Bedevilled (김복남 살인사건의 전말; Kim Bok-nam Sarin Sageon-ui Jeonmal) (2010)


UWAGA! Poniższa recenzja może zawierać spoilery!

  Bedevilled jest koreańskim filmem grozy... Ludzie znudzeni azjatyckimi historiami o długowłosych duchach - możecie spokojnie czytać dalej, ponieważ ten film jest horrorem całkiem innego rodzaju. W koreańskich kinach krwawe slashery, splattery czy torture porn produkcji USA i europejskiej nie są wyświetlane, z powodu nieco surowszych reguł cenzury dotyczącej brutalności w mediach (ostatnio coraz rzadziej coś się przeciśka). Latem w dużej ilości są wypuszczane azjatyckie horrory, w większości ghost story a' la Ringu albo Klątwa - między innymi, w tym roku na srebrnym ekranie można podziwiać Mourning GraveBunshinsaba 2, i Ju-on: the Beginning of the End - głównie z takich filmów Azja jest znana na zachodzie. Zanim sprowadziłam się do Korei namiętnie oglądałam takie produkcje, po pewnym czasie jednak mi się przejadły i od kilku lat nieczęsto decyduję się obejrzeć kolejny horror z licealistkami w rolach głównych. W Korei jest też drugi, ostatnio coraz bardziej widoczny, trend - thrillery kryminalne (często z elementami police procedural, ale nie zawsze), gdzie centralnym wątkiem jest śledzenie groźnego seryjnego mordercy. Nie można narzekać na brak brutalnych, fantazyjnych scen morderstw w tych filmach, i aczkolwiek nie są one klasyfikowane jako horrory, widać tutaj rozwój w tym kierunku. Kim Bok-nam Sarin Sageon-ui Jeonmal ("cała historia sprawy zabójstw Bok-nam Kim", za granicą znany jako Bedevilled), na koreańskim portalu Naver jest oznaczony mianem thriller, ale (poza tytułem) z popularnym thrillerem kryminalnym ma wspólnego niewiele, aczkolwiek zaczęrpnąl z tego gatunku co nieco. Głównie są to liczne sekwencje i sceny przedstawiające gwałtowne ataki/mordy, w których okaleczonych ciał i krwi nie brakuje. Obrazy te są osadzone w fabule w dużej mierze skupionej na relacjach między dwiema głównymi bohaterkami, w kontekście współczesnego południowokoreańskiego społeczeństwa. Jednak najważniejszą rzeczą, na którą pragnę położyć nacisk, jest to, że Bedevilled nie jest thrillerem kryminalnym, nie jest też tradycyjnym koreańskim horrorem - postać Kim Bok-nam, kobiety, która staje się bezwzględną morderczynią, przedstawienie zabójstw wykonywanych przy użyciu nietypowych ostrych narzędzi, oraz częściowe wytłumaczenie morderstw chęcią zemsty, wraz z kilkoma innymi czynnikami, sugerują, że ten film nie jest niczym innym jak perełką - południowokoreańskim slasherem.


  Hae-won (Seong-won Ji), podczas jazdy samochodem w centrum Seulu, jest świadkiem brutalnego napadu na młodą kobietę przez dwóch typów spod ciemnej gwiazdy. Z tego powodu jest wezwana na posterunek policji, aby rozpoznała winnych umożliwiając tym samym ich skazanie. Niestety, Hae-won decyduje nie mieszać się w nie swoje sprawy i oznajmia, że z samochodu nie była w stanie wyraźnie zobaczyć twarzy sprawców. W piewszych kilkunastu minutach filmu kilkakrotnie widzimy, że Bok-nam (Yeong-hee Seo) próbuje skontaktować się z Hae-won listownie i telefonicznie zapraszając na wizytę, jednak kobieta ignoruje dawną koleżankę. Mimo to, niedługo potem mieszkanka Seulu, w wyniku przymusowego urlopu z pracy po pewnym incydencie, przyjmuje zaproszenie na rodzinną wyspę Mu-do, którą opuściła w dzieciństwie, a gdzie Bok-nam żyje od urodzenia. Sytuacja, jaką zastaje na wyspie Hae-won, jest daleka od spokoju zazwyczaj kojarzącego się z wsią i łonem natury - Bok-nam jest poniżana i bita przez męża, a wykorzystywana i pomiatana przez resztę mieszkańców (których, poza Bok-nam, jej mężem oraz córką, jest tylko 6-ciu). Hae-won, jak już wiemy, nie lubi ryzykować utraty własnego spokoju i poczucia bezpieczeństwa dla dobra innych, więc chociaż jest świadkiem kilku nieprzyjemnych scen, nie robi praktycznie nic by pomóc przyjaciółce. Bok-nam pewnego dnia stwierdza, że nie może dalej tak żyć i postanawia uciec z córką do Seulu, ale akcja zostaje przerwana przez gwałtownego męża kobiety zanim jeszcze ta zdołała wejść na łódkę mającą zabrać ją i dziewczynkę na półwysep. Próba opuszczenia wyspy przez Bok-nam, jak można się spodziewać, nie zostaje dobrze przyjęta przez małą społeczność, a kobietę w końcu spotyka kara większa niż to było zamierzone. Dla Bok-nam jest to kropla, która przelała czarę goryczy - bohaterka dostaje nagłego impulsu, chwyta za ostre narzędzie i rozpoczyna się jatka...


  W Korei Bedevilled nie jest odbierany jako film grozy, ponieważ nie spełnia tutejszej konwencji fabularnej typowego azjatyckiego horeo (호러; "horroru") - gatunku o bardzo ograniczonej definicji. W straszne wydarzenia, które mają miejsce na fikcyjnej wyspie Mu-do, nie są zamieszane żadne siły z zaświatów, lecz wszystko jest dziełem żyjącej istoty ludzkiej. Mimo to, film wciąż ma wiele wspólnego z przesłaniem, jakim zazwyczaj serwują nam klasyczne horeo. W koreańskich horrorach (niezależnie od podgatunku) zazwyczaj morderczym elementem jest kobieta, w przeciwieństwie do większości zachodnich produkcji. Jest to odbicie głęboko zakorzenionego w kulturze Azji Wschodniej konfucjanizmu, który w hierarchii społecznej stawia kobietę w pozycji zdecydowanie niższej od mężczyzny, co widać w historii wieków niedopuszczania kobiet do  praktycznie żadnej sfery życia społecznego. Znaczy to, że rola Koreańskiej kobiety była często dosłownie ograniczana do ogniska domowego - dosłownie, ponieważ np. we wczesnej erze Joseon (1392-1910) kobiety wyższej rangi mogły opuszczać teren posesji tylko nocą, jeśli nie schowane w specjalnym palankinie, zaś niżej urodzone przedstawicielki płci żeńskiej musiały zasłaniać twarz płaszczem przy okazji każdego wyjścia z domu. Nie trzeba dodawać, że Koreanki nie miały też prawa decydować o swoim losie. Z upływem lat oczywiście te rygorystyczne zasady stopniowo zaczęły się poluzowywać, jednak po dziś dzień koreańska kultura utrzymuje dość tradycyjne role płci w porównaniu do krajów Europy czy Ameryki Północnej (np. presja zamążpójścia wciąż jest dla Koreanek niemałym brzemieniem). Dlatego nie może dziwić, że bardziej prawdopodobnym jest, że to właśnie kobieca dusza nie będzie miała możliwości spocząć w pokoju zapomniawszy o niesprawiedliwościach zaznanych za życia - stąd nieskończona fala horeo, gdzie duch kobiety mści się na nieszczęsnych bohaterach. Bedevilled, aczkolwiek nie jest ghost story, kontynuuje ten motyw, odróżniając się od thrillerów kryminalnych, gdzie mordercą najczęściej jest mężczyzna.

  Jak już wspomniałam, tym co łączy Bedevilled z koreańskimi thrillerami kryminalnymi są przedstawienia brutalnych morderstw. Jednak podobieństwo między dwoma gatunkami nie dotyczy samej postaci Bok-nam Kim, która jest raczej błiższa kobietom-duchom z horeo. Wynika to z tego, że film został nakręcony z perspektywy Bok-nam - przez pierwszą połowę widzimy jak mieszkańcy wyspy znęcają się nad bohaterką, co stawia nas w pozycji sprzyjającej odczuwaniu wobec niej współczucia oraz zrozumieniu aktów, których potem się dopuszcza. Z drugiej strony Amerykańskie rąbanki przyjmują perspektywę ofiar mordercy, i to pod tym względem Bedevilled najbardziej odbiega od pojęcia slasher.



  Film nie jest pozbawiony dużej dawki sentymentalizmu, co też oddala go od definicji tego podgatunku horrorów, jak i horrorów ogólnie. Wydaje mi się, że scenarzysta Gwang-young Choi i reżyser Cheol-su Jang mogli zdecydować się nadać dziełu taki posmak w celu przyciągnięcia większej widowni - Koreańczycy wręcz uwielbiają melodramat, i podejrzewam, że gdyby Bedevilled został całkowicie pozbawiony tego klimatu, stałby się zbyt kontrowersyjnym filmem aby przez miejscową publikę mógł być przyjęty z otwartymi ramionami. Ten komercyjny smrodek jest dla mnie największą ujmą tej produkcji... Potencjał naprawdę był - nareszcie ktoś wpadł na pomysł by poruszyć kwestię hierarchicznego postrzegania płci w kulturze Korei Południowej przy pomocy innego gatunku niż dramat czy horeo. Po części rozumiem twórców, w końcu film musi na siebie zarobić... Jednak szkoda, że nie przełamali konwencji i nie postawili na stworzenie naprawdę wartościowego, bardziej kreatywnego dzieła, które wcisnęłoby widownię w fotel - w końcu to graficzna brutalność najskuteczniej otwiera oczy odbiorców (warto sobie przypomnieć takie filmy jak Ostatni dom po lewej (1972) albo Pluję na twój grób (1978)), a wzruszające wątki w Bedevilled niepotrzebnie ją przyćmiewają, znacząco zmniejszając efekt szoku.

  Na zbędne sentymentalizmy, jak liczne sceny z dzieciństwa Hae-won i Bok-nam, tracimy około 1/3-cią filmu, z czego 2/3-cie w pierwszej godzinie. Są to po prostu dłużyzny, sprawiające, że oczekiwanie na mocną część filmu staje się męczące. Jednak około po godzinie i piętnastu minutach w końcu się doczekujemy - Bok-nam nie wytrzymuje i odbija sobie za doznaną przez te wszystkie lata psychiczną oraz fizyczną przemoc polując na resztę mieszkańców Mu-do, nie oszczędzając przy tym Hae-won. Pomimo bardzo ludzkiego ukazania morderczyni, ma ona parę charakterystyk typowego slasher'owego zabójcy: jak tylko chwyta za broń staje się bezduszna (niewiele mówi, nie gania za ofiarami jak furiatka, lecz spokojnie za nimi idzie aż ich dopada, mimikę twarzy ogranicza do minimum, itp.); chociaż wiemy, że da się ją zabić tradycyjnymi metodami, przejawia trochę nadludzkich cech (nie pada po postrzale, przyjmuje cios w głowę drewnianą pałką bez najmniejszego grymasu bólu, itd.). Narzędzia, których kobieta używa do eliminowania swych oprawców też są godne miana slasher - najbardziej efektowny jest ostry hak, którym wcześniej Bok-nam wykopuje ziemniaki (nie mam pojęcia jak się nazywa). Same mordy nie są nam pokazane tak bezpośrednio jak np. w Piątku trzynastego (1980). Zdarza się, że widzimy ostrze naruszające ciało, ale w wielu momentach kamera litościwie koncentruje się na zamachującej się Bok-nam i tryskającej wokół niej krwi, albo też znajduje się w pozycji ofiary ukazując kobietę atakującą obiektyw. Mnie w zupełności to wystarcza, nie oczekuję od slashera, że każda rana będzie zadana przed oczami widzów, a czasem takie pozostawienie szczegółów wyobraźni potrafi zdziałać więcej niż mega-skrupulatne kręcenie każdego aktu filmowego zabójcy. Gdyby tylko nie nudna, zbyt sentymentalna pierwsza połowa filmu, poziom przemocy w pełni by mnie w Bedevilled zadowolił.


  Na pochwałę zasługuje również gra aktorska i charakteryzacja. Aktorzy, którzy wcielili się w mieszkańców Mu-do wykonali naprawdę kawał dobrej roboty - każdy kto miał przyjemność odwiedzić koreańską wieś może stwierdzić, że bohaterowie Bedevilled są typowymi "wieśniakami"  z tej strony świata. Do tego dochodzi kolorystycznie niedopasowany, często niedoprany ubiór, brak jakichkolwiek oznak zadbania... Film nie próbuje upiększać na siłę środowisk, które w rzeczywistości wcale piękne nie są, chociaż w koreańskim kinie jest to bardzo częsty proceder (wystarczy obejrzeć jakikolwiek komercyjny film). Aczkolwiek przez ten realizm postacie Bedevilled mogą momentami wydać się komiczne, moim zdaniem wzmacnia to impakt powagi wydarzeń z filmu, poprzez przeciwstawność klimatów zwiększając również realizm samych scen przemocy. Patrząc na Bok-nam i uciekających przed nią śmiesznie ludzkich bohaterów myślałam sobie "na pewno tak wyglądałoby prawdziwe morderstwo". Jako przykład zbytniego "dopieszczenia" i "upiększenia" mogę podać remake Teksańskiej masakry piłą mechaniczną z 2003 roku, gdzie podczas wizji cały czas ma się wrażenie, że oto właśnie patrzy się na film grozy (typowe uczucie "to tylko film"...) - Bedevilled w pewnym sensie zaciera w widzu tę świadomość, co pozwala wziąć sobie do serca każdą mocniejszą scenę filmu.

  Bedevilled może rozczarować te osoby, które spodziewają się zobaczyć film nakręcony w tradycyjnej slasherowej konwencji - jeśli patrzeć pod kątem sztywnej definicji, to można uznać, że ten film wcale slasherem nie jest. Nie należy jednak zapomnieć, że definicja slashera jaką znamy została głównie uformowana przez Halloween (1978), czyli amerykańską produkcję. Historia Bok-nam Kim jest owocem całkiem innej kultury, odmiennego nurtu w kinematografii, i choć błędem byłoby twierdzenie, że koreańskie kino nie jest ani trochę uwarunkowane wpływami z zachodu, to jednak w ocenie filmu nie można się kierować wyłącznie oczekiwaniami wynikającymi z większego obeznania z zachodnim horrorem. Bedevilled nie mieści się też w definicji azjatyckiego horroru, lecz wciąż szerzy motyw uciśnionej kobiety wzięty z horeo, oprawiony w ramę charakterystyk Amerykańskiego slashera oraz koreańskiego thrillera kryminalnego. Bez wątpienia jest to znak, że koreańskie kino grozy pomalutku zaczyna zmierzać w nowym kierunku, porzucając klasyczną azjatycką konwencję nie zrzynając przy tym jak leci z filmów amerykańskich. Oczywiście Bedevilled jest tylko nieśmiałym początkiem powstawania podgatunku koreańskiego slasher'a, i jest to mocno komercyjny produkt okraszony typową koreańską melodramatycznością. Jednak moim zdaniem, film równocześnie dowodzi, że w koreańskim gatunku horror dzieje się coś dobrego.

Ocena: 7/10


***

Zapraszam do śledzenia mojego profilu na filmweb.pl.

Komentarze

Najczęściej czytane posty