Bloody Reunion (스승의 은혜; Seuseung-ui eunhye; My Teacher aka Teacher's Mercy aka To Sir, With Love) (2006)

UWAGA! Poniższa recenzja może zawierać spoilery!

  Pięć zwłok noszących wyraźne ślady wyjątkowo okrutnych tortur zostaje odkrytych w piwnicy pewnego domostwa. Okazuje się jednak, że są jeszcze dwie żywe ofiary - sparaliżowana pani Park oraz jej młoda opiekunka Mi-ja. Obie kobiety są nieprzytomne, lecz w szpitalu Mi-ja odzyskuje świadomość i opowiada policjantowi prowadzącemu śledztwo, co się wydarzyło. Mi-ja jest byłą uczennicą pani Park. Dawna wychowanka jest tak przywiązana do nauczycielki, że zajmuje się nią jak rodzona córka, gdyż ta może się poruszać tylko na wózku inwalidzkim. By zrobić byłej wychowawczyni przyjemność, Mi-ja zaprasza do domku nad morzem kilka innych osób, które chodziły razem z nią do klasy pani Park. Wszyscy przybywają na miejsce i na pierwszy rzut oka wydaje się, że miło wspominają czasy szkolne. Jednak wychowawczyni najwyraźniej nie jest tą miłą panią w średnim wieku, na którą wygląda, gdyż uczestnicy zlotu szybko pokazują po sobie, że z tego czy innego powodu mają do niej głęboki żal. Zaczynają coraz bardziej śmiało grozić niepełnosprawnej kobiecie, a nawet sugerują, że chcieliby ją "wyeliminować". Mimo tego, to nie pani Park pada pierwszą ofiarą nieznanego zabójcy, lecz absolwenci, którzy jeden po drugim zostają schwytani i zamknięci w piwnicy, gdzie morderca poddaje ich wymyślnym torturom...

  Bloody Reunion występuje pod tyloma tytułami, że trudno się w tym połapać. Pozostałe kulawe angielskie tłumaczenia najlepiej jest sobie darować, bo nijak nie oddają treści filmu (a zwłaszcza To Sir, With Love jest zupełnie wzięty z sufitu...). Oryginalny tytuł - Seuseung-ui eunhye - dosłownie oznacza "dobroć nauczyciela", i to jest właśnie motyw przewodni tego obrazu. Autor scenariusza zainspirował się amerykańskimi filmami typu slash i wkomponował ten podgatunek w konwencjonalną strukturę fabularną koreańskiego horroru ghost story, tylko że bez ducha. Mamy więc schemat, który w większości przypadków występuje w produkcjach obydwu nurtów. Różnica leży w tym, że w slasherach produkcji USA cała uwaga skupia się na zabójcy i morderstwach z jego ręki, podkreślana jest ich brutalność, której celem jest wywołanie odrazy widowni. Z drugiej strony, w horrorach koreańskich przewagę ma motyw żalu i cierpienia czarnego charakteru, co ma miejsce też w Bloody Reunion. Moim zdaniem jest to mało udany układ, gdyż w ten sposób pobudki mordercy wydają się dużo bardziej uzasadnione, zostajemy postawieni w jego sytuacji i chociaż trudno popierać go w jego krwawych poczynaniach, to o odrazie nie ma co mówić. Film nabiera sentymentalnych tonów, a widz rozumie żal antagonisty...


  Na początku dowiadujemy się, że pani Park była nauczycielką w wiejskiej szkole podstawowej. Już wtedy jej ulubienicą była bardzo jej oddana, mała Mi-ja. Upływające lata wcale tego nie zmieniają i kiedy zdrowie pani Park pogarsza się z wiekiem, to właśnie Mi-ja jej pomaga. By zrobić niepełnosprawnej kobiecie przyjemość, jej była uczennica organizuje zlot absolwentów, na który zaprasza swoją dawną klasę. Wydaje się, że wszyscy stawili się chętnie, lecz są to tylko pozory - w rzeczywistości młodzi ludzie mają wielki żal do pani Park. Żaden z jej wychowanków nie odniósł sukcesu w życiu, a wszystko to przez twardą dyscyplinę oraz raniące docinki ze strony nauczycielki, których zaznali w latach szkolnych. Te doświadczenia pozbawiły ich poczucia własnej wartości, wszyscy wyrośli więc na trochę niestabilnych osobników. Intensywność spotkania po latach uczniów z panią Park jest spotęgowana przez pracę kamery, która robi szybkie zbliżenia i oddalenia ich twarzy, co moim zdaniem swoje zadanie spełnia całkiem nieźle. Niektórzy absolwenci są skłonni poprowadzić teatrzyk do końca i udawać, że co było minęło, lecz inni od początku są bardziej agresywni, jak Se-ho, który do nauczycielki ma pretensje o to, że ta wyśmiewała biedę jego rodziny. Nie wiadomo czemu na zlocie stawia się również Myung-ho, wyraźnie wciąż faworyzowany przez panią Park, która podejrzanie cały czas zdaje się jedynie szukać pretekstu do małych strzępków fizycznej bliskości z młodym mężczyzną...

  Godziny mijają, napięcie rośnie i w końcu nawet najłagodniejsza z całej grupy Eun-young uzewnętrznia swoje prawdziwe uczucia do emerytowanej nauczycielki, próbując pozwolić jej utonąć w wannie podczas kąpieli. Atmosfera niepewności spotniowo rośnie, gdyż nie wiadomo kto w końcu pierwszy się przełamie i wyżyje na pani Park. O poczuciu grozy jednak nie ma tutaj mowy, gdyż mamy tyle retrospekcji pokazujących momenty upokorzenia uczniów, a o winach wychowawczyni mówi się tak dużo i z takim przepełnieniem negatywnymi emocjami, że nie sposób nie dopingować bohaterom, którzy chcą ją "sprzątnąć". Widz po prostu czuje, że jej się należy. Lecz to nie niepełnosprawna kobieta staje się pierwszą ofiarą, a jeden z absolwentów. Nieznany zabójca po kolei porywa zebranych nad morzem członków zjazdu, zamyka ich w piwnicy i torturuje, w końcu doprowadzając do ich śmierci. Fabuła cały czas próbuje podsuwać nam najoczywistsze rozwiązania co do tożsamości tajemniczej postaci, zaczynając od zdeformowanego syna pani Park, którego przed laty trzymała ukrytego w piwnicy, a kończąc na najbardziej podejrzanych byłych uczniach. Zakończenie przewraca wszystko do góry nogami, a przynajmniej pewnie taki był zamysł scenarzysty. Mimo to, chociaż efekt zaskoczenia z pewnością jest, to równocześnie może on być powodem niemałego zawodu dla widza, gdyż odziera on film z całej brutalności oraz odrazy, którą przez chwilę można poczuć do mordercy.



  Z przykrością muszę powiedzieć, że morderstwa pokazane na ekranie nie zostały dobrze zrealizowane. Mimo tego, że oglądając byłam ciekawa, kto jest mordercą i czym się kieruje w wyborze swoich ofiar, to spodziewałam się, że film będzie dużo bardziej graficzny w ukazywaniu przemocy. Z pewnością był ku temu potencjał, skoro twórcy zdecydowali się w ogóle wstawić jakieś sceny tortur. Niestety, są tak marne i nierozwinięte, że mogłoby ich w ogóle nie być. Południowokoreańscy twórcy filmów grozy wciąż nie są wystarczająco odważni jeśli chodzi o przedstawianie makabry, co pewnie jest spowodowane zaostrzającą się cenzurą obowiązującą w tym kraju - chcesz, żeby film wszedł do kin? Daruj sobie jakiekolwiek gore. W Bloody Reunion widać dobre chęci reżysera Im Dae-woong'a, by stworzyć bardziej brutalny obraz niż jest to w zwyczaju wśród filmowców tej części świata, ale z pewnością nie wykorzystał on do końca swojej kreatywności. W wyniku mamy tylko parę ciekawych zdjęć przedstawiających mężczyznę z cyrklami (?) wbitymi w twarz, zmuszanie do połknięcia ostrych kawałków metalu oraz kiepsko zrealizowaną scenę wycinania powiek. Brak balansu pomiędzy atmosferą napięcia odczuwalną podczas sekwencji skupiających się na uczuciach protagonistów do pani Park, a aktualną brutalnością antagonisty sprawia, że i tak już wątłe poczucie grozy pęka całkowicie niczym bańka mydlana zaraz po porwaniu pierwszej ofiary.

  W Bloody Reunion uczucie niedosytu pozostawił u mnie wątek syna pani Park, który na początku filmu zdaje się mieć niemałe znaczenie, lecz w końcu pozostaje nierozwiązany. Wiemy, że nauczycielka wstydziła się zdeformowanego chłopca, trzymała go zamkniętego w piwnicy i nie pozwalała mu na kontakty z innymi dziećmi. Kiedy po latach, podczas zlotu absolwentów nieznany morderca zaczyna zabijać, to właśnie potomek wychowawczyni jest głównym obiektem podejrzeń. Sekwencja porodu pani Park, sceny z dzieciństwa chłopca oraz jego charakterystyczna maska króliczka narobiły mi smaku, sądziłam, że MUSI to mieć jakieś znaczenie dla całości, jednak postać pozostaje pod zasłoną tajemnicy - znika z centrum wydarzeń bez dodatkowych wyjaśnień. Winę za to ponosi wspomniane już zakończenie, które zaskakujące jest, ale "na siłę". Do tego rujnuje wszystko, co w filmie ciekawe, gdyż sprowadza fabułę do klasycznego schematu azjatyckiego ghost story, tylko bez ducha. Jest nieprzewidywalne jako zakończenie slashera, ale do bólu konwencjonalne i oczywiste w przypadku nudnego azjatyckiego horroru, nakręconego pod deseń tryliona innych tego typu produkcji.


  Ja Bloody Reunion sklasyfikowałabym jako thriller, nie horror. Chociaż są morderca i tortury, to nie stanowią ani kulminacji napięcia, ani pretekstu do zaserwowania widzom satysfakcjonującego gore. Jedynym, co funkcjonuje jak trzeba, jest motyw ciętych na panią Park jej byłych uczniów, z których stopniowo wychodzi skrywana nienawiść do wychowawczyni. Chęć poznania dalszego rozwoju wypadków trzyma widza przed ekranem, lecz apogeum, które zapowiada gęsta atmosfera napięcia w pierwszej połowie filmu, nigdy nie zostaje tak naprawdę osiągnięte. Ta konkretna próba Koreańczyków nakręcenia dobrego slashera zakończyła się więc porażką i moim zdaniem, jeśli chodzi o konwencję tego podgatunku, już lepiej wypada Bedevilled (2010) reżyserii Jang Cheol-soo (w którym zresztą jedną z dwóch głównych ról ma aktorka grająca Mi-ja - Seo Young-hee), chociaż wcale nie jest klasyfikowany jako film grozy, tym bardziej nie jako slasher. Mimo tego Bloody Reunion na pewno nie jest nudny i można go obejrzeć z przyjemnością, jeśli nie oczekuje się po nim niczego bardziej "groźnego". Ot, taki sobie typowy średniaczek.

Ocena: 5/10

***

Zapraszam do śledzenia mojego profilu na filmweb.pl.

Komentarze

Najczęściej czytane posty