Horsehead (Fièvre) (2014)

  Jessicę od dzieciństwa nękają koszmary, w krórych prześladuje ją potwór o głowie konia. Kiedy dziewczyna udaje się do domu rodzinnego na francuskiej wsi, aby wziąć udział w pogrzebie babci, złe sny jeszcze się nasilają, dodatkowo potęgowane przez napięte stosunki z matką. Jessica postanawia stawić czoła nocnym marom stosując metodę świadomego snu. Okazuje się, że straszliwe wizje, jakich młoda kobieta doświadcza co noc od tak wielu lat, są powiązane z mrożącą krew w żyłach tajemnicą rodzinną...

  Horsehead, pełnometrażowy debiut francuskiego reżysera i scenarzysty, Romaina Basseta, został zaprezentowany po raz pierwszy we wrześniu 2014 na Festiwalu Filmowym L'Étrange, jednak premiera kinowa odbyła się dopiero pół roku później - 11 marca 2015. Ze względu na swoją specyfikę, obraz ten z pewnością nie należy do gatunku, który można określić mianem szeroko docenianego. Basset bezceremonialnie porzucił konwencję filmu fabularnego po to, by, łącząc elementy składowe horroru psychologicznego oraz fantasy, przedstawić publice nietuzinkowe widowisko będące zlepkiem majaków sennych głównej bohaterki, jedynie od czasu do czasu przerywanym scenami świata rzeczywistego.

  Fabuła Horsehead sprowadza się do bardzo prostego wątku - dziewczyna, która nie może zaznać spokojnego snu wskutek powtarzających się co noc koszmarów, usypia się eterem, aby w końcu zmierzyć się z własną podświadomością, naznaczoną przez mroczny sekret. Uosobieniem wszelkiego zła jest demon o końskiej głowie, dzierżący w wielkich, szponiastych łapskach ogromną kosę, ale to wcale nie jego Jessica obawia się najbardziej - śmierć babci zdaje się skrywać za sobą coś znacznie gorszego, co w snach bohaterki objawia się najstraszniejszymi wizjami. Młoda kobieta boi się iść spać, jednak ostatecznie decyduje się odpłynąć w głęboki sen, odurzona narkotykiem... Od tego momentu obraz przyjmuje chaotyczny ton, obramowany charakterystycznym głównie dla gatunku fantasy, surrealistycznym stylem z gotyckimi elementami, który z powodzeniem mógłby być wynikiem połączenia sił Dario Argento z czasów Inferno oraz duetu Alexandre Bustillo i Julien Maury ze świeżą koncepcją na Livide w głowach.


  Większość scen przedstawiających koszmary Jessiki cechuje intrygujący, baśniowy klimat, dla którego nieliczne krwawe efekty są jedynie skromną (aczkolwiek niewątpliwie bardzo apetyczną) posypką. Sny rozpoczynają się mało subtelnie - zazwyczaj od razu pojawia się jakaś maszkara, aby nam oznajmić, że główna bohaterka właśnie przekroczyła granice świadomości. Oświetlenie jest ograniczone, w wyniku czego często możemy podziwiać prostą, ale za to jakże efektowną, grę świateł i cieni, która scenom nakręconym w pomieszczeniach zamkniętych nadaje tradycyjną, grozową atmosferę rodem z Halloween Johna Carpentera. Basset jednak postarał się też o kilka nieco bardziej wymyślnych kolorystycznie momentów, gdzie intensywna czerwień i zimny niebieski wiodą prym (np. sceny zasypiania Jessiki oraz jej kąpieli w wannie). Chociaż walory estetyczne tych urywków są niezaprzeczalne, nie posiadają one żadnej wartości fabularnej, tak samo jak wiele innych segmentów, z zasady mających być tylko i wyłącznie ambrozją dla oczu. Jeśli zaś chodzi o doznania słuchowe, na szczęście nie zostały przez twórców zaniedbane - dostarcza nam ich świetna muzyka elektroniczna, z jednej strony kontrastująca, lecz z drugiej przyjemnie dopełniająca gotyckie akcenty obrazu.

  Zarówno pod względem wizualnym, jak i treściowym Horsehead odzwierciedla niewielkie doświadczenie reżysera, jednak w żadnym wypadku nie chodzi tutaj o warsztat, a bardziej o wyczucie. Jest kilka scen oraz dłuższych sekwencji, które wydają się być zwykłymi zapchajdziurami, nijak mającymi się do głównego wątku, ale za to dostarczającymi nam smakowitej pożywki dla oczu. Bywa, że ta pożywka jest aż nadto pretensjonalna (np. do niczego nieprowadzące, liczne sceny podwodne lub starcie wilka, przyjaciela Jessiki, z tytułowym końskim demonem), przez co w odczuciu niektórych będzie trudna do strawienia, jednak czy zamiarem Basseta było skłonienie widza do głębszych przemyśleń nad każdym zaprezentowanym w filmie motywem? Uważam, że na to pytanie można bezpiecznie odpowiedzieć "nie"  - o wiele lepiej jest po prostu przyjąć Horsehead jako jeden długi koszmar senny, który momentami niepokoi, przeraża lub zniesmacza i rzadko daje się rozsądnie wytłumaczyć, że o łączeniu w spójną, logiczną całość nie wspominając. Zaskoczeniem może być też fakt, że tytułowy "Horsehead" ma względnie małą rolę w całości, co dla niektórych będzie źródłem zawodu (sama ubolewam, że nie pokazuje się częściej, gdyż prezentuje się zgoła zacnie), lecz biorąc pod uwagę, że francuski tytuł brzmi Fièvre, czyli "gorączka", nie można tego uznać za przewinienie twórców.



  Chociaż forma, w jaką reżyser zamknął swoją wizję, może nie trafić do masowego widza, tym samym nie zdobywając sobie szerszego uznania, jednego nie można jej odmówić - konfundującej, złowróżbnej atmosfery pełnej grozy... Z naciskiem na "konfundującej". Mimo prostoty fabularnej, Horsehead więcej niż raz sprawi, że podrapiemy się w głowę zdezorientowani nadmiarem niejasności i niedopowiedzeń. Lwią część seansu reprezentuje peszący splot halucynacji, nie zawsze łatwo dający się zinterpretować. Pewne jest tylko to, że złe sny Jessiki mają u podstaw mroczną tajemnicę, którą matka skrzętnie przed nią ukrywa. Relacje pomiędzy naszą "śpiącą królewną" i jej rodzicielką nie są dobre, chociaż nie można zanegować, że łączy je swego rodzaju afekt, niekoniecznie mający na nie pozytywny wpływ, co w dosadny sposób zostało zobrazowane w nieapetycznej scenie łóżkowej z ich udziałem. Kolejne sny dowodzą, że problem sięga pokolenia zmarłej babci dziewczyny, która również jest conocnym gościem w jej koszmarach. Na końcu doczekujemy się apogeum całej tej mglistej historii, które jednak, mimo iż wiele wyjaśnia, jeszcze więcej pozostawia w cieniu...

  Horsehead jest dość solidną pozycją, zgrabnie łączącą w sobie cechy typowe dla horroru psychologicznego, lekkiego gore oraz fantasy. Struktura filmu dla wielu widzów może być zwyczajnie trudna do przełknięcia, głównie ze względu na spory chaos w następujących jedna po drugiej scenach nocnych mar, których niemała część sprawia zbyt pretensjonalne wrażenie. Obraz jednak bez wątpienia jest w stanie wciągnąć i oczarować, jeśli tylko porzucimy oczekiwania na konwencjonalny film fabularny i damy się porwać nietuzinkowej atmosferze, znakomicie oddającej odczucia, jakie często towarzyszą nam w trakcie naszych własnych koszmarów.

Ocena: 7,5/10


***

Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.

Komentarze

Najczęściej czytane posty