Kanako w krainie czarów (渇き。; Kawaki; The World of Kanako) (2014)

  Tetsuya Nakashima jest jednym z ciekawszych reżyserów z Kraju Wschodzącego Słońca. Chociaż jego filmografia nie jest wyjątkowo bogata, zdążył wyrobić sobie opinię wszechstronnego twórcy, który, podobnie jak Takashi Miike, żadnego gatunku się nie boi. Japończyk uraczył już publiczność surrealistyczną komedią Kamikaze Girls (2004), elegijnym dramatem Żywot Matsuko (2006), a nawet pękającym w szwach od CGI filmem familijnym - Pako i magiczna księga (2008). W 2010 nadszedł czas na Wyznania, czyli pierwsze dzieło, jakie zwróciło na Nakashimę oczy świata, aczkolwiek tak niekonwencjonalne kino zemsty zapewne dla niejednego zachodniego (i nie tylko) odbiorcy okazało się być nie do strawienia. Kanako w krainie czarów, kolejny obraz reżysera, ociera się o podobną tematykę, ale robi to w takim stylu - albo "stylach" - że po seansie pozostaje tylko niedowierzanie, chaos umysłowy oraz pytanie: od jakiego dilera Nakashima nabył swoją "inspirację"?

  Motywy, jakie przewijają się przez ten prawie dwugodzinny film, można długo wyliczać, lecz cała historia zaczyna się od jednego, niezbyt pomysłowego wątku - nastoletnia córka byłego policjanta, Akikazu Fujishimy (Kōji Yakusho), zaginęła bez śladu i ten postanawia ją odnaleźć za wszelką cenę. Już podczas pierwszych minut Kanako w krainie czarów uderza nieprzeciętną techniką narracji, gdzie królują liczne retrospekcje oraz częste cięcia, wywołujące poczucie fragmentaryczności i zamętu... Jednak ten z pozoru bezładny montaż, za który odpowiedzialny jest niezwykle utalentowany Yoshiyuki Koike, lepiej nie mógł odzwierciedlić stanu wewnętrznego, w jakim znajduje się zapijaczony, gwałtowny i cierpiący na samowstręt Fujishima. Mężczyzna nie jest typowym ojcem-bohaterem, ścigającym typów spod ciemnej gwiazdy, którzy skrzywdzili jego niewinną córeczkę... A Kanako (Nana Komatsu) nie jest typową niewinną córeczką. Różnica pokoleń oraz trudności w komunikacji między rodzicami a dziećmi niewątpliwie stanowią część problemu, ale pełne przesłanie, jakie niesie ze sobą dzieło Nakashimy, wychodzi poza ramy wątku konfliktu generacji.


  Początkowo Kanako zostaje nam ukazana jako zwyczajna nastolatka. Pilna uczennica, lubiana przez rówieśników, lecz i zbuntowana, zła na cały świat - wiadomo, trudna sytuacja rodzinna zrobiła swoje. Jednak różnorodność stylistyczna zdjęć (autorstwa Shoichiego Ato) zasiewa w nas ziarno wątpliwości. Pod względem wizualnym Kanako w krainie czarów daje widzowi kopa, i to naprawdę mocnego - coś jakby osoba z ADHD pod wpływem LSD ruszyła delektować się nocnym życiem Tokio. Duże wrażenie robi chociażby wszechobecny kontrast pomiędzy pięknem a brzydotą, cnotliwością a deprawacją. Powtarzająca się kilkakrotnie, kojąca wzrok animacja w spokojnych niebieskich barwach stanowczo odcina się od tryskającej tu i ówdzie krwi - zarówno tej realistycznej, jak i rysunkowej - oraz coraz bardziej brutalnego wydźwięku, jakiego w zastraszającym tempie nabiera film. Postać Fujishimy również cechuje ekstremalny dualizm - raz zostaje nam zasugerowane, że pomimo licznych wpadek szczerze kocha swoją córkę, a raz, że jej los go nie obchodzi, albo że wręcz życzy jej źle. Zresztą, jak się wkrótce okazuje, niedaleko pada jabłko od jabłoni...

  W obrazie Nakashimy nie brakuje przemocy, lekko podstylizowanej na wzór twórczości Park Chan-wooka, ale dosłownej, prawdziwie krwawej makabry nie ma zbyt wiele - największa siła Kanako w krainie czarów nie tkwi w dosadnych scenkach, a w mroczności nihilistycznego przekazu. Żadnej postaci nie da się z czystym sumieniem nazwać "bohaterem", czy nawet "antybohaterem", gdyż wszystkich charakteryzuje ostre, odurzające poczucie beznadziei, rzutujące na ich kontakt z otoczeniem i samymi sobą. Pobudki, jakie kierują ich działaniami, nie zostają nam jednoznacznie wytłumaczone, ponieważ prawdopodobnie nie istnieją... Tak samo jak Kanako skrywa swoje rzeczywiste oblicze pod skorupką delikatnej urody i złudnie łagodnego charakteru, ruchliwa stolica Japonii chowa swój zakalec gdzieś pomiędzy oszałamiającym blaskiem neonów, powierzchownym szczęściem mieszkańców oraz tętniącymi życiem głównymi ulicami... Najpoważniejszym ubytkiem japońskiego społeczeństwa widzianego oczami Nakashimy jest to, że jego intensywnej egzystencji bliżej jest do pozbawionej sensu wegetacji niż do zdrowej witalności.



  Kanako w krainie czarów, choć na swój brutalny sposób urzeka, nie jest filmem, który ogląda się dla "rozrywki" w słownikowym znaczeniu tego słowa. Realizacja obrazu, na pierwszy rzut oka niespójna i konfundująca, ma na celu wywołanie w publiczności konkretnych uczuć - głównie takich, z jakimi większość z nas pewnie wolałaby się nigdy nie zetknąć. Jednak właśnie na tym polega powab dzieła Nakashimy - na bezlitosnej szczerości, bezpośredniości i bezpruderyjności. Jeśli tylko jesteście gotowi przyjąć celny, piekący "strzał w pysk", jaki wyłącznie wybitne kino może wymierzyć, Kanako w krainie czarów czeka.

Ocena: 9/10

***

Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.

Komentarze

Najczęściej czytane posty