Dziewczyny śmierci (The Final Girls) (2015)
Matka Max, aktorka, która w latach 80. wystąpiła w jednym z bardziej znanych slasherów, ginie tragicznie w wypadku samochodowym. Mijają trzy lata, a dziewczyna wciąż nie może się pogodzić ze stratą, dlatego bardzo niechętnie zgadza się na uczestniczenie w seansie Camp Bloodbath, urządzonym przez wiernych fanów filmu. Zaraz po rozpoczęciu projekcji wybucha pożar i w trakcie ucieczki Max oraz kilkoro jej przyjaciół nie wiadomo jak zostają przeniesieni do horroru, który właśnie oglądali...
Ten, kto uwielbia straszne filmy i z tej racji ogląda ich wiele, na pewno nie raz podczas seansu slashera rozkoszował się własną znajomością konwencji, jaka rządzi tym gatunkiem. Grupka młodych ludzi staje twarzą w twarz z zabójcą. Ci, którym przyszło do głowy pokopulować, umierają. Ratuje się zawsze jedna dziewczyna - najczęściej ta, która albo nie ma chłopaka, albo ma, ale z nim nie śpi. Unieszkodliwiony morderca zawsze "powstaje", aby ostatni raz zapełnić portki pozostałych przy życiu protagonistów i podrzucić w fotelu widzów przed ekranem. To z grubsza tyle... Cała reszta to tylko mniej lub bardziej godziwe ozdobniki. Wierni fani tradycyjnych przedstawicieli nurtu zresztą wręcz nie lubią zbyt radykalnych zmian - duża część jego uroku w końcu polega właśnie na tym utartym deseniu. Slasheromaniacy na pewno wiedzieliby, co zrobić, gdyby nagle znaleźli się w jednym ze swoich ukochanych horrorów... Nie wszyscy bohaterowie The Final Girls jednak mogą się zaliczyć do tej uświadomionej "elity", zatem postawieni wbrew swojej woli w danej sytuacji, mają naprawdę twardy orzech do zgryzienia.
Ten, kto uwielbia straszne filmy i z tej racji ogląda ich wiele, na pewno nie raz podczas seansu slashera rozkoszował się własną znajomością konwencji, jaka rządzi tym gatunkiem. Grupka młodych ludzi staje twarzą w twarz z zabójcą. Ci, którym przyszło do głowy pokopulować, umierają. Ratuje się zawsze jedna dziewczyna - najczęściej ta, która albo nie ma chłopaka, albo ma, ale z nim nie śpi. Unieszkodliwiony morderca zawsze "powstaje", aby ostatni raz zapełnić portki pozostałych przy życiu protagonistów i podrzucić w fotelu widzów przed ekranem. To z grubsza tyle... Cała reszta to tylko mniej lub bardziej godziwe ozdobniki. Wierni fani tradycyjnych przedstawicieli nurtu zresztą wręcz nie lubią zbyt radykalnych zmian - duża część jego uroku w końcu polega właśnie na tym utartym deseniu. Slasheromaniacy na pewno wiedzieliby, co zrobić, gdyby nagle znaleźli się w jednym ze swoich ukochanych horrorów... Nie wszyscy bohaterowie The Final Girls jednak mogą się zaliczyć do tej uświadomionej "elity", zatem postawieni wbrew swojej woli w danej sytuacji, mają naprawdę twardy orzech do zgryzienia.
The Final Girls zdecydowanie odbiega od tonu większości grozowych pastiszy, jakie powstały w ostatnich dwóch dekadach. Nie zetkniemy się tutaj z silącymi się na dowcip dialogami ze Strasznego filmu, dyskretnymi, nawiązującymi do znanych horrorów "smaczkami" ze Śmiertelnej gorączki czy też nieskomplikowanym, średnio inteligentnym humorem z Zombieland. Dzieło Straussa-Schulsona płynnie łączy w sobie elementy dramatu, komedii i filmu grozy w sposób jawny, niepróbujący ograniczyć swojej grupy docelowej do wąskiego grona wielbicieli slasherów. Ci zapewne i tak będą mieli największą uciechę z seansu, jako że mimo wszystko nic nie może się równać z satysfakcją płynącą z solidnej znajomości parodiowanego tematu, lecz treść obrazu jest równie otwarta na tę część publiki, która nie jest zaznajomiona z konwencją gatunku oraz terminologią z nim związaną. Zanim zasiądzie się przed ekranem nie trzeba nawet wiedzieć, czym są tytułowe final girls ("finałowe dziewczyny") - w dialogach jest wystarczająco wyjaśnień, żeby bez trudu ogarnąć, o co chodzi w całym tym horrorowym świecie, przed którym twórcy nas postawili.
Chociaż The Final Girls niewątpliwie jest wyśmienitym filmem, cieszącym oko niezwykle przemyślaną przez reżysera, specyficzną estetyką, niestety została zaniedbana jedna podstawowa kwestia - sceny mordów. Jest ich jak na lekarstwo i zostały zrealizowane bez większego szału, a kręcąc slasherową parodię, mającą być ukłonem w stronę zasłużonego gatunku grozy, wręcz wypadałoby poświęcić trochę więcej uwagi zabójstwom oraz gore... Zwłaszcza jeśli u podstaw stoi tak wyśmienity pod tym względem Piątek 13-go, ozdobiony praktycznymi efektami geniusza krwawej charakteryzacji - Toma Saviniego. Wyobraźnia twórców tutaj skończyła się na klasycznym ranieniu maczetą, a i to odbywa się w wyjątkowo mało graficzny sposób, w większości poza kadrem. Być może za decyzją, żeby ograniczyć soczyste scenki do minimum, stoi chęć przybliżenia obrazu większej grupie odbiorców, której zbyt dużo dosłownej brutalności mogło nie przypaść do gustu. Trzeba przyznać, że zabieg ten na pewno poszerzył przedział wiekowy potencjalnej widowni, jednak... Rasowi grozomaniacy zostali tym samym skazani na głód krwawej jatki.
Ocena: 8,5/10
***
Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.
Ha! Wiedziałam, że to będzie coś dla fanów slasherów. No dobrze, piszesz, że inni widzowie też mogą się w tym filmie odnaleźć, ale pokłon w stronę gustów wielbicieli tego nurtu jest;) Po Twojej recenzji wnoszę, że miałam dobre przeczucia, co do "The Final Girls", więc nie pozostaje mi nic innego, jak obejrzeć.
OdpowiedzUsuńDzięki za tę (nie powiem) sentymentalną recenzję!
Mimo tego, że trailer był fajny, nie spodziewałam się, że film będzie aż tak dobrze zrealizowany (obawiałam się trochę nadmiaru głupkowatego, typowo amerykańskiego humoru :P). Zaskoczył mnie naprawdę pozytywnie. Mam nadzieję, że dla Ciebie będzie tak samo :)
Usuń