The Baby (1973)

  Pracownica socjalna - Ann Gentry - zajmuje się sprawą rodziny Wadsworth, składającą się z matki, dwóch córek oraz dwudziestojednoletniego syna, który zatrzymał się w rozwoju umysłowym na poziomie niemowlaka. Rodzicielka i siostry trzymają dorosłego mężczyznę w kojcu, zmieniają mu pieluchy, karmią butelką... Ann wykazuje coraz większe zainteresowanie nietypowym przypadkiem, aż w końcu dochodzi do wniosku, że upośledzenie "dziecka" może nie być wrodzone.

  Niskobudżetowa produkcja reżyserii Teda Posta, nakręcona na podstawie scenariusza Abe'a Polsky'ego, opowiada o chorej miłości podszytej strachem i chęcią nieograniczonej kontroli, skrzywionej osobowości oraz niezdrowej zachłanności. Głównymi bohaterkami są cztery zawzięte kobiety, które za wszelką cenę chcą zapewnić sobie prawo do decydowania o całkowicie nieporadnym "dzieciątku" - mężczyźnie o umyśle noworodka. Tylko jedna z nich - Ann - zdaje się brać pod uwagę interes niepełnosprawnego, jednak czy rzeczywiście kierują nią czysto altruistyczne pobudki? Aby się o tym przekonać, musimy doczekać do samego końca tej dziwacznej historii, a (wierzcie lub nie) jest czego wyglądać.


  Z punktu widzenia osób trzecich syn pani Wadsworth jest istotą całkowicie odartą z godności, żałosnym istnieniem, niezdającym sobie sprawy z natury świata, na którym żyje, utrapieniem dla rodziny... Takie spostrzeżenia nie są do końca błędne, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że "niemowlę" pozbawiono najbardziej podstawowego czynnika, od narodzin określającego tożsamość tudzież odrębność ludzkiej jednostki - imienia. Matka oraz dwie siostry - Germaine i Alba - zwracają się do jedynego męskiego członka rodziny po prostu "Baby"... Dorosły bobas zresztą nawet w oficjalnych dokumentach widnieje pod tym pustym przydomkiem. Baby (David Mooney) zatem jest bezosobowym, bezwolnym i całkowicie ignorowanym przez świat zewnętrzny stworzeniem, zdanym jedynie na łaskę i niełaskę zaborczych kobiet. Dwudziestojednolatek potrafi tylko gaworzyć, robić w pieluchę, raczkować i płakać, a pani Wadstorth, o zgrozo, nad wyraz pasuje ta sytuacja... Tak bardzo, że każdy najmniejszy objaw rozwoju syna jest dla niej bolesny niczym szpila wbita w serce.

  Już sama fabuła The Baby jest zgoła groteskowa, a realizacja filmu wcale nie pozostaje w tyle, co jest zasługą głównie wyśmienitego warsztatu obsady aktorskiej. Słodka, dobrze ułożona i równocześnie twardo asertywna Ann (Anjanette Comer) od razu zdobywa sobie poparcie widza w jej staraniach, aby uwolnić Baby ze złotej klatki ubezwłasnowolnienia. Pracownica socjalna uważa, że mężczyzna mógłby zrobić postępy, jeśli tylko zostałaby mu dana taka szansa, ale upiorna rodzinka sądzi inaczej. Germaine (Marianna Hill) i Alba (Susanne Zenor) są zahukane przez mamę o dyktatorskim usposobieniu (Ruth Roman), której rozkazy, wydawane stanowczym, zachrypniętym głosem, muszą wykonywać bez zbędnego biadolenia. Wszystkie cztery aktorki spisały się w swoich rolach na medal, wznosząc obraz ponad jego niedoskonałości, prawdopodobnie spowodowane głodowym budżetem. Słaba jakość dźwięku, brak efektów specjalnych, nie zawsze idealna praca kamery... Wszystko to traci znaczenie w obliczu wyrazistych, doskonale odegranych postaci oraz gęstego, niezdrowo dusznego klimatu niepokoju.



  Reżyserowi bez wątpienia należą się pochwały za to, że udało mu się stworzyć dzieło, które przyciąga naszą uwagę i gnębi psychę, mimo iż bardzo skromnie epatuje dosłowną makabrą. Bezpośredniej agresji na ekranie nie widzimy prawie w ogóle, lecz nie stanowi to większej przeszkody do odczucia ogromu patologii, jakim atmosfera filmu nasiąka stopniowo jak gąbka. The Baby nie szokuje krwawymi morderstwami, surową nagością czy dosadną brutalnością. Przemoc została przedstawiona jako broń psychologiczna, bez przerwy stosowana przez matkę oraz siostry Baby na bezradnym mężczyźnie, uwięzionym w nienaturalnym dla niego stanie permanentnego niemowlęctwa. Jedyną rzeczą, jakiej powinniśmy się tutaj bać, jest niezdrowe pragnienie człowieka, by odbić sobie swoje krzywdy, w tym przypadku ujawniające się pod postacią potrzeby ograniczenia wolności drugiej osoby, żeby tylko zachować własny spokój ducha...

  Obraz Posta podejmuje ogólny temat władzy skupiając się w szczególności na przedstawicielkach płci pięknej - bezwzględnych, oślepionych niezaspakajalnym głodem bycia potrzebną i kochaną. Nieważne, że istota, która nie wyobraża sobie bez nich życia, czuje się przywiązana, bo nie ma innego wyboru. Nieistotne jest też, że jest pozbawiona nie tylko własnego życia, lecz także jakichkolwiek szans, by sobie to życie zdobyć w przyszłości. Panią Wadsworth porzuciło trzech małżonków, uprzednio spłodziwszy z nią po jednym dziecku. Ann w pewnym momencie wysuwa hipotezę, że odejście ostatniego męża obudziło w kobiecie chęć zemsty na całej "spermoprodukcyjnej" społeczności, a że jedynym mężczyzną w rodzinie jest Baby... Wiadomo. "Dzidziuś" jest zarówno potrzebującym matczynej opieki brzdącem, jak i nadającym się do satysfakcjonowania potrzeb seksualnych swoich opiekunek dorosłym facetem - prawdziwą ofiarą groteskowej, wykrzywionej odmiany "girl power", paradoksalnie będącej owocem słabości bohaterek.


  Chociaż fabuła The Baby jest prosta jak drut i na ekranie nie odbywa się zbyt wiele konkretnej akcji, film trzyma widza w napięciu od intrygującego początku, aż do zaskakującego zakończenia. Zajmująca treść, gęsta atmosfera niepokoju (momentami wręcz grozy) oraz wybuchowa dawka uderzającej groteski skutecznie wciągają nas w dramatyczną historię bezlitośnie zniewolonego Baby, rozdartego pomiędzy potrzebami otaczających go kobiet. Produkcję tę niewątpliwie otacza nieuchwytny, przyciągający urok, skutecznie pozwalający nam przymknąć oko na jej liczne niedociągnięcia techniczne.

Ocena: 7/10


***

Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.

Komentarze

Najczęściej czytane posty