dzieci. "Evil Dead", mimo iż zalatywało taniochą i cechowało się amatorskim aktorstwem, to było bardzo profesjonalnie nakręconym, nastrojowym i trzymającym w napięciu dreszczowcem. Kolejne części też lubię, mimo sporej dawki humoru, która przeszkadza w nazwaniu ich rasowymi horrorami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta taniocha tylo zwiększa potęgę klimatu. :) Nie mogło być lepiej. Mnie kolejne części średnio przypadły do gustu. Przeszkadza mi właśnie ten ich komediowy styl, zwłaszcza że po takiej jedynce chce się więcej tego obrzydliwego niepokoju.

      Usuń
    2. @Mariusz
      "... co się stało z tym reżyserem, że zaczął kręcić bajki dla grzecznych dzieci."

      Pewnie to samo co z Peterem Jacksonem, tylko że Raimi potrafi jeszcze czasami nakręcić spoko film, jak The Gift czy Drag Me to Hell.

      Usuń
  4. Film naprawdę dobry - ciekawe połączenia, fajny klimat. Klasyka, którą trzeba zobaczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Prawdziwa klasyka. Więcej słów przy takim dziele nie trzeba.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane posty