Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii (The Witch; The VVitch: A New England Folktale) (2015)

  Nagroda za reżyserię na Festiwalu Filmowym Sundance otworzyła Robertowi Eggersowi oraz jego debiutanckiemu dziełu - The Witch - drzwi do mainstreamowego sukcesu. Zobaczywszy, jak krytycy rozpływają się nad tą produkcją, dystrybutorzy od razu ostro zabrali się do jej namiętnego promowania, i to na skalę dużo szerszą, niż początkowo planowano... Jednak niestety - jeśli widzowie nastawieni na Hollywood niespodziewanie dostają film niszowy, nie ma co oczekiwać entuzjastycznej reakcji z ich strony, nad czym można jedynie gorzko ubolewać biorąc pod uwagę poziom, jaki niniejszy obraz sobą reprezentuje. The Witch pod względem technicznym jest niemalże nienaganne, potrafi zmrozić krew w żyłach i dogłębnie zaniepokoić, przekazując przy tym treści pozostawiające niemałe pole do interpretacji... Niewątpliwie jest to wybitne dzieło niezwykle uzdolnionego twórcy.

  XVII wiek, Nowa Anglia. William (Ralph Ineson), Katherine (Kate Dickie) oraz piątka ich dzieci zostają ekskomunikowani z purytańskiej miejscowości, gdzie dotąd żyli. Rodzina jest zmuszona założyć nową farmę na całkowitym odludziu, na obrzeżach gęstego lasu. Dzikie środowisko bardzo utrudnia wygnanym codzienną egzystencję, lecz to zamieszkała w ciemnym gaju wiedźma stanowi prawdziwe zagrożenie...


  Czarownice fascynowały Eggersa od dziecka, nic więc dziwnego, że do realizacji filmu poświęconego właśnie tej tematyce podszedł on z ogromnym oddaniem. Mroczny siedemnasty wiek, uczyniony takim przez królujące wtedy zabobony i fanatyzm religijny, kojarzy nam się głównie z procesami o czary... Jednak w fabule obrazu brak jest wątku skazywania niewinnych za "nieczyste" praktyki. Z pewnością nie chodziło tutaj o przedstawienie faktów historycznych czy zainspirowanej prawdziwymi wydarzeniami fikcji, a o ukazanie pewnej specyficznej mentalności oraz rządzanych przez nią toków myślowych. Reżyser swoją pracę oparł na ludowych opowieściach i pisemnych sprawozdaniach dotyczących rzekomych przypadków uprawiania czarnoksięstwa, napisał dialogi w języku epoki (niepomny, że utrudni tym ich zrozumienie nawet anglojęzycznym odbiorcom) i zadbał, aby każdy szczegół na planie jak najwierniej odzwierciedlał ducha przeklętych przez ludzką ignorancję czasów. Uwzględniając również zimną, metaliczną kolorystykę zdjęć, statyczną pracę kamery, idealnie oddającą nastrój izolacji i zastoju, oraz sumiennie przemyślany montaż, efekt jest naprawdę powalający - chociaż film traktuje o zjawiskach nadprzyrodzonych, podczas seansu trudno jest się oprzeć przykremu poczuciu realizmu.

  W The Witch nie uświadczymy jump scares, lub innych, bardziej konwencjonalnych metod straszenia w stylu Paranormal Activity czy Sinister - twór Eggersa przeraża na głębszej, psychologicznej płaszczyźnie. Od samego początku w oczy rzuca się dewocja bohaterów, wiara jednak nie stanowi dla nich ostoi w trudnych sytuacjach, a napełnia ich paniczną trwogą przed ingerencją Szatana i piekłem... Dlatego właśnie "złe siły" wydają im się najprawdopodobniejszym wytłumaczeniem nieszczęśliwych wypadków, jakie ich spotykają. Czarownicę widzimy już w pierwszych kilkunastu minutach seansu, więc wydaje się, że to właśnie ona jest odpowiedzialna za prześladujący rodzinę pech... Ale czy na pewno tak jest? Czy czarna magia rzeczywiście stoi u podstaw nawarstwiających się stopniowo problemów, czy może po prostu bogobojnym chłopom coraz wygodniej jest dostrzegać diabelskie znaki w zjawiskach, których nie potrafią logicznie wyjaśnić? Zgoła niepokojąca jest łatwość, z jaką William i Katherine podłapują dziecięce żarty ich pociech i zaczynają wierzyć, że najstarsza córka, Thomasin (Anya Taylor-Joy), może być czarownicą, a czarny kozioł w zagrodzie Lucyferem. Reżyser postawił na bardzo powolny rozwój akcji i stopniowe budowanie depresyjnego klimatu, co wyszło filmowi na dobre - wszystkie motywy zgrabnie układają się w płynną całość, niespiesznie prowadząc do nieuniknionego, nasyconego emocjami zakończenia.



  The Witch jest dziełem nietuzinkowym. Nie tylko ze względu na treść, przedstawioną w bardzo nietypowy sposób, lecz także niezwykłą pasję i wręcz pedantyczną dokładność, z jaką niedoświadczony twórca zrealizował swój pierwszy projekt. Z pewnością nie będzie przesadą stwierdzenie, że dzięki Eggersowi świat filmu wzbogacił się o jeszcze jedną znakomitą pozycję... Kto wie, może nawet z czasem zyska sobie ona miano klasyku na miarę Egzorcysty, Omenu czy Lśnienia? Zadatki na to zdecydowanie ma - i to solidne.

Ocena: 10/10

***

Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link) oraz altao.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na obu portalach.

Komentarze

Najczęściej czytane posty