Ichi Zabójca (殺し屋1; Kiroshiya Ichi; Ichi the Killer) (2001)
UWAGA! Poniższa recenzja może zawierać spoilery!
Anjo - szef jednego z wielu gangów japońskiej mafii Yakuza - nagle znika bez śladu ze swojego mieszkania wraz z aż 3 milionami yenów. Sadomasochistyczny gangster o zeszpeconej bliznami twarzy - Kakihara - jest niepocieszony i wierzy, że jakiś inny mafijny gang stoi za porwaniem jego szefa, podczas gdy inni członkowie są bardziej skłonni przyjąć, że Anjo po prostu uciekł z kobietą i pieniędzmi. Boss pewnej "ekipy sprzątającej" - Jiji - obwinia o porwanie Suzuki - członka należącego do tego samego syndykatu co Anjo klanu Funaki. Kakihara bez wahania przechwytuje Suzuki, podwiesza go za skórę na hakach i polewa wrzącym olejem, by zmusić go do wyznania swych grzechów. Do pomieszczenia, gdzie odbywają się tortury, wpada boss Funaki, który oczywiście jest wciekły na Kakiharę za bezpodstawne okaleczanie członka jego "rodziny". Okazuje się, że Jiji był nie do końca szczery w swoich wyznaniach oraz że Anjo został zamordowany przez tajemniczego zabójcę Ichi, pracującego dla Jiji. Do tej pory wyszło już na jaw, że Kakihara tak naprawdę nie chce pomścić Anjo z "honorowych" pobudek, lecz dlatego, że kochał jak szef okrutnie się nad nim znęcał. Morderstwa dokonywane przez Ichi są brutalne i krwawe ponad wszelkie pojęcie, więc jak tylko Kakihara zdaje sobie z tego sprawę, zemsta za zabicie ubóstwianego Anjo staje się jedynie wymówką, by zmierzyć się z Ichi w nadziei, że morderca zada mu tak bardzo upragnione piekielne cierpienie...
Ichi Zabójca jest filmem japońskiego reżysera Takashi Miike (scenariusz autorstwa Sakichi Sato jest bazowany na mandze Hideo Yamamoto o tym samym tytule), którego zazwyczaj trawią tylko widzowie o mocnych nerwach i żołądkach, chociał zdażyło mu się nakręcić także charakterystyczne dla azjatyckiego kina grozy, trochę lżejsze ghost story - Nieodebrane połączenie (2003). Ja rozpoczęłam moją przygodę z Miike od Gry wstępnej (1999), która podobno wzbudziła niezłe kontrowersje ze względu na dość sugestywną scenę tortur, jednak przy Ichi Zabójcy i ta produkcja wypada zdecydowanie blado... A przynajmniej jeśli chodzi o ilość ekstremalnego gore. Krew krwią, ale w Ichi (po japońsku - "Jeden") nie brak też bebechów piętrzących się po mieszkaniach, graficznych tortur niemiłosiernie odbywających się wprost przez obiektywem kamery, oraz psychicznie męczących sadomasochistycznych scenek. Nie bez powodu film został zakazany w Norwegii, Niemczech oraz Malezji... Jednak Zabójca Ichi zafascynował mnie nie tylko ilością zawartych w nim obrzydlistw, ale też jedną z dwóch genialnie skonstruowanych głównych postaci - Kakiharą, w którym praktycznie się zakochałam. Realizacyjnie ta pozycja nie przypadła mi do gustu jakoś WYJĄTKOWO, a zwłaszcza to, jak prezentują się niektóre efekty specjalne było podczas wizji dla mnie wręcz dekoncentrujące. Mimo to, film Miike swoje wady bez wątpienia nadrabia skoncenterowaną w postaciach dwóch gangsterów - Kakihary oraz Ichiego - gęstą atmosferą perwersji, szaleństwa i ogólnego brudu, która momentami potrafi niezwykle przytłoczyć umysł.
Kakihara jest najwyżej położonym członkiem klanu Anjo (bezpośrednio pod swoim szefem) i najwyraźniej jest bardzo oddany ojcu swej "rodziny" - myśl, że Anjo mógł zdradzić swoich podopiecznych nawet nie muska jego myśli. Krążą nawet pogłoski, że Kakihara jest homoseksualistą zakochanym w Anjo, jednak tylko połowa tej plotki jest prawdziwa. Gangster kocha swojego szefa, lecz nie jako partnera seksualnego. On po prostu uwielbia, ubóstwia wręcz jak boss go bije, nie może bez tego żyć. Swoją chęć odnalezienia Anjo żywego tłumaczy wiernością klanowi, co staje się też świetną wymówką, aby dać upust swoim sadystycznym upodobaniom... I tak kilka pechowców, którzy odmawiają wyśpiewania porządanych przez Kakiharę informacji, zostaje brutalnie "przemodelowanych". Najdłuższa sekwencja tortur pokazuje Suzuki z klanu Funaki, który ląduje w szpitalu zawinięty w bandaże niczym mumia po tym, jak Kakihara podwiesił go za skórę pleców do sufitu, na żywo zafundował parę pomysłowych piercingów twarzy i oblał wrzącym olejem (w którym wcześniej sadysta uzmażył sobie tempurę). Kamera oczywiście jest bezwzgledna i ani na chwilę nie odwraca obiektywu od rozgrywającej się przed jej nosem makabry. Gdyby tego było mało, to tortury na Suzukim, tak samo jak parę innych porywów kreatywności Kakihary, są okraszone pewną dawką komizmu, zwłaszcza poprzez mimikę twarzy i język ciała aktorów. Owszem, miło jest rozładować śmiechem napięcie wywołane doświadczonymi wizualnie potwornościami... Jednak odreagowywanie szoku spowodowanego widokiem gore W TRAKCIE strasznych wydarzeń sprawia, że widz może zacząć zastanawiać się nad własnym zdrowiem psychicznym, i to moim zdaniem stanowi sporą część osobliwego charakteru filmu. Są też sceny poważne pod każdym względem, które raczej rozbawienia nie wywołają, tylko wzdrygną odporniejszym widzem, zaś słabszego obrzydzą - mnie najbardziej ruszyło obcinanie ostrym nożem kobiecych sutków.
Suzuki postanawia zemścić się na Kakiharze za wyrządzoną mu krzywdę - za pośrednictwem Jijiego wynajmuje Ichiego, żeby ten zabił podopiecznego Anjo. Kakihara nie ma bladego pojęcia, że to Suzuki nasłał na jego klan zabójcę, jednak nawet gdyby wiedział, to pewnie obeszłoby go to mniej niż zeszłoroczny śnieg, ponieważ perspektywa fizycznego bólu, który może wyniknąć ze zmierzenia się z brutalnym osobnikiem, jest wszystkim co napędza gangstera do działania. Już nawet fakt, że Ichi zabił ukochanego szefa Anjo się nie liczy... Nic nie ma znaczenia, ponieważ możliwe, że Kakihara właśnie odnalazł kogoś, kto mógłby się nam nim poznęcać równie dobrze co były boss klanu, a może nawet lepiej! Kakihara prawdopodobnie nie może osiągnąć stanu podniecenia seksualnego jeśli nic go aktualnie nie boli, lecz ta kwiestia pozostaje w fabule prawie nietknięta, poza jedną krótką sekwencją. Sadomasochistyczny gangster torturuje pewnego alfonsa niemiłosiernie rozciągając mu policzek, do czego dołącza się prostyturka Karen - była kochanka Anjo i nowa przyjaciółka Kakihary. Między dwójką wyraźnie iskrzy w tym momencie wspólnego delektowania się cudzym cierpieniem, a Karen ma nawet objawy orgazmu. Zaraz potem widzimy Kakiharę przywiązanego łańcuchami oraz kobietę tłuczącą go z całych sił. Kakihara podjudza Karen mówiąc, że Anjo łomotał go lepiej. Prostytutka jest dla niego zbyt krucha, nie daje rady zadać mężczyźnie takiego bólu, jakiego ten wymaga od ewentualnej partnerki życiowej, więc zostaje przez niego porzucona bez namysłu. No, cóż, mówi się trudno. Na co Kakiharze taka kruszyna, skoro czeka na niego prawdziwy psychopata - Ichi?
Bezwzgledny morderca Ichi przez większość czasu zachowuje się i wygląda jak przysłowiowe "pół dupy zza krzaka", lecz kiedy przychodzi co do czego ubiera swój strój suberbohatera, w skład którego wchodzi obówie z ostrzami bez problemu przecinającymy ludzkie ciało, i rusza na zgubę swojego celu. Ichi jednak wcale nie jest bezwzględny, on tak naprawdę nawet nie chce nikogo zabijać, co wielokrotnie powtarza Jijiemu. Chłopaczek ma tylko lekkie skłonności do sadyzmu, a mianowicie dostaje erekcji za każdym razem, jak widzi cudzą krzywdę, albo nawet jak tylko o niej słyszy. Już na samym początku filmu widzimy Ichi stojącego na balkonie, podglądającego jak pewien mężczyzna rozkwasza kobiecie twarz do krwi i brutalnie gwałci... Po fakcie Ichi znika, a widzowie mogą delektować się spotkaniem pierwszego stopnia ze spermą, którą nasz bohater raczył ochlapać niewinną roślinę doniczkową (jedyny moment w Ichi Zabójcy, kiedy poczułam, że naprawdę mogę puścić pawia...). Nietypowe gusta erotyczne Ichiego zostały odkryte, kiedy Jiji wmówił mu za pomocą hipnozy, że był gnębiony przez innych uczniów w liceum oraz że przy jednej z tych okazji został świadkiem zbiorowego gwałtu na koleżance, co bardzo podnieciło zahipnotyzowanego. Od tamtej pory Ichi ciągle miewa przebłyski wspomnień o oprawcach ze szkoły i chociaż czuje się winny tego, że nie zapobiegł nieszczęściu fikcyjnej dzieczyny, to i tak na jej myśl nieuchronnie dostaje erekcji. Mężczyzna nie chce być mordercą, ale Jiji przekonuje go, że jego ofiary są złymi ludźmi znęcającymi się nad niewinnymi, tak samo jak szkolni koledzy, którzy w fikcyjnej rzeczywistości znęcali się kiedyś nad nieporadnym Ichim.
Mordy dokonywane przez Ichiego są niezwykle krwawe, brutalne, a nawet spektakularne. Nie mam nic do zarzucenia przedstawieniom śladów przejścia Ichiego oraz użytym do tego rekwizytom - wnętrzoności, na których ktoś poślizguje się nie raz, rozczłonkowane ciała, krew praktycznie wszędzie.... Szkoda tylko, że część scen, które mogłyby wywołać naprawdę piorunujące wrażenie, gdyby tylko zostały wykorzytane fizyczne rekwizyty, a aktorów ucharakteryzowanoby makijażem, zostały całkowicie zrujnowane obrzydliwie sztuczną i kreskówkowatą techniką CGI... I tak rozcięta twarz Kakihary śmieszy zamiast obrzydzać czy przerażać, rozcięty na pół przez Ichi mężczyzna mógłby równie dobrze być bohaterem bajki Disneya, a pikselowej krwi to już nawet nie skomentuję. Niby nie ma tego dużo, ale wystarcza, żeby zmniejszyć intensywność doznań płynących z atmosfery całkowitej degenaracji psychicznej oraz zboczenia, od których aż chlupie w skrzywionych umysłach zarówno Kakihary, jak i Ichiego.
W fabułę Ichiego Zabójcy na siłę została wtłoczona zbyt duża ilość mało istotnych bohaterów, przez co odnosi się wrażenie, że niektórzy znaleźli się tam tylko po to, by miał kto widowiskowo cierpieć. Mamy całą masę nic nieznaczących postaci - "śladów", po których Kakihara stopniowo zbliża się do Ichiego, jednak w wielu przypadkach brak jakichkolwiek wzkazówek co do tego, jak ci nieszczęśnicy są powiązani z zabójcą, albo jak Kakihara w ogóle zdołał do nich trafić. Zadawany im ból pozostaje więc w pewnym sensie nieusprawiedliwiony i zapewne miał on służyć wyłącznie pomnożeniu elementu torture porn. Widać też próbę odejścia od podzielonej między Kakiharę i Ichiego dualnej struktury fabuły filmu poprzez częściowe rozwinięcie postaci ochroniarza Anjo - mężczyzny samotnie wychowującego syna, wiernego byłemy bossowi za to, że ten kiedyś pomógł mu w potrzebie. Moim zdaniem taki "odchył" od bazowego motywu charakterystyk psychologicznych dwóch głównych bohaterów jest jak najbardziej zbędny i tylko wprowadza zamęt do całości.
Ichi Zabójca dostarczył mi naprawdę dużą dawkę przyjemności, aczkolwiek była to przyjemność trochę innego rodzaju... Obejrzałam film dwa razy. Za pierwszym rozbolała mnie głowa od nadmiaru akcji, zbyt gęstej atmosfery degeneracji i zboczenia, co na początku mnie przytłoczyło. Za drugim razem jednak było już lepiej - może po prostu wiedząc czego się spodziewać lepiej przygotowałam się psychicznie na odbiór tego obrazu. Pomimo znacznej ilości makabrycznych momentów, w żadnym wypadku nie jest to ani najbardziej krwawy, ani najbrutalniejszy film jakim widziałam, a i w kolekcji dzieł samego Miike na pewno znajdzie się coś bardziej parszywego. Największe wrażenie zrobiły na mnie barwnie przedstawione profile psychologiczne Kakihary oraz Ichi (lecz zwłaszcza tego pierwszego). Gore stanowi tylko zwieńczenie ich psychozy, nadaje jej namacalną postać. W filmie został zrobiony użytek z topornych efektów CGI, co w moim mniemaniu trochę obniżyło wartość tej produkcji, ale i tak uważam, że Ichi Zabójca jest ponadprzeciętnie godną uwagi pozycją. Wszechogarniające poczucie, że oglądając i my na krótki czas stajemy się sadomasochistami, jest niepowtarzalne.
Ocena: 10/10
Anjo - szef jednego z wielu gangów japońskiej mafii Yakuza - nagle znika bez śladu ze swojego mieszkania wraz z aż 3 milionami yenów. Sadomasochistyczny gangster o zeszpeconej bliznami twarzy - Kakihara - jest niepocieszony i wierzy, że jakiś inny mafijny gang stoi za porwaniem jego szefa, podczas gdy inni członkowie są bardziej skłonni przyjąć, że Anjo po prostu uciekł z kobietą i pieniędzmi. Boss pewnej "ekipy sprzątającej" - Jiji - obwinia o porwanie Suzuki - członka należącego do tego samego syndykatu co Anjo klanu Funaki. Kakihara bez wahania przechwytuje Suzuki, podwiesza go za skórę na hakach i polewa wrzącym olejem, by zmusić go do wyznania swych grzechów. Do pomieszczenia, gdzie odbywają się tortury, wpada boss Funaki, który oczywiście jest wciekły na Kakiharę za bezpodstawne okaleczanie członka jego "rodziny". Okazuje się, że Jiji był nie do końca szczery w swoich wyznaniach oraz że Anjo został zamordowany przez tajemniczego zabójcę Ichi, pracującego dla Jiji. Do tej pory wyszło już na jaw, że Kakihara tak naprawdę nie chce pomścić Anjo z "honorowych" pobudek, lecz dlatego, że kochał jak szef okrutnie się nad nim znęcał. Morderstwa dokonywane przez Ichi są brutalne i krwawe ponad wszelkie pojęcie, więc jak tylko Kakihara zdaje sobie z tego sprawę, zemsta za zabicie ubóstwianego Anjo staje się jedynie wymówką, by zmierzyć się z Ichi w nadziei, że morderca zada mu tak bardzo upragnione piekielne cierpienie...
Ichi Zabójca jest filmem japońskiego reżysera Takashi Miike (scenariusz autorstwa Sakichi Sato jest bazowany na mandze Hideo Yamamoto o tym samym tytule), którego zazwyczaj trawią tylko widzowie o mocnych nerwach i żołądkach, chociał zdażyło mu się nakręcić także charakterystyczne dla azjatyckiego kina grozy, trochę lżejsze ghost story - Nieodebrane połączenie (2003). Ja rozpoczęłam moją przygodę z Miike od Gry wstępnej (1999), która podobno wzbudziła niezłe kontrowersje ze względu na dość sugestywną scenę tortur, jednak przy Ichi Zabójcy i ta produkcja wypada zdecydowanie blado... A przynajmniej jeśli chodzi o ilość ekstremalnego gore. Krew krwią, ale w Ichi (po japońsku - "Jeden") nie brak też bebechów piętrzących się po mieszkaniach, graficznych tortur niemiłosiernie odbywających się wprost przez obiektywem kamery, oraz psychicznie męczących sadomasochistycznych scenek. Nie bez powodu film został zakazany w Norwegii, Niemczech oraz Malezji... Jednak Zabójca Ichi zafascynował mnie nie tylko ilością zawartych w nim obrzydlistw, ale też jedną z dwóch genialnie skonstruowanych głównych postaci - Kakiharą, w którym praktycznie się zakochałam. Realizacyjnie ta pozycja nie przypadła mi do gustu jakoś WYJĄTKOWO, a zwłaszcza to, jak prezentują się niektóre efekty specjalne było podczas wizji dla mnie wręcz dekoncentrujące. Mimo to, film Miike swoje wady bez wątpienia nadrabia skoncenterowaną w postaciach dwóch gangsterów - Kakihary oraz Ichiego - gęstą atmosferą perwersji, szaleństwa i ogólnego brudu, która momentami potrafi niezwykle przytłoczyć umysł.
Suzuki postanawia zemścić się na Kakiharze za wyrządzoną mu krzywdę - za pośrednictwem Jijiego wynajmuje Ichiego, żeby ten zabił podopiecznego Anjo. Kakihara nie ma bladego pojęcia, że to Suzuki nasłał na jego klan zabójcę, jednak nawet gdyby wiedział, to pewnie obeszłoby go to mniej niż zeszłoroczny śnieg, ponieważ perspektywa fizycznego bólu, który może wyniknąć ze zmierzenia się z brutalnym osobnikiem, jest wszystkim co napędza gangstera do działania. Już nawet fakt, że Ichi zabił ukochanego szefa Anjo się nie liczy... Nic nie ma znaczenia, ponieważ możliwe, że Kakihara właśnie odnalazł kogoś, kto mógłby się nam nim poznęcać równie dobrze co były boss klanu, a może nawet lepiej! Kakihara prawdopodobnie nie może osiągnąć stanu podniecenia seksualnego jeśli nic go aktualnie nie boli, lecz ta kwiestia pozostaje w fabule prawie nietknięta, poza jedną krótką sekwencją. Sadomasochistyczny gangster torturuje pewnego alfonsa niemiłosiernie rozciągając mu policzek, do czego dołącza się prostyturka Karen - była kochanka Anjo i nowa przyjaciółka Kakihary. Między dwójką wyraźnie iskrzy w tym momencie wspólnego delektowania się cudzym cierpieniem, a Karen ma nawet objawy orgazmu. Zaraz potem widzimy Kakiharę przywiązanego łańcuchami oraz kobietę tłuczącą go z całych sił. Kakihara podjudza Karen mówiąc, że Anjo łomotał go lepiej. Prostytutka jest dla niego zbyt krucha, nie daje rady zadać mężczyźnie takiego bólu, jakiego ten wymaga od ewentualnej partnerki życiowej, więc zostaje przez niego porzucona bez namysłu. No, cóż, mówi się trudno. Na co Kakiharze taka kruszyna, skoro czeka na niego prawdziwy psychopata - Ichi?
Mordy dokonywane przez Ichiego są niezwykle krwawe, brutalne, a nawet spektakularne. Nie mam nic do zarzucenia przedstawieniom śladów przejścia Ichiego oraz użytym do tego rekwizytom - wnętrzoności, na których ktoś poślizguje się nie raz, rozczłonkowane ciała, krew praktycznie wszędzie.... Szkoda tylko, że część scen, które mogłyby wywołać naprawdę piorunujące wrażenie, gdyby tylko zostały wykorzytane fizyczne rekwizyty, a aktorów ucharakteryzowanoby makijażem, zostały całkowicie zrujnowane obrzydliwie sztuczną i kreskówkowatą techniką CGI... I tak rozcięta twarz Kakihary śmieszy zamiast obrzydzać czy przerażać, rozcięty na pół przez Ichi mężczyzna mógłby równie dobrze być bohaterem bajki Disneya, a pikselowej krwi to już nawet nie skomentuję. Niby nie ma tego dużo, ale wystarcza, żeby zmniejszyć intensywność doznań płynących z atmosfery całkowitej degenaracji psychicznej oraz zboczenia, od których aż chlupie w skrzywionych umysłach zarówno Kakihary, jak i Ichiego.
Ichi Zabójca dostarczył mi naprawdę dużą dawkę przyjemności, aczkolwiek była to przyjemność trochę innego rodzaju... Obejrzałam film dwa razy. Za pierwszym rozbolała mnie głowa od nadmiaru akcji, zbyt gęstej atmosfery degeneracji i zboczenia, co na początku mnie przytłoczyło. Za drugim razem jednak było już lepiej - może po prostu wiedząc czego się spodziewać lepiej przygotowałam się psychicznie na odbiór tego obrazu. Pomimo znacznej ilości makabrycznych momentów, w żadnym wypadku nie jest to ani najbardziej krwawy, ani najbrutalniejszy film jakim widziałam, a i w kolekcji dzieł samego Miike na pewno znajdzie się coś bardziej parszywego. Największe wrażenie zrobiły na mnie barwnie przedstawione profile psychologiczne Kakihary oraz Ichi (lecz zwłaszcza tego pierwszego). Gore stanowi tylko zwieńczenie ich psychozy, nadaje jej namacalną postać. W filmie został zrobiony użytek z topornych efektów CGI, co w moim mniemaniu trochę obniżyło wartość tej produkcji, ale i tak uważam, że Ichi Zabójca jest ponadprzeciętnie godną uwagi pozycją. Wszechogarniające poczucie, że oglądając i my na krótki czas stajemy się sadomasochistami, jest niepowtarzalne.
Ocena: 10/10
***
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na filmweb.pl.
Komentarze
Prześlij komentarz