Parlor (aka Anarchy Parlor) (2014)

  Grupa przyjaciół ze Stanów spędza wakacje na Litwie, większość czasu poświęcając szczodrze zakrapianym alkoholem imprezom. Podczas jednej z nich Brock poznaje wytatuowaną gotkę - Utę - która zaprasza nowego znajomego do salonu tatuażu, prowadzonego przez jej mentora - tajemniczego Artystę. W położonym na odosobnionej uliczce studiu okazuje się, że osobliwy duet trudni się nie tylko ozdabianiem ciał swoich klientów, lecz także sprzedażą ludzkiej skóry...

  Parlor jest debiutem reżyserskim Devona Downsa i Kenny'ego Gage'a, którzy są też autorami scenariusza filmu. Zamysł dwóch panów na ich pierwszy horror jest jednak zgoła nieoryginalny. Europa Środkowo-Wschodnia, amerykańscy turyści, dobra zabawa, piękna kusicielka i handel żywym towarem... Wystarczy zebrać do kupy te elementy, a w naszej pamięci niczym żarówka zapali się konkretny tytuł  - Hostel. Fabuła Parlor praktycznie jest kalkomanią znanego dzieła Eliego Rotha, dodatkowo wzbogaconą jedynie o wątek tatuatorski, zatem przeciwnicy nadmiernego inspirowania się osławionymi pozycjami mogą bez żalu rzucić film Downsa i Gage'a w kąt, by tam, nieobejrzany, mógł dalej spokojnie zbierać kurz. Natomiast tym, którym nie przeszkadza mała powtórka z rozrywki, seans może się opłacić, gdyż, mimo że produkcja ma wiele niewątpliwych wad (zarówno treściowych, jak i technicznych), ogląda się ją zaskakująco przyjemnie, nie odczuwając zbytnio irytacji czy znudzenia powtarzającymi się, oklepanymi horrorowymi motywami.


  Jesteś turystą / turystką w całkowicie obcym kraju? Jest noc, jesteś pijany / pijana, a wyglądająca na niezrównoważoną psychicznie kobieta proponuje Ci tatuaż? Wydawałoby się, że w danej sytuacji każdy rozsądny człowiek nie przyjąłby propozycji, ale poziom oleju w głowie bohaterów Parlor jest dużo niższy niż u przeciętnego przedstawiciela rasy ludzkiej, tak więc Amy i Brock z radością podążają za Utą do podejrzanego, małego salonu, aby rozradowana dziewczyna mogła zafundować sobie niezmywalną pamiątkę z pobytu na Litwie. Podczas gdy z pozoru miły Artysta bierze amerykańską klientkę pod igłę, Uta "zabawia" Brocka w piwnicy. Jego koszulka z napisem "swag all day" od początku nie wróżyła nic dobrego... W końcu taki nowoczesny lekkoduch w filmie grozy nie może wyjść z kryzysu całkowicie obronną ręką, lecz tortura, jakiej zostaje poddany, przechodzi najśmielsze oczekiwania - obdzieranie żywcem ze skóry to coś, czego nie wypada życzyć nawet najgorszemu wrogowi.

  Potencjalnym widzom Parlor należy się ostrzeżenie - zdzieranie skóry zostało przedstawione w sposób nader graficzny, i to za pomocą bliskich ujęć. W gatunku torture porn efekty specjalne są wyjątkowo ważne, by cel obrzydzenia widza dosadnością krwawych scen mógł zostać osiągnięty. W przypadku tego dzieła rezultat jest na zadowalającym poziomie, aczkolwiek niektóre szczegóły oraz mniej znaczące momenty mogły zostać nieco bardziej dopieszczone. Gwóźdź programu, czyli skórowanie nierozgarniętych ofiar przez tatuażystę z piekła rodem, na szczęście prezentuje się zacnie - zrywana z wrzeszczących, sikających po nogach (dosłownie) ofiar tkanka, ciągnące się za nią żyłki, lejąca się strumieniami sztuczna krew itd. cieszą oko względnym realizmem. Chwilami można wychwicić gdzieniegdzie odrobinę pikselowej posoki, co fanom fizycznych rekwizytów pewnie zburzy poczucie idealnej harmonii, jednak jedyną sceną, którą ciężko jest naprawdę zaakceptować, jest zastrzelenie jednej z postaci - tutaj widzimy tanie CGI w najgorszym wydaniu, niestarające się nawet udawać prawdziwą ranę postrzałową. Perfekcjonistom polecam zamknięcie oczu na ten jeden krótki moment.



  Poza nieźle zrealizowanymi efektami gore, w Parlor błyszczy też nietuzinkowy antagonista. W całkowicie poświęconemu sztuce zabawy ludzką skórą Artystę wcielił się Robert LaSardo i trzeba powiedzieć, że wykonał kawał dobrej aktorskiej roboty. Nietypowy handlarz jest elokwentny i spokojny, otacza go wręcz mistyczna atmosfera. Amy, kiedy wybiera z katalogu wzór godny uwiecznienia na ciele, z chęcią daje się wciągnąć w intymną rozmowę przez pokrytego intrygującym splotem rysunków tatuażystę. Wygląda nawet na to, że młoda kobieta uwierzyła w profesjonalism kogoś, kto w środku nocy jest gotów wydziarać podpitą klientkę... Uta (Sara Fabel) jest przeciwieństwem swojego mentora - dziewczyna jest narwana i gwałtowna, a humor zmienia jej się diametralnie z sekundy na sekundę. Z wyglądu jednak zapewne jest fantazją niejednego złaknionego damskiego towarzystwa pana, w skórzanym biznesie robi więc za wabik na naiwniaków. Postać sadystycznej praktykantki niewątpliwie zwraca uwagę zaraz po Artyście, lecz ze względu na jej przerysowany, parodyjny charakter prędzej wzbudzi sympatię niż niepokój widza. Jeśli chodzi o resztę obsady, niestety trudno ich nazwać prawdziwymi aktorami. Jedynie odtwórczyni roli Amy - Tiffany DeMarco - momentami miewa przebłyski zdolności, podczas gdy reszta bohaterów wypada tak cienko, że po pewnym czasie trudno jest nie dopingować tatuażyście w jego krwawych praktykach...

  Fabuła jest zdecydowanie najsłabszym ogniwem Parlor - sztampa kryje się za każdym rogiem, a naiwność sytuacyjna sięga zenitu przy więcej niż jednej okazji. Tych widzów, którzy widzieli Hostel, nie zaskoczy tutaj nic. Jeśli przyjąć, że to nie oryginalność była celem twórców, a stworzenie nieskomplikowanego, bazującego na gore horrorku, można z czystym sumieniem powiedzieć, że sukces został osiągnięty. Film posiada wszystkie elementy składowe lekkiego, stuprocentowo rozrywkowego straszaka - mało rozgarnięte postaci, dużo golizny, przerysowaną antagonistkę, lejące się po niebrzydkich buźkach dziewczyny i oczywiście sporo krwi. Co z tego, że protagoniści bywają tak denerwujący, że nie możemy się doczekać, aż wreszcie wszyscy wykorkują? Albo że zakończenie jest tak naciągane, że wywołuje tylko i wyłącznie zażenowanie? Ważne, że nie jest nudno - widokowi przyzwoicie zrealizowanych scen tortur oraz roznegliżowanych, piersiastych panien może nawet czasem towarzyszyć chichot radości.


  Parlor nie jest dobrym filmem w ogólnie przyjętym znaczeniu tego słowa, lecz nie można mu odmówić uroku, który sprawia, że przez seans da się przebrnąć całkiem przyjemnie - zwłaszcza jeśli lubi się tatuatorskie klimaty i ma się ochotę trochę pośmiać. Do mocnych stron obrazu z pewnością zaliczają się zaskakująco dobrze odegrany antagonista oraz poprawnie zrealizowane scenki obdzierania ze skóry. Tekstów Artysty miło się słucha, a wrzaski protagonistów, połączone z naszym wyobrażeniem bólu, jaki ci muszą odczuwać w trakcie barbarzyńskich zabiegów, mogą sprawić, że zechcemy po prostu zakryć oczy. W dziele Downsa i Gage'a brak jest jakiegokolwiek drugiego dna (no, może poza przesłaniem "nie tatuuj się u byle kogo po pijaku"), przez co zalicza się ono do tak zwanych "odmóżdzaczy" - i dobrze, gdyż od czasu do czasu i taki film warto obejrzeć.

Ocena: 6/10


***

Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.

Komentarze

Najczęściej czytane posty