Nosferatu - symfonia grozy (Nosferatu, eine Symphonie des Grauens) (1922)
Pierwszą kinową adaptacją powieści Drakula Brama Stokera jest austriacko-francusko-węgierska produkcja z 1921, Drakula halála, niestety uznana za zaginioną. Krążą też pogłoski o jeszcze starszej, rosyjskiej wersji Drakuli z 1920, nie ma jednak namacalnych dowodów potwierdzających, że film został faktycznie nakręcony. Najstarszym z dostępnych obrazów bazowanych na znanej książce jest kultowy Nosferatu - symfonia grozy reżyserii Friedricha Wilhelma Murnaua, a i w tym przypadku niewiele brakowało, by bezcenny materiał został bezpowrotnie stracony. Enrico Dieckmann i Albin Grau, założyciele wytwórni Prana Film, wpadli na pomysł przeniesienia na srebrny ekran Stokerowskiej historii o wysoko urodzonym wampirze, na co jednak nie dostali autoryzacji, scenarzysta, Henrik Galeen, zatem zmienił imiona wszystkich postaci i dodał parę wariacji do fabuły. Wdowa po Stokerze, Florence Balcombe, oburzona bezprawnym wykorzystaniem twórczości świętej pamięci małżonka, zaciągnęła producentów do sądu, co skończyło się bankructwem wytwórni oraz wyrokiem nakazującym zniszczenie wszystkich kopii filmu... To, że dziś wciąż możemy cieszyć oczy wizualnie wyśmienitym Nosferatu, wynika ze zwykłego łutu szczęścia - liczne duplikaty kliszy zostały rozprowadzone przed całym prawnym zamieszaniem, całkowite wycofanie z obiegu okazało się więc być niemożliwe.
Agent nieruchomości - Thomas Hutter - zostaje wysłany przez swojego zwierzchnika do Transylwanii, w celu sprzedania domu tamtejszemu arystokracie. Od napotkanych po drodze osób mężczyzna dowiaduje się, że Hrabia Orlok nie ma dobrej sławy - ludność zdaje się wręcz go bać. Niestety, dotarłszy na miejsce, Hutter na własnej skórze doświadcza nieludzkiej natury mrocznego jegomościa...
Nosferatu jest kultowym dziełem o tematyce wampirycznej oraz jednym z ikonowych przedstawicieli niemieckiego ekspresjonizmu. Film reprezentuje typowy dla swojego nurtu, specyficzny styl, który obejmuje przede wszystkim sferę wizualną. Nic dziwnego, że ten obraz Murnaua przeszedł do historii, gdyż pod względem estetyki zdjęć jest on prawdziwym majstersztykiem - nawet dziewięćdziesiąt trzy lata po premierze wciąż zachwyca kreującym niesamowitą atmosferę grozy, świetnie wyważonym kontrastem pomiędzy czernią a bielą, wspaniałą grą świateł i cieni oraz doskonale pasującą do gotyckiego tonu fabuły scenografią. Reżyser nie stronił od kręcenia w plenerze, tak więc w Nosferatu możemy podziwiać malownicze, aczkolwiek złowieszcze, widoczki miasta Wismar w północnych Niemczech, które na czas trwania zdjęć stało się fikcyjną miejscowością portową Wisborg. Sceny przedstawiające kraj zamieszkania Orloka zostały nakręcone w kilku lokalizacjach na północy Słowacji, w tym na przepięknym Zamku Orawskim, w filmie będącym domostwem naszego wampira.
Postać Hrabiego Orloka - straszliwego wysysacza krwi - zasługuje na wielkie pochwały. Charakteryzacja odtwórcy roli - Maksa Schrecka - jest rozpoznawana nawet przez tych, którzy nie mieli przyjemności obejrzeć Nosferatu. Łysa głowa, chorobliwie podkrążone oczy, blada jak ściana twarz i długie, chude paluchy... Chociaż w późniejszych obrazach o wampirach antagoniści często są stosunkowo przystojnymi dżentelmenami otoczonymi aurą tajemniczości, tutaj nieumarły jest klasycznym upiorem, którego zwyrodniałą naturę dosłownie odzwierciedla odstręczający wygląd. Prezencja tytułowej maszkary i doskonała gra Schrecka w latach 20. zrobiły tak wielkie wrażenie na odbiorcach, że z czasem powstała legenda, jakoby aktor rzeczywiście uprawiał wampiryzm. "Teorię" tę oczywiście nietrudno było obalić, lecz sugestywna plotka uwiła sobie przytulne gniazdko w kulturze popularnej, do stopnia, że w 2000 powstał nawet tematyczny film - Cień wampira - w którym Murnau zatrudnia prawdziwego potwora do roli Orloka.
Nosferatu, aczkolwiek przesiąknięty na wskroś fantastyką, stawia widza przed realnym, towarzyszącym ludzkości od zarania dziejów lękiem - strachem przed nagłą śmiercią. Śmierci nie da się uniknąć, gdyż jest ona naturalną częścią naszego istnienia... Co czyni świadomość o jej nieuchronności jeszcze bardziej przerażającą. Aluzje do tego motywu są w filmie wszędzie - począwszy na powiązaniu pojawienia się wampira z wybuchem epidemii nieznanej choroby, a skończywszy na scenie pokazującej miesożerną roślinę pałaszującą muchę. W przeciwieństwie do powieści Stokera, w dziele Murnaua spotkanie z antagonistą nie może zakończyć się inaczej niż śmiercią. Orlok nie tworzy nowych upiorów - monstrum jest całkowicie odrębnym gatunkiem, zajmującym miejsce powyżej człowieka w łańcuchu pokarmowym... Wampir jest tutaj uosobieniem bezwzględności Matki Natury.
Obraz Murnaua, jak to prędzej czy później dzieje się z każdym filmem, zestarzał się, lecz zrobił to z wielką godnością. Początki kina i lata 20. XX wieku mamy już dawno za sobą, Nosferatu dziś więc nie straszy w ogólnie rozumianym znaczeniu tego pojęcia, a doceniany jest głównie za kolosalną rolę, jaką odegrał i wciąż odgrywa w historii filmu grozy, oraz zacny, gotycki klimat, który zapewne wyjątkowo chwalą sobie sentymentaliści. Z punktu widzenia współczesnego widza rażące mogą być niektóre dziury w logice fabuły, manieryczna gra aktorska (np. Gustav von Wangenheim jako Hutter - chociaż reszcie obsady nie mam nic do zarzucenia, jego egzaltowana mimika trochę mnie drażniła) czy zbytnio wyidealizowani protagoniści (np. Ellen, żona Huttera, ubolewająca nad biednym, zerwanym bukietem kwiatów). Elementy te jednak w dużej mierze wynikają również z dominującej w niemieckim ekspesjonizmie, celowo obieranej przez ówczesnych twórców stylistyki oraz odmiennej wrażliwości ludzi lat 20. na "cuda" w "ruchomych obrazach", nie tylko z ograniczonych możliwości technicznych w epoce kina niemego.
Nosferatu - symfonia grozy bez dwóch zdań jest pozycją obowiązkową dla każdego kinomana (że o "grozomaniakach" nie wspomnę) - zaliczyć taką klasykę niewątpliwie powinien każdy miłośnik sztuki. Tych, których specjalnie nie kusi perspektywa obejrzenia półtoragodzinnego dzieła niemego, być może zachęci fakt, że walory obrazu nie ograniczają się do jego wpływu na dalszy rozwój tematyki wampirycznej w kinematografii, a faktycznie jest to solidnie nakręcony film o ujmującej gotyckiej atmosferze. Mogę bez wahania stwierdzić, że Nosferatu znajduje się w czołówce moich ulubionych horrorów.
Ocena: 9/10
Postać Hrabiego Orloka - straszliwego wysysacza krwi - zasługuje na wielkie pochwały. Charakteryzacja odtwórcy roli - Maksa Schrecka - jest rozpoznawana nawet przez tych, którzy nie mieli przyjemności obejrzeć Nosferatu. Łysa głowa, chorobliwie podkrążone oczy, blada jak ściana twarz i długie, chude paluchy... Chociaż w późniejszych obrazach o wampirach antagoniści często są stosunkowo przystojnymi dżentelmenami otoczonymi aurą tajemniczości, tutaj nieumarły jest klasycznym upiorem, którego zwyrodniałą naturę dosłownie odzwierciedla odstręczający wygląd. Prezencja tytułowej maszkary i doskonała gra Schrecka w latach 20. zrobiły tak wielkie wrażenie na odbiorcach, że z czasem powstała legenda, jakoby aktor rzeczywiście uprawiał wampiryzm. "Teorię" tę oczywiście nietrudno było obalić, lecz sugestywna plotka uwiła sobie przytulne gniazdko w kulturze popularnej, do stopnia, że w 2000 powstał nawet tematyczny film - Cień wampira - w którym Murnau zatrudnia prawdziwego potwora do roli Orloka.
Obraz Murnaua, jak to prędzej czy później dzieje się z każdym filmem, zestarzał się, lecz zrobił to z wielką godnością. Początki kina i lata 20. XX wieku mamy już dawno za sobą, Nosferatu dziś więc nie straszy w ogólnie rozumianym znaczeniu tego pojęcia, a doceniany jest głównie za kolosalną rolę, jaką odegrał i wciąż odgrywa w historii filmu grozy, oraz zacny, gotycki klimat, który zapewne wyjątkowo chwalą sobie sentymentaliści. Z punktu widzenia współczesnego widza rażące mogą być niektóre dziury w logice fabuły, manieryczna gra aktorska (np. Gustav von Wangenheim jako Hutter - chociaż reszcie obsady nie mam nic do zarzucenia, jego egzaltowana mimika trochę mnie drażniła) czy zbytnio wyidealizowani protagoniści (np. Ellen, żona Huttera, ubolewająca nad biednym, zerwanym bukietem kwiatów). Elementy te jednak w dużej mierze wynikają również z dominującej w niemieckim ekspesjonizmie, celowo obieranej przez ówczesnych twórców stylistyki oraz odmiennej wrażliwości ludzi lat 20. na "cuda" w "ruchomych obrazach", nie tylko z ograniczonych możliwości technicznych w epoce kina niemego.
Ocena: 9/10
***
Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.
Komentarze
Prześlij komentarz