Zombiebobry (Zombeavers) (2014)

UWAGA! Poniższa recenzja może zawierać spoilery!

  Trzy przyjaciółki - Jenn, Mary i Zoe - wybierają się na weekend nad jezioro. Chłopak Jenn - Sam - zdradził ją niedługo przez wyjazdem, dlatego też Mary i Zoe chcą pomóc koleżance zapomnieć o złamanym sercu. Studentki bawią się wyśmienicie, w dzień pływając i opalając się, a wieczorem spedzając czas na grze "prawda czy wyzwanie" oraz piciu piwa. Wypad miał być babski, ale już pierwszej nocy trzej chłopcy - Tommy, Buck i zdrajca Sam - zaskakują swoje dziewczyny zakradając się do domku, w którym przebywają. Jenn nie jest zachwycona z obecności Sama, ale w końcu zgadza się, by koledzy zostali. Wszyscy oddają się seksualno-alkoholowej sielance, lecz niemalże od razu przeszkadza im w tym rozszalały bóbr, który atakuje Jenn w łazience. Tommy zabija zwierzę kijem baseballowym, po czym ładuje je w worka na śmieci i wystawia za drzwi. Następnego dnia rano bóbr znika, a na werandzie wyraźnie widać ślady łap. Chociaż szóstka młodych jest lekko wstrząśnięta, to szybko zapominają o nietypowym wydarzeniu. Jak gdyby nigdy nic pływają sobie beztrosko w jeziorze, kiedy kolejny wściekły bóbr odgrywa Buckowi stopę... Okazuje się, że agresywnych gryzoni jest na pęczki i najwyraźniej są zdeterminowane zeżreć wszystko, co się rusza.

  Do obejrzenia Zombiebobrów oczywiście zachęciła mnie tematyka. Uwielbiam parodie, do tego perspektywa zobaczenia pluszowych bobrów-zombie ganiających za grupką zidiociałych postaci była kusząca, jak tylko dorwałam więc film, od razu zasiadłam do wizji. Nie żałuję, chociaż obraz nie jest aż tak zabawny, jak się tego spodziewałam. Antagoniści wyglądają, jak można to zobaczyć w trailerze - twórcy całkowicie zrezygnowali z chociażby cienia realizmu, w celu zmaksymalizowania poziomu śmieszności i głupoty, które charakteryzują wiele pełnoprawnych produkcji typu animal attack (albo natural horror) oraz zombie (of course). Poza samymi bobrami, są też inne efekty specjalne, zrealizowane korzystając zarówno z fizycznych rekwizytów i charakteryzacji, jak i techniki CGI. Jeśli chodzi o fabułę, Zombiebobry posiadają większość elementów składowych kiepskiego horroru, ale i też niezłej parodii. Biorąc pod uwagę, że jest to debiut reżyserski Jordana Rubina (również jednego ze scenarzystów), to efekt końcowy jest jak najbardziej wystarczający.


  Pierwsza część filmu standardowo przedstawia widzom protagonistów i jest utrzymana w typowym sielankowym klimacie, przypominającym atmosferę początku Piątku 13-go (1980). Trzy główne bohaterki - studentki, które stereotypowo lubią spedzić sobie razem parę dni w domku w lesie - nie mogły być bardziej irytujące. Jenn jest tą niewinną, hamującą bardziej spontaniczne zapędy pozostałej dwójki, Mary ma być najlepszą przyjaciółką Jenn, wspierającą ją bez względu na okoliczności, a Zoe jest najbardziej "szalona", nie stroni od seksu i alkoholu przy jakiejkolwiek okazji. Wszystkie trzy odtwórczynie ról odniosły sukces w wykreowaniu naprawdę płytkich, wkurzających postaci, śmierci których widz wręcz nie może się doczekać. Trzej panowie również stanęli na wysokości zadania, dodając element beztroskich żartów oraz głupkowatych kawałów, jak to musi być w filmie grozy, gdzie protagoniści przebywają sami w środku lasu. Trudno powiedzieć, czy aktorzy znają swój fach i ich sztywna gra była przemyślanym zabiegiem mającym naśladować styl miernego horroru, czy też naprawdę są kiepscy i po prostu grali najlepiej jak umieli. Jakby nie było, efekt jest zadowalający - publika otrzymuje dokładnie to, czego zapewne spodziewa się po tej produkcji.

  Twórcom powinęła się noga w innej kwestii. Film w większości opiera się na kawałach słownych, a przynajmniej taki był pierwotny zamiar. W pewnych momentach silenie się postaci na "błyskotliwy" dowcip jest zbyt oczywiste, a niektóre teksty wyraźnie zostały napisane na siłę, nie wszystkie dialogi są więc tak zabawne, jak to sobie zaplanowali scenarzyści. Zamiast skupiać się na naciąganym humorze a' la Straszny film, można było stworzyć nieco bardziej subtelne aluzje do sytuacji ze specyficznych horrorów, jak to ma miejsce np. w Śmiertelnej gorączce (2002), co moim zdaniem nieporównanie lepiej spełniłniłoby swoją rolę rozśmieszacza i na pewno głębiej zapadłoby w pamięć widza. Jakby tego było mało, parę scen, które miały na celu rozbawić poprzez bodziec wizualny, są po prostu bezczelnie ściągnięte z różnych części Strasznego filmu, jak "niespodziewane" rozjechanie paru postaci przez samochód. Całe szczęście, że bobry stawiają się na czas i ratują film przez klapą.




  Bobry obserwują bohaterów z ukrycia, a wiemy o tym dzięki licznym ujęciom kamery subiektywnej z punktu widzenia owych morderczych futrzaków. Gryzonie SĄ i tylko czekają na odpowiedni moment, by zaatakować... Nie wiadomo czemu, gdyż swoimi zębami w każdej chwili mogłyby przegryźć się przez drzwi domu, żeby od razu wyjeść szóstce studentów mózgi z czaszek. No, ale w końcu nie ma co wymagać zbyt wiele rozumu od naszych zombiebobrów. Prawdziwa akcja rozpoczyna się, kiedy bóbr ukryty w wannie atakuje szykującą się do kąpieli Jenn. Stwór ma białe oczy bez wyrazu, jest oślizgły, niezwykle agresywny oraz nieprzyzwoicie sztuczny, jednak i tak prezentuje się lepiej niż antagoniści większości filmów animal attack. W przeciwieństwie do swoich kuzynów, ludzkich zombie, bobry są wyjątkowo szybkie, nie da się ich zabić nawet strzałem w głowę i do tego obdarzone są nadnaturalną siłą (chociaż mogę się mylić, bobra nigdy nie widziałam na oczy), ale tak samo jak żywe trupy innych gatunków roznoszą swoją zarazę poprzez ugryzienie lub zadrapanie...

  Nie chodzi tutaj wyłącznie o zarazę zombie, a o jeszcze straszniejszy bobrowaty wirus, który nie tylko zabija ofiarę, by zaraz potem przywrócić ją do życia, lecz powoduje także nietypową mutację DNA, zamieniając nieszczęśnika w pół człowieka, pół bobra. Efekty te zostały stworzone za pomocą zarówno charakteryzacji, jak i CGI, co jak na produkcję tego rodzaju jak najbardziej wystarcza... Nie zmienia to jednak faktu, że ja wolałabym, żeby komputerowych sztuczek nie było w ogóle. Mimo wszystko da się przeżyć, gdyż "zbobrzali" bohaterowie momentami prezentują się dostatecznie kretyńsko, by wybaczyć im ich częściową kreskówkowość. Przez moment mamy też niesamowitego zombiebobro-niedźwiedzia, który ryczy złowrogo, ukazując swe nowo nabyte, ogromne zęby gryzonia. Szkoda, że nie ma w filmie tego potwora więcej, bo widać drzemiący w nim potencjał.


  Zombiebobry stanowią dość zgrabną parodię obrazów animal attack oraz zombie. Film przedstawia widzom całkiem niezłych antagonistów, którzy pomimo słodkiego wyglądu i mięciutkiego futerka są ulepszonymi, odporniejszymi na ludzkie ataki żywotnymi zwłokami, więc duży plus już za sam koncept. Jak można się tego spodziewać, głupota chwilami aż bulgocze, ale nie wszystkie teksty czy sytuacje wyszły aż tak zabawnie, by twórcom można było przyznać wybitne poczucie humoru. O wyjątkowej oryginalności też raczej nie ma co mówić, gdyż inspirację Strasznymi filmami widać jak na dłoni, i to na każdym kroku. Mimo to, moim zdaniem każdy, kto lubi czasem dać odpocząć swojemu IQ powinien chociaż trochę docenić Zombiebobry. W końcu apokalipsa zombiebobrów nie zdarza się codziennie.

Ocena: 6/10

***

Zapraszam do śledzenia mojego profilu na filmweb.pl

Komentarze

  1. Moja mina, jak przeczytałam opis - O_o . Moja mina jak skończyłam czytać twoją recenzję - O_O. Nie ma to jak zombie-bobry czy bobro-zombie. Szczerze to o filmie nie słyszałam, ale zastanawiam się skąd ludzie biorą pomysły do takich produkcji. Choć nie przepadam za filmami ze rozwścieczonymi zwierzętami, to chyba zobaczę ten. Z czystej ciekawości :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam. XD W sumie logiczny film, propaguje prawa zwierząt do tego, bo niby czemu tylko ludzie mają stawać się zombie? ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane posty