Blady strach (Haute Tension aka High Tension aka Switchblade Romance) (2003)

  Marie na weekend udaje się do domu na wsi swojej najlepszej przyjaciółki, Alex, aby w ciszy i spokoju poświęcić się nauce. Jednak już pierwszej nocy do drzwi dzwoni nieznajomy, który morduje całą rodzinę dziewczyny, a ją samą porywa. Marie rusza w niebezpieczną pogoń za zabójcą...

  Blady strach jest trzecim dziełem reżysera Alexandre Aja i pierwszym, który skierował na filmowca z Francji uwagę świata. Obraz jest zaliczany do "nowej francuskiej ekstremy"  - nurtu kojarzonego z drastycznymi scenami gore. Definicja gatunku określa bardziej czas powstania jego przedstawicieli (początek XXI wieku) niż konkretne cechy stylistyczne czy treściowe, jednak jeśli chodzi o dosłowność przeniesionej na ekran brutalności, termin "eskstrema" jest w przypadku Bladego strachu jak najbardziej na miejscu. W Stanach Zjednoczonych film musiano edytować, żeby uniknąć przydzielenia mu przez Motion Picture Association of America (MPAA) oceny NC-17 (zakazany dla widzów poniżej 17 roku życia) i dopiero po wycięciu ok. 2 minut krwawego materiału produkcja mogła zostać rozprowadzona z oceną R (dozwolony dla nieletnich w towarzystwie rodzica lub opiekuna). Pełną wersję w 2003 wyświetlono tylko w kilku kinach, a obecnie dostępna jest na DVD i na Blu-ray - oczywiście to właśnie ona jest obiektem mojej recenzji.


  Fabuła Bladego strachu rozpoczyna się standardowo. Dwie przyjaciółki - Marie i Alex - udają się na wieś na weekend, jednak w tym przypadku nie jest to wypad do leśnej chatki w nieznanej okolicy (jak to najczęściej bywa w takich historiach), a do domu rodzinnego jednej z dziewczyn. Studentki docierają na miejsce nocą i od razu kładą się spać. Nikt nie zdaje sobie sprawy, że w pobliżu grasuje zabójca, który morduje kogo popadnie bez żadnego konkretnego powodu. Kiedy rozbrzmiewa dzwonek do dzwi, nietrudno jest się domyślić, że to właśnie ubrany w brudny kombinezon roboczy mężczyzna przybył, aby wyrżnąć wszystkich domowników... Jedynie Marie, której nie ma na licznych zdjęciach rodzinnych na kominku, ma szansę zachować swoją obecność w tajemnicy...

  Blady strach, chociaż nie brak w nim pomysłowych scen gore, bazuje na czystym napięciu. Początkowe miejsce akcji - farma otoczona polami kukurydzy - jest wręcz idealne do zbudowania odpowiedniego klimatu. Beztroska dwóch młodych kobiet, typowa wiejska cisza, ciepłe przywitanie rodziców Alex oraz przytulnie urządzony dom... Te elementy nie zapowiadają niczego złego, ale w powietrzu wisi coś nieuniknionego, niczym ciężka, niewypowiedziana groźba... Szarawa, przybrudzona kolorystyka obrazu, mało wylewna gra aktorska oraz niemalże bezludne otoczenie kreują gęstą atmosferę stęchlizny, która przywołuje na myśl Teksańską masakrę piłą mechaniczną Tobe'a Hoopera. Aja niewątpliwie czerpał inspirację z kultowego horroru, lecz nie skopiował bezmyślnie oklepanych grozowych trików, dzięki czemu udało mu się stworzyć film, który jest wciągający pomimo wszechobecnej konwencji, świeży, lecz wciąż sztampowy, intrygujący, aczkolwiek przewidywalny... Blady strach jest straszakiem nakręconym z poszanowaniem dla tradycji gatunków slash oraz splatter, jednak nie jest pozbawiony odrobiny fantazji, niezbędnej, aby pozycja wyróżniała się w tłumie podobnych do siebie rąbanek w stylu "gore dla samego gore".



  Główną atrakcją jest pogoń mordercy za Marie, a potem pogoń Marie za mordercą. Dziewczyna rusza za starym, obdrapanym vanem, w którym jego właściciel zakmnął zakneblowaną Alex, i musi robić wszystko, aby mężczyzna jej nie zauważył, co jest zadaniem praktycznie niewykonalnym... Ale czego się nie robi dla miłości? Od początku jest jasne, że Marie czuje do Alex nieco więcej niż zwykłą przyjaźń. Dziewczyna cieszy się z poznania rodziców koleżanki i słucha opowieści o jej męskich podbojach z oczywistym brakiem przyjemności, nie wykazując ani krzty zainteresowania płcią przeciwną. Do tego dochodzą cechy charakteru i wyglądu, które konwencjonalnie uważane są za "mało kobiece"... Aja motyw homoseksualizmu skonstruował w sposób nadto stereotypowy, przez co wątpliwości widza dotyczące pobudek Marie, celu jej pogoni za porywaczem oraz kierunku, w jakim zmierza fabuła, zostają bezlitośnie rozwiewanie z minuty na minutę coraz bardziej, aż w końcu zakończenie objawia się nam jako jedyne "słuszne". Po seansie pozostaje coś na kształt zawodu, że ostateczny zwrot, mający spaść na nas jak grom z jasnego nieba, nie zaskakuje tak, jak zapewne zaplanował to reżyser...

  Liczne niedociągnięcia na różnych płaszczyznach Bladego strachu po części umniejszają w naszych oczach wyborne efekty gore, chociaż to nie one grają główną rolę. Jak na przyzwoity splatter przystało, nie ma tutaj pikselowej krwi ani innych tanich komputerowych sztuczek, a wszystkie krwawe scenki opierają się tylko i wyłącznie na rekwizytach oraz charakteryzacji, składających hołd kinu grozy lat 80. i 90. ubiegłego wieku. Realizm schodzi na dalszy plan, aby ustąpić miejsca wyśmienitej grotesce, najczęściej objawiającej się nadmierną obfitością krwi, która tryska niczym z dwudziestu świń zarzynanych na raz, zazwyczaj prosto w twarz którejś z postaci. Sposoby, jakimi morderca rozprawia się ze swoimi ofiarami, w większości są szablonowe - podrzynanie gardła, rąbanie siekierą, duszenie itd. - lecz nie brakuje też mniej oklepanych metod, jak na przykład dekapitacja za pomocą szafy. Poziom realizacji tych ostrych momentów nie zapiera tchu w piersiach, jak zapewne zrobiłby to prawdziwie kunsztowny krwawy majstersztyk, ale w oku może zakręcić się łezka - oznaka tęsknoty za prawie już zamkniętym rozdziałem kiczu kina grozy.


  Blady strach jest pozycją obowiązkową dla widzów gustujących w "nowej francuskiej ekstremie", ale dla grozomaniaków ogólnie już niekoniecznie. Film posiada naprawdę mocne strony, jak atmosfera brudu czy efekty gore, jednak nie jest to twórczość na tyle oryginalna, by zwalić z krzesła starego wyjadacza. Zakończenie nie zaskakuje, gdyż niestety po drodze rozsypanych jest zbyt wiele nie pozostawiających miejsca na interpretacje wskazówek. Dzieło Aja charakteryzuje klasyczna konwencja, okraszona jedynie paroma bardziej wymyślnymi motywami - jeśli zaakceptować taki stan rzeczy, obraz odbierze się jako wyjątkowo dobrze zrealizowanego przedstawiciela swojego gatunku.

Ocena: 8/10

***

Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.

Komentarze

  1. Jak dla mnie, finałowy twist jest wyjątkowo irytującą ,,niedżwiedzią przysługą'' jaką ten film sobie wyświadczył . Jest to zagranie nie wywiedzione z niczego, co wcześniej składa się na całą historię , ot, po prostu wklejone arbitralnie na chama ,, bo tak''. Bardzo się wkurzyłem i w moich oczach ten bardzo przyzwoity , w dobrym znaczeniu konwencjonalny slasher stracił w cholerę. To było zaskakujące, ale tylko dla tego, ze autentycznie nie spodziewałem się , ze mi coś tak durnego i nieuczciwego na koniec zaserwują.
    Najbardziej podobał mi się morderca - gruby i paskudny knur w wysztywnionym od zaschniętych smarów kombinezonie , francuski kuzyn Joe Spinella. A jeszcze bardziej jego samochód ; ten zapuszczony jak dziadowski bicz , par excellence brzydki citroen- furgonetka był lustrzanym odbiciem właściciela . Super, bardzo lubię takie symetrie
    PS. ,podrzynanie' przez er zet , zapieranie tchu, nie ,dechu' :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "To było zaskakujące, ale tylko dla tego, ze autentycznie nie spodziewałem się , ze mi coś tak durnego i nieuczciwego na koniec zaserwują."

      Ja się spodziewałam głównie przez sekwencję snu Marie na początku, ale potem i jej wyraźna zabujanie w w Alex dla mnie było oczywistą wskazówką, że skończy się jak się kończy :P No i najelpsze, jak policjanci zasiedli do oglądania nagrania z kamery stacji benzynowej XD Miało być zaskakująco, a jakoś nie wyszło. Masz rację - nie wiadomo po co w sumie to zagranie.

      "PS. ,podrzynanie' przez er zet , zapieranie tchu, nie ,dechu' :)"

      Heh, polski język taki trudny... Dzięki, już poprawiłam.

      Usuń
  2. Ps 2 : Ja to mam wyjątkowa słabość do ,, Trouble Every Day'' Claire Denis , jak już o francuską falę ,l'eau rouge' się rozchodzi . Po tym kawałku tak sobie ją ochrzciłem :
    https://www.youtube.com/watch?v=3EE5KXJc1Ng

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, obczaję w wolnej chwili :) Tyle filmów, a życie takie krótkie :(

      Usuń

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane posty