Jack Goes Home (2016)

  Thomas Dekker - którego może zapamiętaliście z ról w Laid to Rest (2009), Koszmarze z ulicy Wiązów (2010) czy Fear Clinic (2014) - najwyraźniej wcale nie ma zamiaru spocząć na laurach, zadowalając się karierą aktora. Młody filmowiec nie zląkł się wymagających niemałych zdolności zadań, jakimi są scenariopisarstwo i reżyseria, tak więc rok 2016 stał się świadkiem jego debiutu, niestety nieprzyjętego zbyt ciepło przez krytyków. Jack Goes Home, połączeniu psychologicznego dreszczowca z horrorem paranormalnym, wypomina się przede wszystkim mętnie wyłożoną fabułę i, nie ma co ukrywać, trudno nie zgodzić się z tym zarzutem; środki przekazu, do jakich uciekł się reżyser, momentami niepotrzebnie komplikują wcale nie tak bardzo skomplikowaną treść. Niemniej jednak nie można odmówić dziełu Dekkera pewnego uroku - "tego czegoś", co sprawia, że mimo wszystko chce się obejrzeć film do końca i odkryć tajemnice, jakie otaczają przeszłość Jacka... który wraca do domu.

  To, że tytułowy bohater jest osobliwym człowiekiem, widać jak na dłoni od samego początku: w godzinach pracy pisze wiersze, zręcznie operuje sarkazmem, a o śmiertelnych obrażeniach, jakich jego ojciec doznał w tragicznym wypadku samochodowym, opowiada jak o pogodzie. Zaraz po wiadomości o zgonie Jack udaje się do rodzinnej miejscowości, aby wziąć udział w pogrzebie oraz wesprzeć matkę w żałobie. Kiedy tylko poznajemy panią Thurlowe, od razu rozumiemy, po kim jej syn odziedziczył nietypowy styl bycia - wdowa zachowuje się alarmująco dziwacznie, w sposób przyprawiający wręcz o gęsią skórkę, sugerujący, że niedawna śmierć w rodzinie nie jest jedyną rzeczą, która tutaj nie gra... Dalej Jack Goes Home przybiera formę kroniki psychologicznej mężczyzny, który musi nie tylko poradzić sobie ze stratą, lecz także stawić czoło mrocznym sekretom swojego dzieciństwa, od lat zbierającym kurz na ponurym strychu.


  Obrazowi Dekkera, biorąc pod uwagę zarówno treść, jak i stylistykę, groziło przyczepienie etykietki filmu jednego aktora, ale utalentowana obsada skutecznie zażegnała niebezpieczeństwo. Rory Culkin - zagadkowy, wyrazisty, i, przede wszystkim, wiarygodny - w roli Jacka odnalazł się jak ryba w wodzie ze swoją pozorną beznamiętnością i, jak łatwo zgadnąć, to on jest tutaj najjaśniejszą gwiazdą. Gwiazda ta jednak nie błyszczy samotnie; Lin Shaye jako Teresa Thurlowe, matka głównego bohatera, niepokoi, odkąd tylko pojawia się na ekranie, wciąż biorąc aktywny udział w podsycaniu psychotycznego klimatu. Choć na drugim planie, niewątpliwie warta wzmianki jest również Daveigh Chase, która wcieliła się w rolę najlepszej przyjaciółki zmagającego się ze wspomnieniami Jacka - sceny z jej udziałem są dla widza krótkimi chwilami wytchnienia od duszącego szaleństwa, jako iż na tle reszty postaci, mniej lub bardziej niezrównoważonych, dziewczyna stanowi niemal ostoję zdrowego rozsądku.

  Jedynym naprawdę poważnym zgrzytem w Jack Goes Home jest wyraźne niezdecydowanie reżysera co do formy, jaką powinien nadać swojemu dziełu. Jako kino psychologiczne film sprawdza się należycie; obraz Dekkera może poszczycić się klaustrofobiczną, tłamszącą atmosferą, na którą, poza osadzeniem lwiej części akcji w posępnym domostwie, wpływają ograniczona ilość postaci drugo- i trzecioplanowych, kadrowanie (dużo zbliżeń i półzbliżeń na twarze bohaterów, mało szerokich kadrów) oraz zimna kolorystyka zdjęć. Tym, co natomiast zupełnie się nie sprawdza, jest wpleciony na siłę wątek nadprzyrodzony; jump scares à la ghost story i dziwne, pełzające po kątach stwory w pierwotnym zamyśle zapewne miały mylić tropy prowadzące do rozwiązania fabularnych zagadek, ale, choć poniekąd spełniają swoją funkcję, wprowadzają również zbędną zawiłość, która burzy przejrzystość narracji i nie pasuje ani gatunkowo, ani stylistycznie do tonu, w jakim utrzymana jest reszta (czyli większość) filmu. Z całokształtem kłóci też zakończenie - wyłożone trochę zbyt pospiesznie i bez większych emocji, nie uderza aż tak mocno, jak zapowiada to poprzedzający je nastrój.



  Niestety, Dekker nie wykazał się umiejętnością sprawnego łączenia gatunków... nie czyni go to jednak niekompetentnym twórcą. Jack Goes Home z pewnością nie jest dziełem ponadczasowym, lecz wciąż jest całkiem wciągającym thrillerem, którego solidnie skonstruowany klimat, prosta, acz interesująca fabuła oraz uzdolniona obsada potrafią utrzymać widza przed ekranem, co wcale nie jest małym osiągnięciem. Jeśli zaś chodzi o ubytki produkcji - w imię odrobiny rozrywki można przecież przymknąć na nie oko, nieprawdaż?

Ocena: 6/10

***

Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.

Komentarze

Najczęściej czytane posty