Dobre małżeństwo (A Good Marriage) (2014)

  Bob i Darcy Andersonowie są szczęśliwym małżeństwem, którego dwie pociechy zdążyły już dorosnąć i założyć własne rodziny. Mimo 25 lat spędzonych razem, para ma się znakomicie, czego zazdroszczą im wszyscy znajomi. Czasami bywa jednak, że ludzie nie są tym, na kogo wyglądają i Darcy doświadcza tego na własnej skórze, kiedy w garażu znajduje dowód osobisty ofiary seryjnego zabójcy, o którym od pewnego czasu huczą media...

  Dobre małżeństwo jest adaptacją opowiadania Stephena Kinga, zawartego w zbiorze Czarna bezgwiezdna noc. Sławny pisarz powieści grozy wziął scenariusz do filmu na siebie, co w jego fanach może budzić niemałe oczekiwania względem wartości tej pozycji. Fabuła ma w sobie ogromny potencjał - historia szczęśliwej żony, która pewnej nocy odkrywa, że mąż przez 25 lat skrywał przed nią mrożącą krew w żyłach tajemnicę, w sprawniejszych rękach mogła zaowocować naprawdę nietuzinkowym thrillerem psychologicznym. Do pewnego momentu film nawet się na to zapowiada, ale niestety, nie trzeba czekać długo, aby dojść do wniosku, że reżyser - Peter Askin - nie popisał się w tym przypadku wyczuciem i z intrygującego pomysłu stworzył jedynie mocno przeciętny, niepotrafiący utrzymać w widzu poczucia niepewności dreszczowiec, którego największą zaletą jest ciekawa obsada.


  W mediach głośno jest o niejakim "Beadiem" - seryjnym zabójcy kobiet. Podczas wyprawy do garażu po nowe baterie do pilota, Darcy znajduje w otworze w ścianie niewielkie pudełeczko, w którym Bob przechowuje dokumenty swoich ofiar... Tak, lubiany przez wszystkich, ambitny pan Anderson jest poszukiwanym przez policję mordercą, a jego żona przez 25 lat nic nie zauważyła. W kobiecie rozpętuje się istna burza sprzecznych uczuć - wydać policji ojca swoich dzieci i kochającego męża, któremu ufało się bezgranicznie przez ćwierć wieku, czy może kontynuować żywot we dwoje jakby nic się nie stało? Ten dramat niepewności jest najważniejszym elementem w Dobrym małżeństwie, co powinno zostać oddane we wzajemnych relacjach Darcy i Boba po straszliwym odkryciu, jednak brak większej głębi w tej sferze powoduje, że trudno jest odczuwać jakiekolwiek napięcie.

  Zbyt wymowna gra aktorska sprawia, że kierunek, w jakim zmierza cała sytuacja, staje się oczywisty na długo przed nieszczęsnym zakończeniem. W postać Darcy wcieliła się Joan Allen, a w Boba przemienił się Anthony LaPaglia - taka obsada z pewnością zachęca do seansu. Jednak LaPaglia jako troskliwy mąż i bezwzględny zabójca w jednym spisał się tylko na tyle dobrze, na ile pozwoliła mu jego niedostatecznie rozwinięta rola. Fabuła nie skupia się na jego postaci wystarczająco, żeby wzbudzić w publice odpowiednie przerażenie nagłym odkryciem Darcy, co skutkuje tym, że jeden z dwóch głównych bohaterów niemalże całkowicie chowa się w cieniu prawdziwej "gwiazdy" filmu. W Dobrym małżeństwie to Allen przejmuje pałęczkę, zatem to wyłącznie za jej pośrednictwem jesteśmy w stanie stworzyć w naszych głowach wizję, jak historia będzie się toczyć. Niestety, aczkolwiek ekspresja aktorki stoi na przyzwoitym poziomie, w tym konkretnym przypadku jest to jak najbardziej niepożądane - jej wyrazista mimika nie pozostawia najmniejszej wątpliwości, co dzieje się w głowie Darcy, a to niestety nierozerwalnie wiąże się z bezlitosną przewidywalnością jej dalszych decyzji.



  Pod względem stylistycznym Dobre małżeństwo nie wybija się nad poziom typowego, telewizyjnego dreszczowca do obejrzenia z rodziną, z kilkulentimi dziećmi włącznie. Muzyka jest nawet chwytliwa i w swej skromności pomaga wczuć się w klimat filmu, przesiąkniętego dylematem głównej bohaterki, a sceny obrazowujące niepokoje Darcy, związane w możliwością wypłynięcia tajemnicy Boba na światło dzienne, dodają temu lekkiemu thrillerowi odrobinę intensywniejszego smaczku. Po pewnym czasie trudno jest się nie domyślić jedynego możliwego zakończenia, zwłaszcza że miniasta Darcy daje nam niepozostawiające miejsca na interpretacje wskazówki, ale dałoby się przymknąć na to oko, gdyby nie całkowity brak jakiejś ostrzejszej akcji. Chociaż scenariusz opowiada o mordercy chowającym się za maską oddanego męża i wiemy, że Bob zabija kilkanaście kobiet, to na ekranie widzimy z tego mniej niż nic. Punkt kulminacyjny, mający rozładować napięcie, również nie spełnia swojego zadania z jednego, prostego powodu - jest zwyczajnie nijaki. Zero zaskoczenia, zero szoku, zero fantazji czy polotu... Klasyczny przykład wstrzemięźliwości twórców, zapewne spowodowanej myślą o poszerzeniu przedziału wiekowego potencjalnej grupy docelowej obrazu.

  Dobre małżeństwo określiłabym jako trochę gorszy od średniaka. Na początku da się poczuć coś porównywalnego do napięcia, lecz brak jakichkolwiek zmyłek czy innych zagrań, podtrzymujących na dłużej atmosferę niewiadomej, doszczętnie odziera ciekawy pomysł na scenariusz z jego uroku. Film raz da się obejrzeć, a jeśli akurat ma się w tym czasie do zjedzenia obiad, to tym lepiej, gdyż ta adaptacja opowiadania Kinga jest typowym, lekko mdłym dreszczowcem, który miło jest sobie zapuścić, żeby było na czym zawiesić oko pomiędzy jednym kęsem schabowego, a drugim. Nie polecam jednak, jeśli chcecie sobie urządzić pełnoprawny seans filmowy...

Ocena: 4/10


***

Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.

Komentarze

  1. Od jakiegoś czasu przymierzam się do tego filmu, ale zawsze jest coś ciekawszego do zobaczenia - mam nadzieję, że w końcu mi się to uda, choć nie zapowiada się jakoś rewelacyjnie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane posty