Amerykańska zbrodnia (An American Crime) (2007)

  Dwie siostry, Sylvia i Jennie Likens, na czas nieobecności rodziców zostają przez nich powierzone opiece Gertude Baniszewski, z córkami której dziewczynki zdążyły się wcześniej zaprzyjaźnić. Pobyt u, jak się później okazuje, niezrównoważonej psychicznie kobiety kończy się tragicznie dla młodziutkiej Sylvii.

  W 1965 Stanami Zjednoczonymi wstrząsnęła wiadomość o jednym z najbrutalniejszych morderstw w historii kraju. Gertrude Baniszewski była matką siedmiorga dzieci, porzuconą przez męża, balansującą na granicy nędzy. Propozycja Lestera Likensa, by w zamian za dwadzieścia dolarów tygodniowo zaopiekowała się jego dwiema córkami, spadła strudzonej gospodyni domowej jak z nieba. Wydawałoby się, że taki układ będzie idealnym rozwiązaniem dla obu stron - Baniszewski zarobi trochę grosza, a siostry Likens będą pod czujnym okiem doświadczonej pani domu. Życie jednak po raz kolejny pokazało, że to właśnie ono pisze najstraszniejsze horrory, a ludzie są nieporównanie bardziej okrutni od najgorszych potworów, jakimi może się poszczycić fantastyka grozy...


  Amerykańska zbrodnia Tommy'ego O'Havera, nakręcona na podstawie scenariusza napisanego przez reżysera wraz z Irene Turner, jest filmem opartym na wydarzeniach, jakie zaszły w 1965 w domu Baniszewski, i dość ściśle trzyma się faktów; zachowane zostały również nazwiska wszystkich aktywnych uczestkików rzeczywistych zdarzeń. Twórcy jednak woleli zaoszczędzić publiczności widoku wymyślnych tortur, jakim poddana została niewinna dziewczyna, dosłownych krwawych scen zatem nie ma wiele. Mimo tego nie można nazwać obrazu O'Havera lekkim - fabuła, przejmująca i autentyczna, jest wystarczającym powodem, by podczas seansu niejednokrotnie odczuć natrętny niepokój... Czy oznacza to więc, że wniosek, jaki płynie z prawdziwej historii Sylvii Likens (istnieją ludzie niewytłumaczalnie źli do szpiku kości!), nasuwa się sam także po obejrzeniu Amerykańskiej zbrodni? Teoretycznie właśnie tego można by się spodziewać, lecz reżyser odbiegł od takiej oczywistej puenty, w stosunkowo delikatny, niekontrowersyjny sposób pokazując nam dwie strony medalu.

  W rolę ofiary, czyli szesnastoletniej Sylvii, wcieliła się Ellen Page i trudno tutaj było o lepszy wybór; miękkie, klasyczne rysy twarzy oraz drobna budowa ciała aktorki idealnie odzwierciedlają charakter przedstawianej nam przez nią postaci. Gertrude Baniszewski, która okazuje się być bezwzględnym katem, jest przeciwieństwem zawsze miłej dla wszystkich, wręcz anielsko cierpliwej i łagodnej (jej najmocniejszą "bronią" jest błaganie o litość) dziewczyny... Scenarzyści jednak nie osądzają jej aż tak jednoznacznie, mimo iż winę Baniszewski ukazują jako niepodważalną. Kobieta serwuje swojej podopiecznej prawdziwy maraton cierpienia, obejmujący regularne otrzymywanie ran fizycznych oraz upokarzenie przed widownią, składającą się z domowników i innych nieletnich z sąsiedztwa, podczas gdy reżyser - pewnie trochę na przekór opinii publicznej - stara się nieśmiało tłumaczyć, co mogło wpłynąć na stan umysłu tej ogólnie potępianej, wyjątkowo okrutnej zabójczyni. Gertrude została w Amerykańskiej zbrodni pokazana jako schorowana, skrzywdzona przez partnerów, ledwo wiążąca koniec z końcem nieszczęśnica, co odtwórczyni roli, Catherine Keener, oddała za pomocą niemalże doskonale wyważonych emocji. Baniszewski bez wątpienia jest brutalną morderczynią, jednak równocześnie jest też słabą, rozchwianą psychicznie i ciężko doświadczoną przez życie kurą domową, a odpowiedzialnych za los Sylvii jest przecież więcej (brak reakcji w końcu jest równie niewybaczalnym występkiem). To, czy mord dokonany bez cienia litości w ogóle zasługuje na jakiekolwiek tłumaczenia, jest kwestią sporną, ale niemalże bezstronne przedstawienie faktów (rzadkość w produkcjach o podobnej tematyce), doprawione mottem "zabójca, choć zwyrodniały, też człowiek", można uznać za zaletę, jako iż to ono pozwala odbiorcy zareagować na swój sposób na oglądaną na ekranie okropną historię.



  Twórcy zadbali też o walory rozrywkowe obrazu - jakkolwiek nie na miejscu by to nie brzmiało w odniesieniu do opowieści o znęcaniu się nad całkowicie bezbronną istotą. Pomimo że produkcji opartej na prawdziwych wydarzeniach, a zwłaszcza na wydarzeniach tak dobrze znanych szerokiej grupie widzów, trudno jest czymkolwiek zadziwić, O'Haverowi udało się wcisnąć w całość mały, niewyszukany element zaskoczenia, spełniający jednak swoją rolę na tyle dobrze, żebyśmy nie brnęli przez seans z niezachwianą pewnością, że wiemy, czego oczekiwać po każdej kolejnej scenie. Godne uwagi są również interesujące i zarazem przerażające aspekty psychologiczne głośnej sprawy kryminalnej z lat 60., które nie straciły siły rażenia w wersji filmowej. Chociaż relacje pomiędzy Gertrude, jej pociechami i dziećmi z okolicy nie zostały zbyt wyraźnie zarysowane (wpływ, jaki kobieta miała na zachowanie przebywających w jej domu młodych ludzi, aż się prosił o więcej uwagi), brak skrupułów oraz bezmyślne okrucieństwo, jakim ostatecznie wykazuje się większość postaci, nadal potrafi zniesmaczyć.

  Mimo wszystko Amerykańska zbrodnia nie jest produkcją nastawioną na szokowanie publiczności. Oczywiście fabuła zapada w pamięć, lecz gdyby nie jej autentyczność, nie wywoływałaby tak silnych emocji... I to, niestety, przemawia na niekorzyść filmu. Dzieło O'Havera niewątpliwie jest łakomym kąskiem, który po spożyciu rzeczywiście okazuje się dobry, jednak jeśli sięgacie po niego licząc, że zobaczycie bezkompromisowe ludzkie bestialstwo, będziecie musieli obejść się smakiem. Amerykańska zbrodnia jest idealnym rozwiązaniem dla wrażliwszych widzów, gustujących w mocnych dramatach ukazanych w nieekstremalny sposób, natomiast dla tych bardziej odpornych, lub już zaznajomionych ze szczegółami historii Sylvii Likens, zapewne lepsza będzie lektura Dziewczyny z sąsiedztwa Jacka Ketchuma.

Ocena: 6/10

***

Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.

Komentarze

Najczęściej czytane posty