Fenomeny (Phenomena) (1985)
UWAGA! Poniższa recenzja może zawierać spoilery!
Młoda turystka - Vera Brandt - zostaje sama na szosie na szwajcarskiej wsi po tym jak ucieka jej autobus. Dziewczyna próbuje szukać pomocy w pobliskim domku, lecz nikt nie odpowiada na jej wołania i pukanie, więc w końcu decyduje się sama wejść do środka. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że mieszkańcy są nieobecni, ale po chwili czający się za przymkniętymi dzwiami tajemniczy zabójca atakuje Verę, której nie udaje się uciec daleko zanim osobnik ją dopada. Około 8 miesięcy później, Jennifer Corvino, wrażliwa dziewczyna kochająca owady, właśnie przyleciała do Szwajcarii i pod opieką Frau Brückner udaje się do szkoły z internatem dla dziewcząt, gdzie ojciec wysłał ją by odebrała edukację. Akademia nie wydaje się przyjaznym miejscem - dyrektorka już od pierwszych chwil pokazuje zamiłowanie do stosowania twardej dyscypliny wobec swoich podopiecznych, aczkolwiek z marnym skutkiem. Jennifer dzieli pokój z Francuzką Sophie, która od razu opowiada nowo przybyłej o grasującym w okolicy nieuchwytnym seryjnym mordercy, czyhającym na młode dziewczęta...
Fenomeny są zdecydowanie moim numerem jeden jeśli chodzi o twórczość włoskiego reżysera kryminałów i filmów grozy Daria Argento, aczkolwiek jest jednym z jego mniej docienianych tworów. Film w Stanach Zjednoczonych został edytowany (wycięto ok. 20 minut) i wypuszczony pod tytułem Creepers. Oryginalna wersja, trwająca około 110 minut, jest dziś ogólnie dostępna zarówno w USA, jak i w Europie (i to ją recenzuję). Wersja włoska (zdubbingowana na ten język) jest bogatsza o jedną nieważną scenę, gdzie podczas jazdy autobusem starsza kobieta prosi Jennifer o zamknięcie okna. Fenomeny łączą w sobie elementy giallo, slashera, monster movie, natural oraz paranormal horror, co wynika w przeplatance kilku znaczących wątków. Nie sprawia to jednak, że fabuła jest zbyt zagmatwana, albo, że wątek główny się zatraca. Wręcz przeciwnie - dzięki bardziej złożonej strukturze fabularnej Fenomenów nie da się nie oglądać z zapartym tchem, czekając na rozwikłanie najważniejszej zagadki: kim jest morderca i dlaczego zabija?
W roli głównej jako Jennifer Corvino widzimy jeszcze wtedy nie znaną, ale bardzo utalentowaną, Jennifer Connelly, która pomimo młodego wieku (miała wtedy tylko 14 lat) świetnie dała sobie radę wcielając się w postać final girl. Wśród dzieł Argento nie ma żadnego stuprocentowego slashera. Fenomeny też nim nie są, więc i final girl, choć wciąż można ją tak zazwać, jest trochę inną bohaterką niż to zazwyczaj bywa w horrorach. Jennifer wygląda na zwyczajną czternastolatkę, ale chowa ona w sobie wielką tajemniczą moc: możliwość komunikowania się z insektami. Dziewczyna od zawsze kocha owady, a owady od zawsze kochają ją, i ta pasja prowadzi do przyjaźni pomiędzy Jennifer a przykutym do wózka inwalidzkiego profesorem entomologii Johnem McGregorem. To jemu nastolatka zwierza się, kiedy odkrywa, że jest w stanie telepatycznie konwersować ze swoimi małymi przyjaciółmi. Pierwszym objawem dopiero co wyłaniającego się talentu jest obraz zamordowanej Sophie, siłą umysłu przesłany Jennifer przez larwę znajdującą się na rękawiczce zabójcy, którą dziewczyna znalazła wcześniej w lesie, również dzięki owadowi. Upewniwszy się, że jej telepatyczne zdolności nie są tylko urojeniem, Jennifer, za namową McGregora, decyduje się wraz z nietypową wspólniczką - muchą - odnaleźć mordercę młodych dziewczyn. To, co następuje później jest dla amerykańskiej uczennicy serią następujących jedna po drugiej okazji by wykazać się swoją niesamowitą, jak na final girl, aktywną zaradnością - w slasher'ach ta postać zazwyczaj zawdzięcza życie bardziej przypadkowi, a mianowicie swojej "niewinnej", wolnej od nadmiernej seksualności naturze, niż trzeźwości umysłu czy rozsądkowi. Jennifer Corvino w Fenomenach bez wątpienia odstępuje od tej reguły, aczkolwiek też zachowuje nastoletnią "czystość", w filmie symbolizowaną przez sukienkę zachowującą prawie nieskazitelną biel, pomimo wielu niemiłych przygód z krwią i ludzkimi szczątkami przez które przechodzi dziewczyna.
Obecność owadów, które w trudnych chwilach zawsze są u boku głównej bohaterki, wskazują na tak zwany natural horror, czyli film grozy, gdzie zazwyczaj niegroźne stworzenia okazują się nieść śmierć. Robale w Fenomenach nie są wyjątkiem, jednak w tym przypadku stoją po stronie "dobra" - nie są one bezwzględnymi mordercami atakującymi bez powodu niewinne ofiary, lecz pojawiają się na "zawołanie" Jennifer, reagując na stan jej umysłu kiedy ta znajduje się w sytuacji zagrożenia. Nie znaczy to, że nie wiedzą co to gwałt, i kiedy trzeba potrafią sprawić, że oprawca ich ukochanej "pani" zamieni się w krwawą pozostałość po człowieku. To samo tyczy się szympanszycy Ingi, "pomocnicy" i przyjaciółki zarazem profesora McGregora. Przez większość filmu wydaje się być po prostu wyjątkowo mądrą, dobrze wytresowaną niewinną małpką, jednak ona również, kiedy przychodzi co do czego pokazuje pazur i, nie bez ofiar w ludziach, wkracza na ratunek Jennifer.
Pod względem stylistycznym Fenomeny są niepowtarzalnym filmem. Elementy charakterystyczne dla twórczości Argento nie są nieobecne, jednak nie uderzają one na każdym kroku, co może być powodem mniejszej popularności tej pozycji. Sceny morderstw, chociaż wciąż bardzo brutalne i bezpośrednie, nie mają typowej dla Argento estetyki i zaprojektowanego ze zdumiewającą dokładnością makabrycznego piękna. Nie są jednak tego całkowicie pozbawione, co wynika w trochę bardziej realistycznych, mało krwistych, lecz wciąż przykuwających uwagę pomysłowością mordach, które bez wątpienia zadowolą miłośników takich scenek, lecz mogą być zawodem dla fanów bardziej typowych dla Argento filmów, jak Odgłosy czy Głęboka czerwień. Mimo to w filmie nie brakuje gore - w domu mordercy na wpół zjedzonych przez robaki ludzkich szczątków mamy pod dostatkiem, a scena, gdzie Jennifer wpada do "basenu" pełnego rozkładających się odciętych kończyn, głów, larw, oraz innych niezydentyfikowanych części pochodzących od nieświeżych trupów, z pewnością obrzydzi najtwardszego widza.
Atmosfera odizolowania, też często występująca w filmach Argento, w Fenomenach jest zbudowana w bardziej namacalny, dosłowny sposób. W filmach takich jak Odgłosy czy Inferno, akcja dzieje się w dziwnie opustoszałych wielkich miastach, gdzie to bardziej budynki niż otoczenie sugerują pewne odcięcie bohaterów od realnego świata zewnętrznego. Z drugiej strony, fabuła Fenomenów ma miejsce na szwajcarkiej wsi, gdzie gęstego, ciemnego, szumiącego lasu nie brakuje, tak samo jak mało uczęszczanych, zawsze cichych szos - odludzie nie jest tutaj wykreowane przez reżysera, jest to po prostu prawdziwe odludzie. Budynki, choć ogromne, masywne, i w dużej mierze puste, nie oderzają sztucznością i swojego rodzaju groteskową baśniowością jak w Odgłosach, lecz wyglądają bardziej realnie, są częścią odludnego otoczenia, zamiast stanowić odludną gotycką przestrzeń same w sobie. Pomimo pozornego uczucia spokoju i odprężenia, które może wzbudzać zieleń szwajcarskich krajobrazów, czujemy czające się zagrożenie na każdym kroku, nawet w pełnym świetle dnia. Dużą zasługę ma tutaj genialna ścieżka dźwiękowa skomponowana przez często współpracującą z Argento grupę Goblin (moim zdaniem muzyka do Fenomenów jest jedną z najlepszych kiedykolwiek stworzonych w historii kina grozy). Swoim nastrojowym dynamizmem kontrastuje ona z często spokojnymi widokami, odzwierciedlając też niepokój odczuwany przez bohaterów.
W Fenomenach oczywiście też jest się do czego przyczepić. Niektóre sceny wydają się zbędnie zaburzać płynność fabuły, gdyż nie mają większego znaczenia na tle całości, albo dałoby się je zastąpić dialogiem. Przykładem może być pokazanie szpitalu psychiatrycznego, gdzie znajduje się osoba powiązana z zabójcą, czy wspomniana na początku wpisu scena, gdzie starsza pani w autobusie prosi Jennifer o zamknięcie okna (jej wycięcie też było mało fortunnym zabiegiem, ponieważ jak Jennifer wysiada z autobusu, widzimy tą panią zamykającą za nią okno, i już w ogóle nie wiemy kim ona jest i o co chodzi). Niepotrzebny może też jest narrator (głos samego Argento), który przez cały film wypowiada tylko jedno zdanie w sytuacji, gdzie dodatkowe wyjaśnienia są zbyteczne. Grę aktorską charakteryzuje pewna teatralna sztywność, ale jest ona bardziej wynikiem stylu twórczości reżysera niż nieudolności aktorów, czego dowodzą inne filmy Argento, gdzie możemy zaobserwować to samo zjawisko.
Fenomeny, chociaż na ich cześć nie są pisane pieśni pochwalne jak w przypadku Głębokiej czerwieni, są jednym z najbardziej godnym uwagi filmem autorstwa Argento. Są one dowodem, że włoski reżyser potrafi stworzyć nie tylko wyborne giallo, ale też nastrojowy horror, w którym nie brakuje niczego - brutalnych morderstw, zagadki, zjawisk nadprzyrodzonych, gore czy też motywu śmiercionośnej natury. Mogłoby się wydawać, że taka mieszanka będzie zabójcza dla klarowności filmu, jednak Argento popisał się znakomitą umiejętnością łączenia ze sobą kilku wątków tak, by fabuła nie była zaśmiecona i jeden zdecydowanie zarysowany wątek główny nadal był obecny, dominując w skupianiu na sobie uwagi widza. Szczerze polecam miłośnikom horrorów i dobrego kina.
Ocena: 8/10
Młoda turystka - Vera Brandt - zostaje sama na szosie na szwajcarskiej wsi po tym jak ucieka jej autobus. Dziewczyna próbuje szukać pomocy w pobliskim domku, lecz nikt nie odpowiada na jej wołania i pukanie, więc w końcu decyduje się sama wejść do środka. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że mieszkańcy są nieobecni, ale po chwili czający się za przymkniętymi dzwiami tajemniczy zabójca atakuje Verę, której nie udaje się uciec daleko zanim osobnik ją dopada. Około 8 miesięcy później, Jennifer Corvino, wrażliwa dziewczyna kochająca owady, właśnie przyleciała do Szwajcarii i pod opieką Frau Brückner udaje się do szkoły z internatem dla dziewcząt, gdzie ojciec wysłał ją by odebrała edukację. Akademia nie wydaje się przyjaznym miejscem - dyrektorka już od pierwszych chwil pokazuje zamiłowanie do stosowania twardej dyscypliny wobec swoich podopiecznych, aczkolwiek z marnym skutkiem. Jennifer dzieli pokój z Francuzką Sophie, która od razu opowiada nowo przybyłej o grasującym w okolicy nieuchwytnym seryjnym mordercy, czyhającym na młode dziewczęta...
Fenomeny są zdecydowanie moim numerem jeden jeśli chodzi o twórczość włoskiego reżysera kryminałów i filmów grozy Daria Argento, aczkolwiek jest jednym z jego mniej docienianych tworów. Film w Stanach Zjednoczonych został edytowany (wycięto ok. 20 minut) i wypuszczony pod tytułem Creepers. Oryginalna wersja, trwająca około 110 minut, jest dziś ogólnie dostępna zarówno w USA, jak i w Europie (i to ją recenzuję). Wersja włoska (zdubbingowana na ten język) jest bogatsza o jedną nieważną scenę, gdzie podczas jazdy autobusem starsza kobieta prosi Jennifer o zamknięcie okna. Fenomeny łączą w sobie elementy giallo, slashera, monster movie, natural oraz paranormal horror, co wynika w przeplatance kilku znaczących wątków. Nie sprawia to jednak, że fabuła jest zbyt zagmatwana, albo, że wątek główny się zatraca. Wręcz przeciwnie - dzięki bardziej złożonej strukturze fabularnej Fenomenów nie da się nie oglądać z zapartym tchem, czekając na rozwikłanie najważniejszej zagadki: kim jest morderca i dlaczego zabija?
Obecność owadów, które w trudnych chwilach zawsze są u boku głównej bohaterki, wskazują na tak zwany natural horror, czyli film grozy, gdzie zazwyczaj niegroźne stworzenia okazują się nieść śmierć. Robale w Fenomenach nie są wyjątkiem, jednak w tym przypadku stoją po stronie "dobra" - nie są one bezwzględnymi mordercami atakującymi bez powodu niewinne ofiary, lecz pojawiają się na "zawołanie" Jennifer, reagując na stan jej umysłu kiedy ta znajduje się w sytuacji zagrożenia. Nie znaczy to, że nie wiedzą co to gwałt, i kiedy trzeba potrafią sprawić, że oprawca ich ukochanej "pani" zamieni się w krwawą pozostałość po człowieku. To samo tyczy się szympanszycy Ingi, "pomocnicy" i przyjaciółki zarazem profesora McGregora. Przez większość filmu wydaje się być po prostu wyjątkowo mądrą, dobrze wytresowaną niewinną małpką, jednak ona również, kiedy przychodzi co do czego pokazuje pazur i, nie bez ofiar w ludziach, wkracza na ratunek Jennifer.
Atmosfera odizolowania, też często występująca w filmach Argento, w Fenomenach jest zbudowana w bardziej namacalny, dosłowny sposób. W filmach takich jak Odgłosy czy Inferno, akcja dzieje się w dziwnie opustoszałych wielkich miastach, gdzie to bardziej budynki niż otoczenie sugerują pewne odcięcie bohaterów od realnego świata zewnętrznego. Z drugiej strony, fabuła Fenomenów ma miejsce na szwajcarkiej wsi, gdzie gęstego, ciemnego, szumiącego lasu nie brakuje, tak samo jak mało uczęszczanych, zawsze cichych szos - odludzie nie jest tutaj wykreowane przez reżysera, jest to po prostu prawdziwe odludzie. Budynki, choć ogromne, masywne, i w dużej mierze puste, nie oderzają sztucznością i swojego rodzaju groteskową baśniowością jak w Odgłosach, lecz wyglądają bardziej realnie, są częścią odludnego otoczenia, zamiast stanowić odludną gotycką przestrzeń same w sobie. Pomimo pozornego uczucia spokoju i odprężenia, które może wzbudzać zieleń szwajcarskich krajobrazów, czujemy czające się zagrożenie na każdym kroku, nawet w pełnym świetle dnia. Dużą zasługę ma tutaj genialna ścieżka dźwiękowa skomponowana przez często współpracującą z Argento grupę Goblin (moim zdaniem muzyka do Fenomenów jest jedną z najlepszych kiedykolwiek stworzonych w historii kina grozy). Swoim nastrojowym dynamizmem kontrastuje ona z często spokojnymi widokami, odzwierciedlając też niepokój odczuwany przez bohaterów.
Fenomeny, chociaż na ich cześć nie są pisane pieśni pochwalne jak w przypadku Głębokiej czerwieni, są jednym z najbardziej godnym uwagi filmem autorstwa Argento. Są one dowodem, że włoski reżyser potrafi stworzyć nie tylko wyborne giallo, ale też nastrojowy horror, w którym nie brakuje niczego - brutalnych morderstw, zagadki, zjawisk nadprzyrodzonych, gore czy też motywu śmiercionośnej natury. Mogłoby się wydawać, że taka mieszanka będzie zabójcza dla klarowności filmu, jednak Argento popisał się znakomitą umiejętnością łączenia ze sobą kilku wątków tak, by fabuła nie była zaśmiecona i jeden zdecydowanie zarysowany wątek główny nadal był obecny, dominując w skupianiu na sobie uwagi widza. Szczerze polecam miłośnikom horrorów i dobrego kina.
Ocena: 8/10
***
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na filmweb.pl.
To także mój numer 1 jeśli chodzi o Dario Argento. Za pierwszym razem nie doceniłem tego filmu, ale potem jak poznałem inne jego dzieła (w tym te najsłynniejsze), to byłem zdziwiony że "Phenomena" nie doczekała się należnego uznania. Wspaniały jest to film, znakomicie połączono tu giallo z baśniowym horrorem, a zakończenie to prawdziwa uczta dla widzów spragnionych mocnych wrażeń. Do tego film jest niesamowicie poetycki i nastrojowy, a Jennifer Connelly jest w nim cudowna. Niech inni chwalą ją sobie za "Requiem dla snu" albo "Piękny umysł", ale dla mnie pozostanie jedną z najlepszych aktorek dziecięcych, dzięki roli w filmie Argento.
OdpowiedzUsuńMnie też Connelly kojarzy się głównie z "Phenomena", to pierwszy film w którym ją zobaczyłam, jeszcze w dzieciństwie. :)
UsuńHej Hej Hej!! Jennifer Connelly? Labirynt? 1986? Nie kojarzycie? :)
OdpowiedzUsuńPowyższy Fenomen właśnie skończyłem. Dzięki za zachęcenie. No i ... klimat przede wszystkim. Trochę głupotek, ale o tym zapewne później. Dobranoc :)
Phenomena to bez dwóch zdań niesamowity popis także Luigi Cozziego, o czym wspomnieć należy - to pod jego przewodnictwem pracowali spece od larw - udało mi się parę lat temu zapytać Cozziego o ten epizod na planie - z uśmiechem skwitował moje zachwyty krótkim "Grazie, il mio lavoro" :D :D
OdpowiedzUsuńDzieki za info. ;) Sceny z robalami bez watpienia sa godne pochwaly. :) Troche wspolczuje Connelly, ze musiala sie z tym babrac, ale coz. XD
UsuńNie ma co współczuć, tak się przechodzi do historii ;) Jennifer miała tam na planie bardziej przykrą przygodę - tresowany szympans ugryzł ją w rękę do krwi . a takie rany na prawdę brzydko i trudno się goją, paszcza człekokształtnych to prawdziwe królestwo zarazków.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Praca aktora bywa ciezka i niebezpieczna... ;)
Usuń