Antisocial (2013)

UWAGA! Poniższa recenzja może zawierać spoilery!

  Sam zostaje rzucona przez swojego niewiernego chłopaka Dan'a, a dowiaduje się o tym, kiedy ten zmienia swój status na portalu społecznościowym z "zajęty" na "wolny". Dziewczyna zupełnie nie jest w nastroju na sylwestrową imprezę, na którą zaprasza ją najlepszy przyjaciel Mark, jednak udaje się na nią z zamiarem spędzenia ze znajomymi chociaż paru godzin. W domu Marka wszyscy zdają się dłużej siedzieć na swoich laptopach i smartphonach, niż rzeczywiście spędzać ze sobą ostatni dzień starego roku. Wszyscy są tak zajęci, że nie zwracają uwagi nawet na wiadomości telewizyjne ostrzegające obywateli przed tajemniczą zarazą, która rozprzestrzenia się po całym świecie w błyskawicznym tempie. Tylko jednego z imprezowiczów - Jeda - ogarnia niepokój, lecz Sam uspokaja go mówiąc, że media lubią rozdmuchiwać takie sprawy. Dopiero kiedy dwóch agresywnych mężczyzn z krwotokiem z ust próbuje włamać się do domu, grupa zdaje sobie sprawę z ogromu niebezpieczeństwa - zarówno ze strony rozbestwionej, zarażonej ludności szalejącej na zewnątrz, jak i choroby, która już może lęgnąć się w każdym z nich...

  Zmieniają się czasy, to i kino grozy wymaga tematycznych zmian. Postęp techniki, a zwłaszcza rozpowszechnienie telefonów komórkowych i Internetu, sprawił, że fabuła większości kultowych horrorów sprzed lat w naszej obecnej rzeczywistości po prostu nie ma prawa mieć miejsca. Filmowi bohaterowie, odizolowani w chatce w lesie czy też we własnym domu, mogliby zakończyć swoją sytuację, która byłaby bez wyjścia jeszcze tylko 10 lat temu, wyciągając komórkę i dzwoniąc po pomoc. Jeśli chodzi o nowsze produkcje, to zawsze zadziwiało mnie unikanie tematu przez twórców poprzez uciekanie się do grubymi nićmi szytych rozwiązań jak brak zasięgu (np. Ludzka stonoga) czy zniszczenie telefonu w nieszczęśliwym "wypadku" (remake Pluję na twój grób). W wielu przypadkach brak jest jakiechkolwiek oznak, że postacie w ogóle korzystają z technologii, co co jak co, ale w XXI-szym wieku jest nie do pomyślenia. Reżyser i jeden ze scenarzystów - Cody Calahan - w Antisocial nie tylko pokazuje nam sytuację kryzysową zapoczątkowaną w sieci internetowej, ale też zmagania młodych ludzi uzależnionych od Internetu, smartphonów i portali społecznościowych, radzących sobie z kryzysem za pomocą tychże wynalazków.


Niestety, film nie zgłębia tematyki tak, jak mogło to zostać zrobione. Przesłanie jest do bólu oczywiste i bezpośrednie - ludzie są uzależnieni od swojego wirtualnego życia na portalach takich jak Facebook, i to nas niszczy. Calahan Ameryki nie odkrył... Mimo wszystko, Antisocial zaczyna się całkiem ciekawie. Widzimy dwie dziewczynki w wieku gimnazjalnym nagrywające nowy filmik na vloga. Właśnie zaczynają wyciągać ubrania, które kupiły w centrum handlowym, by opisać je swoim wiernym widzom, kiedy jedna z nich nagle źle się czuje - widzimy, że tamuje krwotok z nosa, opuszcza miejsce przed kamerą i zamyka się w łazience. Po paru chwilach atakuje koleżankę, brutalnie ją bije. Vlogerka jest zmuszona zabić przyjaciółkę, by ratować swoje życie. Elektroniczna ścieżka dźwiękowa dodaje wydarzeniom tych pierwszych paru minut intensywności i przez to odnosi się wrażenie, że reszta filmu będzie dużo bardziej dramatyczna. Jednak tak się nie dzieje. Nie trzeba być jasnowidzem, by już po tym wstępie domyślić się, jak rozwinie się fabuła. Internauci będą zarażać się wirusem odbierającym im osobowość, zamieniając się w bezmózgie istoty a' la zombie, chociaż teoretycznie nie są martwi. Zaraza rozprzestrzenia się z niesamowitą szybkością i w przeciągu jednej nocy ogarnia cały świat. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę to, że odpowiedzialny jest za nią najpopularniejszy portal społecznościowy - The Social Redroom. No i oczywiście im częściej ktoś się na niego loguje, czy to w celu aktualizowania statusu, czy też otagowania znajomych na nowym zdjęciu, tym większe szanse, że zarazi się szybciej. Tak też się dzieje z naszą grupą świętującą Nowy Rok. Szkoda tylko, że w tak mało krwawy, niespektakularny sposób...

  Po wstępie od razu pojawia się Sam. Rzuca ją chłopak, i to w najgorszy możliwy sposób - zmieniając status na The Social Redroom. I już możemy stwierdzić, że odtwórczyni roli - Michelle Mylett - większych zdolności aktorskich nie posiada. Od początku do końca filmu nie uracza nas ani odrobiną emocji, snuje się z kąta w kąt z melancholijną miną i mówi, jakby była w śpiączce... Krótko mówiąc, dziewczyna jest nudna jak schnąca farba. Widać, że Calahan wzorował postać Sam na Barbrze z Nocy żywych trupów (1968) Romero. Obie na początku zapowiadają się na główną bohaterkę, a potem schodzą na boczny tor. Tyle, że w Antisocial nie ma nikogo, kto mógłby zastąpić Sam, podczas gdy Romero zaserwował widzom silnego przywódcę - Bena. Grupa młodych ludzi chodzi po domu, nie robi nic konkretnego, by próbować się ratować. Siedzą na swoich laptopach i oglądają filmiki z kryzysu, które nakręcili i wrzucili do Internetu inni, bardziej aktywni członkowie społeczeństwa. Nikt nie odstaje od reszty, wszyscy są tak samo bierni. Tak, to może być krytyka pasywnej postawy współczesnych internetowych wyjadaczy, którzy zadowalają się życiem spędzanym w większości przed ekranem komputera. Jednak czy w filmie grozy nie potrzeba trochę akcji? Tocząca się leniwie fabuła jest zwyczajnie nudna, i nawet mające przerywać monotonię sceny śmierci kolejnych postaci niewiele pomagają. Realizacyjnie są zbyt minimalistyczne, więc nie zadowolą fanów fantazyjnych graficznych scenek, a już na pewno nie wielbicieli gore... Czyli tak naprawdę dużej części publiki, do której twórcy horrorów zazwyczaj kierują swoje dzieła. Calahan zarezerwował malutką krwawą perełkę na sam koniec filmu, lecz i tak na tle całości jest to tyle co nic. Ogromny fail, Antisocial...




  Moim zdaniem jednym z ciekawszych motywów w filmie jest to, że Internet został przedstawiony zarówno jako oprawca, jak i wybawiciel ludzkości. Rola największego zła przypada oczywiście The Social Redroom - portalowi społecznościowemu, przez który wirus rozprzestrzenia się po całej kuli ziemskiej w kilkanaście godzin. Jednak World Wide Web to nie tylko miejsce, gdzie każdy może podzielić się ze znajomymi swoimi nie zawsze wartościowymi przemyśleniami, prywatnymi zdjęciami i filmikami, lecz także niewyczerpane (i, w przypadku bohaterów filmu, jedyne) źródło wiedzy. Buszowaniem w sieci w poszukiwaniu rozwiązań zajmuje się głównie Jed, chyba jedyny rozsądny z całej paczki. Dzięki odnalezionym w Internecie filmikom wrzuconym przez użytkowników, którym udaje się coś odkryć, młodzi ludzie uwięzieni w domu Mark'a dowiadują się, jak rozpoznać objawy choroby, mogą więc zawczasu podjąć odpowiednie kroki, by zarażeni osobnicy nie szaleli do woli po całym domostwie. Amatorskie filmiki są też kluczem do rozwiązania "zagadki" (oczywiście tylko dla bohaterów, bo widzowie filmu na pewno poradzą sobie i bez tego) dotyczącej charakteru wirusa oraz tego, jak się roznosi. Obecność tych nagrań w fabule sprawia, że film nabiera smaku found footage, chociaż tym razem bohaterowie są widzami materiałów, nie uczestnikami. Mimo tego, że nikt w domu Marka nie filmuje, wszyscy są w tej samej pozycji co autorzy internetowych video, co miejscami wyraża praca kamery - niestabilna i roztrzęsiona (lecz nie na tyle, by sprawiała wrażenie amatorskiej), efekt potęgowany przez nie wiadomo czemu mrugające światło - typowa dla stylu found footage. Bardzo mnie cieszy, że autorzy nie postanowili pójść z tym na całość, tylko zgrabnie wkomponowali cząstki stylu, kreując mały film w filmie.

  Antisocial może być ciekawą pozycją, ale raczej wyłącznie ze względu na swoją tematykę, ponieważ realizacja nie ma w sobie nic szczególnego. Ot, kolejny film zombie, tyle, że bez prawdziwych zombie. Za najwększą wadę filmu uważam brak głównego bohatera(ki) z krwi i kości, który(a) by poprowadził(a) ten teatrzyk, a za zaletę to, jak została oddana rola Internetu w życiu dzisiejszych ludzi. Na zdjęcia nawet miło popatrzeć, gdyż są poprawne. Wykorzystano styl found footage, ale z rozsądkiem, tak, by nie znużyć widza rozdygotanym, niewyraźnym obrazem (osobiście produkcje tego rodzaju mnie męczą...). Przesłanie Antisocial jest trochę zbyt płytkie i oczywiste. Calahan mógł bardziej się postarać, by stworzyć współczesne dzieło komentujące nasze relacje z wszechobecną technologią internetową oraz relacje międzyludzkie, praktycznie już zdominowane przez Internet.

Ocena: 4/10


***

Zapraszam do śledzenia mojego profilu na filmweb.pl.

Komentarze

  1. Pierwsze co po opisie pomyślałam: no, może być fajny. Jednak czytając dalej twoją recenzję, to niestety widzę, że lekka klapa - delikatniej mówiąc. Choć temat ciekawy- w to nie wątpię. Kiedyś obejrzę na pewno :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też zaciekawił opis przeczytany w Internecie, a plakat zasugerował, że będzie brutalnie. Możliwe, że za wiele się spodziewałam, ale film dla mnie był zawodem. ;) Może Tobie spodoba się bardziej. :)
      Pozdrawiam.~~

      Usuń
  2. Twoja recenzja mnie nie przekonała, ale i bez niego nie liczyłem na wielkie dzieło. Sam reżyser Cody Calahan ma słabe doświadczenie, a filmy przy których dotychczas pracował były słabe. Mimo wszystko planuję go zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno w przyszłym roku ma wyjść sequel "Antisocial", może będzie troszkę lepiej, chociaż Calahan skutecznie zabił moje wszelkie nadzieje. ;) Zawsze trochę mnie boli, jak dobry pomysł na film zostaje spartaczony, a połączenie tematu portali społecznościowych w konwencją "zombie" naprawdę jest niezły. :(

      Usuń

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane posty