Życie.po.Życiu (After.Life) (2009)

  Młoda nauczycielka szkoły średniej Anna nie jest szczęśliwa. Mieszka z kochającym chłopakiem Paulem, tak naprawdę niczego jej nie brakuje i nawet ona sama nie wie, co jest nie tak. Kobieta cały czas bierze leki antydepresyjne, ale nie pomagają jej one w odnalezieniu chęci do życia... Nawet kiedy udaje się na pogrzeb swojego byłego nauczyciela gry na pianinie wydaje się, że rozmyśla nad swoim miałkim życiem i w pewnym sensie nie żałowałaby, gdyby zamiast starszego pana to ona właśnie leżała w trumnie gotowa, by ją pochować. Tego samego dnia wieczorem Anna jest umówiona z Paulem w restauracji, gdzie mężczyzna ma zamiar jej się oświadczyć, o czym oczywiście sama zainteresowana nie wie. Zanim Paul ma szansę poruszyć temat, niedoszła narzeczona praktycznie bez powodu rozpoczyna kłótnię, po czym cała we łzach wybiega z lokalu, wsiada do samochodu i odjeżdza. Niestety, w emocjach nie uważa i dochodzi do wypadku. Anna traci przytomność, a kiedy dochodzi do siebie widzi, że... Leży na stole sekcyjnym w kostnicy.

  Zarówno za scenariusz, jak i za reżyserię Życia.po.Życiu odpowiedzialna jest nasza rodaczka na stałe mieszkająca w Stanach Zjednoczonych - Agnieszka Wójtowicz-Vosloo. Trzeba przyznać, że jej wizja tego, jak wygląda przejście na tamten świat jest kreatywna i bardzo mroczna, a film, którego fabuła kręci się własnie wokół zagadnień dotyczących życia i śmierci, jest całkiem sprawnym psychologiczno-nastrojowym thrillerem. Mimo to, oglądając Życie.po.Życiu odnosi się wrażenie, że możliwości, które bez wątpienia daje tematyka tej produkcji, pozostały nie do końca wykorzystane. W filmie brak intensywniejszych momentów, w których napięcie mogłoby bezlitośnie zacisnąć swe kleszcze na widzach, co biorąc pod uwage osadzenie 90% fabuły w domu pogrzebowym jest dla mnie źródłem dużego zawodu... Sprawy mają się podobnie jeśli chodzi o potencjał tkwiący w scenach przedstawiających przygotowywanie zwłok Anny do pogrzebu - jest ich tyle, co kot napłakał, a te, które są, raczej nie usatysfakcjonują miłośników mocnych wrażen. Szkoda, naprawdę szkoda, bo Wójtowicz-Vosloo mogła tutaj dać upust swoim najdzikszym wizjom.


  Niestety, reżyserka obrała nudniejszą i zarazem bardziej bezpośrednią drogę do zaprezentowania swojego przesłania, i chociaż efekt końcowy TRAGEDII sobą nie przedstawia, jest ździebko niewyrazisty jak na swój potencjał. Anna po wypadku budzi się w kostnicy domu pogrzebowego, gdzie wcześniej miała okazję uczestniczyć w pogrzebie dawnego nauczyciela gry na pianinie. To przy tej okazji właściciel zakładu - Eliot Deacon - miał szansę po raz pierwszy przypatrzeć się Annie i stwierdzić, że kobieta niewystarczająco cieszy się życiem. Eliot ma swego rodzaju "dar" pozwalający mu rozmawiać ze zmarłymi, dlatego może później oglądać nie do końca jeszcze pozbawione życia zwłoki Anny. Nasza zmarła główna bohaterka nie tylko widzi, słyszy oraz czuje wszystko, co się wokół niej dzieje, ale może też spokojnie podnieść się ze stołu sekcyjnego i poprzechadzać po zimnej kostnicy. Denatka słusznie nie przyjmuje do wiadomości, że umarła, tak zupełnie bez żadnych wątpliwości. Na początku próbuje przekonać Eliota (jak i samą siebie), że nie może być martwa, bo przecież jest przytomna, jako tako może się poruszać, rozmawiać... Droga Anny do akceptacji własnego zejścia jest głównym wątkiem Życia.po.Życiu, otoczonym motywem tajemnicy, czy bohaterka naprawdę nie żyje, czy też jednak wypadek samochodowy nie był dla niej śmiertelny. Szkoda, że zamiast pełnych napięcia i niepewności sytuacji, albo bardziej obrazowych przedstawień odczuć Anny, mamy tutaj głównie przydługie konwersacje pomiędzy Eliotem i zwłokami nauczycielki, z których koniec końców wynika dość oczywisty morał - trzeba cieszyć się życiem.

  Życie.po.Życiu jest w dużej mierze filmem przegadanym. Nie tyczy się to jednak pierwszych piętnastu minut oraz licznych sekwencji pokazujących sytuacje poza kostnicą. Na początku filmu widzimy miałką egzystencję Anny, jej przeżywanie każdego kolejnego dnia w towarzystwie swego lekko odurzonego lekami antydepresyjnymi umysłu, bez większych emocji czy uniesień. Paul nie może zrozumieć co dzieje się z jego drugą połówką, dlaczego nie jest tak energiczna jak kiedyś, czemu nie czerpie radości z bliskości z nim. Jest jednak ktoś inny, kto wie, co prawdopodobnie czuje Anna - Jack, jeden z jej młodych uczniów. Jack żyje z chorą psychicznie matką, która przez całe dnie nie rusza się ze swojego miejsca przed telewizorem i w ogóle nie zajmuje się synem. Chłopiec dużo rozmyśla, zwłaszcza o tym, co to znaczy naprawdę "żyć" i kiedy zaczyna się "śmierć". Matka bez wątpienia jest dla niego martwa, tak samo jak Anna. Jack czuje, że jego nauczycielka jest przygaszona, oddalona, a po jej śmierci wykazuje sporą dozę zainteresowania jej "nowym stanem", odwiedza dom pogrzebowy Eliota, rozmawia z nim, pomaga nawet przy przygotowaniach do innego pogrzebu. Eliot dzieli się z dzieckiem swoimi teoriami na temat życia, śmierci oraz tego, kto zasługuje na miano "żywego". Anna oczywiście nie zasługuje, tak samo jak kurczak, którego Jack trzyma w domu i którego w końcu decyduje się pogrzebać żywcem, gdyż ten nie wykazuje wystarczającej żywotności.



  Pomimo tego, że Paul nie rozumiał depresji Anny, jest on jedyną osobą, która zaciekle o nią walczy, zwłaszcza po tym, jak Jack wyznaje, że widział nauczycielkę w oknie domu pogrzebowego. Paul jest pewniejszy w swej wierze, że Anna nie umarła, bardziej nawet od samej zainteresowanej. Kobieta potwierdza tylko przekonanie Eliota, że tak naprawdę nie zasługuje, by żyć, ponieważ przez większość pobytu w kostnicy nie walczy o wolność zbyt zacięcie. Tylko raz próbuje uciec, kiedy Eliot nieopatrznie zostawia w jej zasięgu pęk kluczy do domu. Mimo tego, że Annie udaje się ukraść klucze i otworzyć drzwi wyjściowe zakładu pogrzebowego, to chowa się w głąb domu, kiedy widzi, że Eliot własnie parkuje przed budynkiem. Bohaterka daje się przekonać, że umarła, dość łatwo, nie ma w sobie silnej woli przeżycia. Raz nawet Eliot dobrowolnie daje jej szansę na opuszczenie kostnicy, lecz denatka jej nie wykorzystuje i stwierdza, że cieszy się, że już nie żyje, że to już koniec. Anna wierzy, że jest po prostu zwłokami, nie dzięki sile przekonywania Eliota, lecz dlatego, że postawiona w swojej sytuacji naprawdę chce nimi być. Na szczeście dla niej, nie musi długo czekać na swój pogrzeb - tylko trzy dni.

  To, czy Anna żyje czy nie jest pozostawione widzom do interpretacji - są nam dane sugestie mające wskazywać na jedno lub drugie rozwiazanie. Sekwencje snów/wizji Paula oraz Anny podpierają drugą teorię i nadają filmowi lekko spirytystyczny posmak. Są aluzjami, że ta sfera istnienia nie może zostać wykluczona, niezależnie od tego, czy sądzimy, że Anna naprawdę nie żyje. Największe wrażenie zrobiły na mnie dwie wizje Anny - pierwsza, w której widzi leżące niedaleko niej w kostnicy ożyłe zwłoki starszej pani, i druga, gdzie Anna zostaje świadkiem swojego własnego groteskowego pogrzebu, podczas którego z ust wychodzą jej larwy. Niestety, obie sekwencje zapadły mi w pamięć tylko dzięki swojej mrocznej, gotyckiej atmosferze, bo na efekty specjalne (jak to często bywa) nie da się patrzeć - po prostu, pikselowy shit. Najgorzej prezentują się larwy w ustach oraz oczywiscie krew, którą możemy "podziwiać" zwłaszcza kiedy we śnie Paula ukazuje mu się Anna wyrywajśca sobie serce z otwartej rany na piersi - scena, która mogłaby wypaść oszałamiająco, gdyby tylko twórcy nie poszli na łątwiznę z technologią CGI, co całkowicie pozbawiło film mocniejszych obrazków.


  Po obejrzeniu Życia.po.Życiu odniosłam wrażenie, że Wójtowicz-Vosloo mierzyla w stworzenie filmu grozy, lecz wyszedł jej lekki thriller. Wskazują na to przede wszystkim tematyka oraz próby "bawienia się" obrazami ludzkich zwłok, które byłyby bardzo efektowne, gdyby tylko nie okropne komputerowe wykonanie. Dużym mankamentem jest również to, że najważniejsze kawałki fabuły - czyli pobyt Anny w kostnicy - są równocześnie tymi najnudniejszymi i najbardziej przegadanymi. Nie przeczę, że rozmowy pomiędzy Anną i Elioem nie są pozbawione głębi i dają do myślenia, jednak dla mnie takie podejście do zaprezentowania przesłania filmu jest zbyt bezpośrednie. Z drugiej strony jest dużo nastrojowych i niepokojących momentów, jak liczne sceny z Jackiem, który w milczeniu rozmyśla nad znaczeniem pojęcia "zmarły", albo sceny spotkań chłopca z Eliotem, co dowodzi, że nie potrzeba niekończących się dialogów, by przekaz stał się zrozumiały dla widzów. Życie.po.Życiu w żadnym wypadku nie jest złym filmem - jako thriller funkcjonuje całkiem nieźle. Mimo to, dla mnie ta pozycja jest trochę zbyt "rozwodniona". Polecam fanom łatwych do przełknięcia, mniej szokujących obrazów.

Ocena: 6/10

***

Zapraszam do śledzenia mojego profilu na filmweb.pl.

Komentarze

  1. Oglądałem ten film z nastawieniem na dramat, a nie na thriller, dlatego się nie rozczarowałem. Sam pomysł na film jest bardzo ciekawy. Uważam, że film warto zobaczyć, ze względu na studium rozważań nad życiem i śmiercią, oraz ze względu na obsadę. Szczególnie utkwiło mi w pamięci zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ogladalam nastawiona na horror, pewnie dlatego film nie dorosl do moich oczekiwan. XD Jako thriller/dramat sprawuje sie calkiem niezle. ;)
      Gra aktorska odtworcow glonych rol jakos specjalnie mnie nie zachwycila, moim zdaniem najlepiej wypadla Ricci, chociaz ona juz moze jest troche sztywna z natury, to nie musiala sie wysilac w tej specyficznej roli. XD Long byl po prostu spoko, najgorzej z Neesonem, ale mozliwe, ze na przeszkodzie do wiekszego rozwiniecia postaci Eliota stal scenariusz...

      Usuń

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane posty