Halloween (1978)

  31 października, rok 1963. W Haddonfield, Illinois, Judith Myers, pod nieobecność rodziców, miło spędza czas ze swoim chłopakiem. Jest jednak nieświadoma tego, że czai się na nią jej młodszy brat Michael. Jak tylko chłopak wychodzi, Michael wchodzi do pokoju siostry i, wcześniej wziętym z kuchni nożem, dźga ją kilkatrotnie, aż dziewczyna osuwa się bez życia na podłogę. Po dokonaniu mordu chłopiec wychodzi przed dom, gdzie właśnie parkują samochód jego rodzice, którzy zastają syna z zakrwawionym narzędziem w ręku. Tutaj po raz pierwszy widzimy twarz Michaela - jest on sześcioletnim dzieckiem. Mija 15 lat. W przeddzień Halloween Michael ucieka ze szpitala psychiatrycznego w Smith's Grove, gdzie przebywał od 63-go i skąd jego psychiatra, doktor Sam Loomis, za żadne skarby nie chciał go wypuścić. Loomis słusznie domyśla się, że Michael ma zamiar wrócić do Haddonfield, i następnego dnia podąża jego śladem. Tymczasem uczennica liceum Laurie dzieli się z dwiema koleżankami - Annie i Lyndą - swoimi planami na spędzenie nocy Halloween - opieka nad chłopcem z sąsiedztwa, Tommy'm Doyle'm. Zarówno Annie, jak i Lynda są bardziej przebojowe, więc, chociaż Annie też tej nocy pracuje jako opiekunda do dziecka, obie zamierzają spotkać się ze swoimi chłopakami. Annie podwozi Laurie do domu Doyle'ów i gdy tylko zapada zmrok, Michael przestaje ukrywać się w cieniu...

  Halloween powstało z pomysłu niezależnego dystrybutora/producenta Irwina Yablansa. Wcześniej rozprowadził on już film Johna Carpentera pt. Atak na posterunek 13 (1976), który nie odniósł sukcesu w Stanach, ale za to został doceniony w Wielkiej Brytanii - obraz zdobył nagrodę na Londyńskim Festiwalu Filmowym. Nic więc dziwnego, że Yablans postanowił powierzyć swój koncept na horror o psychopacie czającym się na opiekunki do dzieci właśnie temu (wtedy jeszcze nieznanemu) utalentowanemu reżyserowi. Carpenter dokonał niemożliwego pisząc scenariusz na spółkę ze swoją ówczesną dziewczyną Debrą Hill, osobiście komponując całą ścieżkę dźwiękową, a następnie kompletując zdjęcia do filmu w 20 dni, wszystko na budżecie wynoszącym $300,000. Ani Yablans, ani Carpenter nie spodziewali się, że Halloween odniesie aż tak wielki sukces. Koszty produkcji zwróciły się ponad stopięćdziesięciokrotnie - wpływy wyniosły ponad $50 milionów. Przychylność, z jaką spotkał się ten horror, pewnie po części wynika z nosa do interesów dystrybutora - Yablans miał dobry pomysł w dobrym czasie, a Carpenter okazał się być na tyle zdolnym młodzieńcem, że nadał kinu slash ostateczny kształt. Aczkolwiek są wcześniejsze filmy zaliczające się do tego podgatunku, Halloween jako pierwsze zgromadziło wszystkie cechy mające później złożyć się na definicję terminu. To konkretne dzieło stało się też szablonem dla innych twórców filmowych - Halloween zapoczątkowało modę na tanie slashery, która trwała od późnych lat  70. do drugiej połowy lat 80.


  Zdumiewające jest to, że od Halloween wcale nie powiewa taniochą. Jednym ze znaków, że Carpenter nie miał zbyt wielu zielonych, żeby poprowadzić projekt, może być prawie jednolita w czasie i miejscu fabuła - poza krótkim wstępem pokazującym małego Michaela oraz sekwencją jego ucieczki ze szpitala w Smith's Grove, akcja w całości ma miejsce 31 października 1978 w Haddonfield (prawie całość nakręcona w Pasadenie w Kalifornii). Może być to uważane za wadę, jeśli ktoś nie gustuje w prostocie fabularnej. Ja zazwyczaj zaliczam się do tego grona, jednak w przypadku Halloween sądzę, że film nadrabia ten "brak" stylistyką. Pierwsza połowa dziewięćdziesięciominutowego filmu skupia się na budowaniu atmosfery zagrożenia. Dużą rolę ma w tym mantrowata melodia, którą zazwyczaj słyszymy, kiedy zabójca (lub znak jego obecności) jest w polu widzenia któregoś z bohaterów. Film jest pozbawiony jump scenes, lecz mamy efekt zaskoczenia słuchowego, gdyż niektóre bardziej intensywne momenty są uwydatnione przez nagle głośniej rozbrzmiewającą muzykę (parę razy podskoczyłam podczas oglądania i to mi się podobało). Zdecydowanie na plus dla filmu idzie też praca kamery, która zdaje się swobodnie "płynąć", co pozwala osiągnąć niepowtarzalną harmonię między spokojem i dynamiką - obraz nigdy nie jest nieruchomy, każdemu ujęciu towarzyszy charakterystyczne lekkie "falowanie" (efekt użycia kamery typu Steadicam, która jest przymocowana do specjalnej kamizelki tak, by operator mógł ją "ubrać" i filmować chodząc po planie).

  W Halloween widzimy też ówczesną debiutantkę Jamie Lee Curtis w roli final girl. Sukces tego horroru zapewnił jej główne role w innych znanych filmach grozy, w tym dwóch slasherachMgła, Terror w pociągu, Bal maturalny (wszystkie z 1980-go)... Nie mówiąc o późniejszych sequelach do samego Halloween. Dzięki swojej aktywności w gatunku aktorka została okrzyknięta "scream queen" ("królową krzyku"). Curtis z pewnością wpłynęła na ukształtowanie modelu final girl wcielając się w postać Laurie. Mało pewny siebie, nieśmiały charakter głównej bohaterki dopełnia wygląd aktorki, której podłużna twarz, ostre rysy i niemal pozbawiona krągłości figura sprawiają, że Laurie emanuje swego rodzaju "chłopięcością", jakże odmienną od jej bardziej "zerotyzowanych" koleżanek - Annie i Lyndy.



  Na sukces produkcji w dużej mierze złożyła się główna idea filmu oraz postać zabójcy, Michaela Myersa. Yablans wymyślił tytuł "Halloween" zanim jeszcze powstał jakikolwiek scenariusz, ale uważam, że efekt końcowy z pewnością usatysfakcjonował jego oczekiwania co do połączenia tematyk święta 31-go października, opiekunek do dzieci i czającego się złowrogiego "Boogeymana". Halloween przemawia do dziecka ukrytego w każdym z nas, serwując sporą dawkę poczucia surrealności związanej ze strachem przed "potworem spod łóżka". Lwia część fabuły ma miejsce w nocy, kiedy to świat dookoła cichnie, cienie wydłużają się i nabierają złowrogich kształtów, a z ciemnego kąta wyłania się "straszydło". Wszystko to jest spotęgowane przez magiczną noc Halloween, kiedy to według tradycji wszystkie złe duchy mają budzić się i grasować wśród nas. Z tego też powodu z filmie gra światła i cieni (więcej cieni niż swiatła) odgrywa niemałą rolę - najbardziej spodobały mi się sceny rozmowy Loomisa z pielęgniarką w samochodze (ich twarze częściowo oświetlone niebieskawym światłem) oraz Curtis schowanej w szafie przed Michaelem (jego cień przesuwający się po drzwiach), ale to ciemny dom, pełen dziwnych czarnych kształtów, jest najmocniejszym elementem w większości sekwencji.

  W tym wszystkim oczywiście jest Michael. Fabuła nie żadnym stopniu nie sugeruje, że nie jest on w stu procentach istotą ludzką. Morderca jest tutaj po prostu zwykłym, śmiertelnym psychopatą zbiegłym z psychiatryka - nie duchem, wampirem, zombie czy innym potworem. Pomimo tego, jego postać w kilka sposobów nawiązuje do świata nadprzyrodzonego, na co wskazuje to, że po ucieczce powróca do swojego starego domu (jak duch, który nie może zaznać spokoju), zaczyna atakować dopiero po zmroku (jak typowy "boogeyman") oraz jego odporność na ataki, które zwykłego człowieka zabiłyby na miejscu. Zastanawiało mnie dlaczego Michael obrał właśnie Laurie za główny cel swojego polowania, ale Kendall R. Phillips w książce Dark Directions: Romero, Craven, Carpenter, and the Modern Horror Film, biorąc pod uwagę "nadprzyrodzoność" psychopaty oraz inne nocno-złowrogie elementy w filmie, stawia bardzo sensowną teorię, że Laurie "wywołuje" zabójcę, kiedy wkrocza na jego teren zostawiając pod wycieraczką domu Myers klucz dla potencjalnych kupców posesji. Teorii tej dowodzi też postać doktora Loomisa, który w filmie więcej niż raz podkreśla, że Michael jest po prosty "zły" od urodzenia  (bez żadnego "nabytego" powodu), jak to zazwyczaj bywa z różnymi fantastycznymi stworami. Bardzo podoba mi się w Halloween to wkomponowanie elementów świata nadprzyrodzonego w codzienność przy użyciu postaci mężczyzny z krwi i kości, bez mniej cielesnych "spirytyzmów".


  Halloween jest slasherem, co oznacza, że fabuła nie zawsze ma logiczny sens. Na przykład nie jest wyjaśnione jak Michael, spędziwszy prawie całe życie w szpitalu, nabył umiejętność prowadzenia samochodu (Loomis w pewnym momencie stwierdza, że ktoś musiał dawać mu lekcje, jednak nie wydaje mi się, żeby było to realnie możliwe wewnątrz szpitala dla obłąkanych przestępców). Do innych niedociągnięć filmu można zaliczyć sekwencję, w której mały Michael idzie do pokoju siostry, by ją zabić - jest to nakręcone za pomocą subiektywnej kamery z perspektywy Michaela i obiektyw znajduje się za wysoko, aby sugerować dziecięcy wzrost. W Halloween nie ma sensu też doszukiwać się głębszych znaczeń - jest to po prostu nieskomplikowany slasher bez żadnego konkretnego przesłania, może tylko poza tym niezamierzonym, że najbardziej "niewinna" i "aseksualna" dziewczyna (wspomniana final girl) przeżywa, podczas gdy "rozwiązłe" bohaterki umierają. Osobiście najbardziej przeszkadza mi właśnie ten brak przesłań, ale jest to typowa cecha niskobudżetowych slasherów, nie można więc winić za to Carpentera, który zrealizował film według danego konceptu - horror w jak to możliwe najlepszym stylu, trzymający w napięciu i wciągający widza atmosferą złowieszczości.

  Przyznaję, że trudno obiektywnie ocenić Halloween. Stylistycznie jest to majstersztyk, ale jest możliwość, że mała oryginalność fabularna będzie nużąca dla współczesnego widza, który slasherów pewnie widział od groma - postacie mogą się wydać stereotypowe, a zakończenie przewidywalne. Ja też momentami miałam trudności w skupieniu się na fabule, bo po prostu wiedziałam, co wydarzy się dalej. Należy pamiętać jednak, że film wyszedł w 1978 roku i jako pierwszy połączył w sobie typowe dziś cechy gatunku slasher, więc braku oryginalności na pewno nie można dopisać do wad tej produkcji. Ogólnie film trzyma w napięciu przez cały czas dzięki takim czynnikom jak świetne ujęcia zrobione "płynącą" kamerą, wybitna muzyka rozbrzmiewająca tam gdzie trzeba oraz wyśmienicie zaprojektowana postać zabójcy. Trochę nudziłam się pod sam koniec, kiedy to już nie dałam rady wyprzeć z siebie wiedzy wynikłej z lat oglądania filmów grozy i tylko czekałam na łatwe do przewidzenia zakończenie. Jednak uważam, że Halloween zasłużyło na swoją sławę, mimo prostoty. Jest to bardzo dobry, wyjątkowo nastrojowy slasher, do którego przyjemnie jest co jakiś czas wrócić.

Ocena: 8/10


***

Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.

Komentarze

  1. No, i nareszcie powstał jakiś horrorowy blog z długimi reckami. Dzięki, będę miała co czytać. Mam tylko nadzieję, że szybko nie zrezygnujesz z blogowania. Dodałam już do ulubionych.
    Co do "Halloween" to poniekąd zgadzam się. Jak dla mnie jest za mało krwawy (ba, w tym filmie to o ile dobrze pamiętam nie było wcale krwi...), ale to jeden z pierwszych obrazów (obok "TCM"), który zapoczątkował w Stanach modę na serie slasherów, które łączy ten sam antybohater. Potem się posypało - "Piątek trzynastego", "Koszmar z ulicy Wiązów" itd. Ogólnie ogląda się dobrze, a bo klimat wręcz miażdży, no i postać Myersa jest niczego sobie. Zdecydowanie wyróżnia się na tle innych slasherów z lat 70-tych i 80-tych, ale troszkę krwi jeszcze bardziej by zawyżyło i tak już wysoki poziom;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że doceniasz moje wypociny. :) Też często ubolewam nad małą ilością w Internecie recenzji w języku polskim, które byłyby trochę bardziej rzetelne niż "straszne", "nie straszne"... Dziękuję za zalinkowanie. Ja też Twojego bloga śledzę regularnie i z przyjemnością. ;)
      Prawda, "Halloween" jest jednym z najbardziej delikatnych slasher'ów jeśli chodzi o krwistość, jest jej praktycznie tylko symboliczna ilość. Pewnie wynika to z tego, że zwyczajnie nie było funduszy na dobre efekty specjalne, ale moim zdaniem to wcale nie stanowi ujmy, bo Carpenter poradził sobie świetnie. W zamian za brak graficznej brutalności naładował film tak gęstą atmosferą napięcia, że szybkie, nieskomplikowane zabójstwa akcentują to napięcie, zamiast przerastać je intensywnością. W przypadku np. "Piątku 13-go" efekty Tom'a Savini'ego są niesamowite i niewypowiedzianie cieszą oko, jednak wydaje mi się, że troszkę przyćmiewają ogólną atmosferę filmu, przez co całość nie wypada już tak dobrze jak "Halloween". Masz rację, troszkę więcej krwi by nie zaszkodziło. Też jestem fanką graficznych scenek, ale jest jak jest, i sama jestem zaskoczona, że w "Halloween" wcale nie odczuwam ich braku. ;) Być może balans pomiędzy fabułą, atmosferą i brutalnymi scenami jest jedną z najtrudniejszych rzeczy do osiągnięcia w horrorach. ;)

      Usuń
  2. Spoko tekst :)

    Halloween, to jak dla mnie zdecydowanie filmowa czołówka. Chociaż, niestety, bardzo dawno ostatnio oglądałem, więc raczej nie mam o nim zbyt wielu odkrywczych rzeczy do powiedzenia. Wydaje mi się, że jego stylowości na pewno nie da się lekceważyć, bo do tej pory odbija się echem w różnych popularnych produkcjach. Np. złoczyńca z serialu True Detective jest w dużej mierze (zwłaszcza wizualnie) połączeniem Mayersa i Leatherface'a. A 10 kadr z twojej recenzji (ten z brudną szybą) był ostatnio wykorzystany w Prisoners Denisa Villeneuve'a.

    http://screencapsbest.com/gallery/displayimage.php?pid=239885&fullsize=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Daniel Nie zaczynaj z tym Prisonersem :)

      Tekst rzeczywiście fajny. Ja niestety pamiętam baaaardzo mało z Halloween. Oglądałem go z 20 lat temu :/

      Usuń
    2. @Daniel Muszyński, święta racja, gdyby nie "Halloween" dzisziejsze kino grozy (i nie tylko) wyglądałoby zupełnie inaczej, trudno zliczyć produkcje, które zaczerpnęły z dzieła Carpenter'a. ;)
      @Patryk Karwowski "Halloween" jest jendym z tych filmów do których zawsze miło się wraca po latach. ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane posty