Salò, czyli 120 dni Sodomy (Salò o le 120 giornate di Sodoma) (1975)

UWAGA!!! Poniższy tekst jest przeznaczony wyłącznie dla osób pełnoletnich!

  Rok 1944, faszystowskie Włochy. W małej miejscowości przeprowadzona zostaje łapanka, mająca na celu zebranie uczestników wielkiej orgii, której organizatorami są czterej zdemoralizowani dygnitarze. Dziewięć chłopców i dziewięć dziewcząt zostaje bezceremonialnie pojmanych i zawiezionych do willi na wsi, gdzie przez następne 120 dni ma nieprzerwanie trwać wielka "uczta" wysoko postawionych faszystów. Program przewiduje realizację każdej zwyrodniałej fantazji seksualnej czterech "panów"...

  W latach 1976-77 we Włoszech nastąpił "wysyp" filmów z podgatunku nazisploitation, którego motywem przewodnim jest bestialskie znęcanie się nazistów nad jeńcami. Na przestrzeni dwóch lat powstało paręnaście produkcji i istnieje możliwość, że to wielka kontrowersja związana z Salò, czyli 120 dni Sodomy jest jednym z powodów ówczesnego zainteresowania tematyką nazistowskich okrucieństw, jednak jakość obrazów nazisploitation niewiele ma wspólnego z poziomem kultowego dzieła.


  Salò, czyli 120 dni Sodomy jest ostatnim filmem Pier Paolo Pasoliniego - kontrowersyjnego włoskiego reżysera, scenarzysty, komunisty, homoseksualisty i poety. Artysta został zamordowany w noc z 1 na 2 listopada 1975 w Ostii (Rzym), jedynie na trzy tygodnie przed premierą Salò. Jak nietrudno się domyślić znając reputację Pasoliniego (albo dzieło markiza de Sade, na którym scenariusz jest bazowany), obraz wywołał niemałe zamieszanie. Został wyświetlony po raz pierwszy 22 listopada 1975 w Paryżu, podczas gdy we Włoszech odrzucono go już 11 listopada ze względu na "odrażające, perwersyjne treści seksualne". Skrócona wersja zawitała do tamtejszych kin w marcu 1977, a wersja pełna wyszła na DVD dopiero w 2003. W innych państwach wcale nie było łatwiej - w Wielkiej Brytanii forma "uncut" zobaczyła światło dzienne w 2000, a w Australii w 2010. W kilku krajach Salò do dziś pozostaje zakazane.

  Akcja filmu rozgrywa się na przełomie lat 1944-45 we Włoskiej Republice Socjalnej (wł. Repubblica Sociale Italiana, RSI, tzw. Republika Salò) - ustanowionym przez Benito Mussoliniego państwie faszystowskim, oficjalnie uznanym jedynie przez garstkę krajów. Na samym początku stajemy się świadkami bezwzględnej łapanki na młodych ludzi obu płci, ale jeszcze nie wiemy, co zleceniodawny mają na celu. Dygnitarze reprezentujący cztery sfery władzy - szlachecką (książę), kościelną (biskup), państwową (sędzia) i ekonimiczną (prezydent banku) - spisują w zeszycie tajemnicze "zasady", które oficjalnie przypieczętowują swoimi podpisami. Gdy grupka nieletnich chłopców i dziewcząt zostaje na siłę sprowadzona do wielkiej willi na wsi, czterej wysoko postawieni jegomoście wygłaszają wyrok: czteromiesięczna orgia, podczas której wyrwane ze swoich domów, przerażone istoty będą musiały całkowicie podporządkować się woli nowych "panów".




  Wszyscy ubezwłasnowolnieni uczestnicy orgii stają się martwi dla świata zewnętrznego, kiedy tylko przekraczają próg posiadłości, gdzie ma się odbyć "zabawa" dygnitarzy. Od teraz istnieją tylko i wyłącznie po to, by zadowalać każde życzenie tyranów, którzy swoje bezduszne poczynania bazują na ekstremalnie libertyńskich poglądach, że wszelkie normy moralne są nie tylko zbędne, lecz także szkodliwe. "Panowie" nadużywają władzy, jaką zapewnia im ich wysoka pozycja w hierarchii społecznej, w celu pofolgowania swoim najdzikszym zachciankom seksualnym. Sprowadzeni na orgię młodociani zostają całkowicie uprzedmiotowieni, a ich życia pozbawione jakiejkolwiek wartości. Pasolini celowo ograniczył charakterystykę postaci ofiar do minimum, żeby uniemożliwić widzowi nadmierne empatyzowanie, jednak odczuciom, jakich doświadczamy podczas seansu, daleko jest do obojętności. Możemy być pewni, że najgorsze zwyrodnialstwa, jakie tylko jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, znajdą odzwierciedlenie w Salò, czyli 120 dni Sodomy.

  Reżyser nakręcił dzieło, które w sposób niezwykle dobitny nakreśla jego poglądy polityczne. Społeczeństwo zhierarchizowane Pasolini widział jako ostateczne zło, stabilizujące całą władzę w rękach nielicznych i upodlające uciśnione masy. Orgia w domu dygnitarzy jest dla pozbawionej wolności wyboru grupy prawdziwym piekłem, podczas gdy oprawcy, codziennie znęcając się nad swoimi ofiarami, odczuwają niewypowiedzianą rozkosz, nierozerwalnie związaną z poczuciem, że są na zwycięskiej pozycji. Szczerze wątpię, czy na przykład sekwencje bezpośrednio ukazujące akty spożywania odchodów przez bohaterów mogą zostać przyjęte "na zimno" przez kogokolwiek. Te wyjątkowo obrzydliwe momenty są otwartą krytyką kapitalizmu i konsumpcjonizmu - "panowie" narzucają swoim "podwładnym" czynność, która w ich mniemaniu jest "zaszczytem" i "przyjemnością", lecz w rzeczywistości jest nienaturalna, a w praktyce powoduje jedynie udrękę, która w filmie przybiera ostateczną formę w odbierającym mowę, brutalnym zakończeniu.



  Siła przekazu Salò, czyli 120 dni Sodomy tkwi nie tylko w znakomicie przemyślanej treści, lecz także w sferze wizualnej filmu. Pasolini, mimo prostoty scenariusza, zdołał naładować swój obraz niezwykle intensywnymi emocjami, które sprawiają, że dzieło to albo się kocha, albo nienawidzi ze względu na otępiające umysł, przeszywające do szpiku kości swym bestialstwem przedstawienia okrucieństwa. Wprowadzanie w życie wyuzdanych fantazji seksualnych "panów", znęcanie się psychicznie nad "podwładnymi", gwałty, tortury... Film jest niemalże nieprzerwanym ciągiem scen ukazujących nam różne etapy przebiegu orgii, jednak reżyser zadbał, abyśmy w żadnym momencie nie poczuli się postawieni zbyt blisko wydarzeń odbywających się na ekranie. Doskonałe przetasowanie kadrów o różnych szerokościach sprawia, że od czasu do czasu zostajemy dopuszczeni do takich szczegółów jak błysk podniecenia w oku tyrana czy grymas bólu na twarzy ofiary, lecz nie trwa to długo, bo kolejne ujęcia spieszą przypomnieć nam, że jesteśmy wyłącznie obserwatorami. Nigdy nie czujemy się uczestnikami akcji.

  Salò, czyli 120 dni Sodomy to film, który trudno jest polecić czy odradzić konkretnej grupie docelowej, ponieważ ciężko jest dokładnie określić, do jakiego gatunku się on zalicza. Można zadowolić się najoczywistszą konkluzją - "dramat". Jednak tytuł dzieła Pasoliniego pada notorycznie przy okazjach dyskusji o najbardziej szokujących filmach, zazwyczaj razem z tytułami pozycji reprezentujących krwawe kino gore lub exploitation, i nie dzieje się to bez powodu. Salò niewątpliwie jest jednym z najmocniejczych obrazów, jakie kiedykolwiek powstały i chociaż typowych dla kina grozy krwawych scen ma jak na lekarswo, wcale nie umniejsza to jego wstrząsających właściwości, których poziomu nawet najśmielszym, najobrzydliwszym produkcjom gore często nie udaje się osiągnąć.

Ocena: 10/10

***

Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.

Komentarze

  1. Dla mnie ten film był kompletnie nie do strawienia. Książka troszkę lepsza (pomimo, że styl pozostawiał sporo do życzenia), bo autor umikał dosadnych opisów. Jakoś nie bierze mnie tematyka oparta głównie na obrzydliwych stosunkach seksualnych i koprofagii. Szkoda, że de Sade nie dokończył książki, bo dalej miało być bardziej krwawo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "bo autor umikał dosadnych opisów"
      Doprecyzuję - w książce też były właściwie same zboczenia, ale tak szczątkowo opisywane, że wyobraźnia na szczęście chwialami się blokowała;) Co było potrzebne, bo taki poziom szoku jakiego i tak dostarczyła mi ta powieść w zupełności mi wystarczał.

      Usuń
    2. Też nie czerpię przyjemności z patrzenia, jak ktoś je kał. Te sceny w filmie były dla mnie strasznie obrzydliwe, o mało co nie puściłam pawia... Reszta wcale nie lepsza - seans spędziłam w ustami zakrytymi ręką. Jednak uważam, że Pasolini słusznie wybrał taki sposób, by przekazać, co chciał. W 1975 pewnie wyglądało to trochę lepiej, ale w dzisiejszych czasach trudno kogoś zszokować/obrzydzić zwykłą brutalnością na ekranie... Gdyby "Salo" było bardziej lajtowe, treść nie byłaby taka uderzająca i pamięć o filmie odchodziłaby zaraz po seansie, że o zrozumieniu o czym to wszystko jest nie wspominając.

      Usuń
    3. Mnie się by bardziej wbił w pamięć, gdyby szokował gore, a nie szedł po linii najmniejszego oporu tj. pokazywaniu konsumpcji kału. Bo szczerze mówiąc tylko to i stosunki seksualne w pamięci mi zostały - z książki pamiętam więcej. Ale to że film do mnie nie przemówił nie znaczy, że nie jest wartościowy. Dla wielu widzów jest - ja wolę klasyczne szokowanie gore;)

      Usuń
    4. Pewnie podzielałabym Twoją opinię gdyby nie fakt, że krwawe gore ostatnio coraz mniej mnie szokuje. Aż się poczułam jak nieczuły zwyrodnialec XD

      Usuń

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane posty