Bone Tomahawk (2015)
Upał, wręcz żar, sucha, spieczona słońcem ziemia, drżący horyzont i grupa jegomościów, konno przemierzająca Dziki Zachód... Przez większość czasu trwania Bone Tomahawk, debiutu reżyserskiego S. Craiga Zahlera, towarzyszy nam właśnie taka sceneria. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że opis pasuje do pełnego suspense'u, rasowego westernu (wystarczy spojrzeć na plakat filmu)... I częściowo obraz zalicza się do tego gatunku, lecz gwoździem programu nie są honorowe pojedynki, zemsta za śmierć bliskich, ucieczka przed prawem czy inne, typowe dla nurtu motywy, a czysta, żywcem wzięta z pełnokrwistego horroru groza.
Lekarka - Samantha O'Dwyer - i zastępca szeryfa zostają porwani przez członków dzikiego szczepu. Szeryf, mąż kobiety oraz paru innych odważniaków ruszają ich śladem.
Lekarka - Samantha O'Dwyer - i zastępca szeryfa zostają porwani przez członków dzikiego szczepu. Szeryf, mąż kobiety oraz paru innych odważniaków ruszają ich śladem.
Najbardziej zadziwiającym w Bone Tomahawk jest fakt, że przez większość filmu niewiele się dzieje, ale i tak potrafi utrzymać widza w fotelu. Lwią część seansu stanowi podróż bohaterów na odległy zachód, gdzie mało kto dotąd miał odwagę się zapuścić, zatem nawet mapy nie są zbyt pomocne w dokładnym zlokalizowaniu potencjalnej kryjówki plemienia kanibali. Wyprawa jest długa, męcząca i pełna niebezpieczeństw, lecz mężczyźni nie zamierzają się poddać. Mimo iż pełne światło dnia pozornie nie sprzyja mrocznym myślom i lękowi przed dziwnymi stworami, Zahlerowi udało się wykreować odpowiedni klimat zagrożenia, z minuty na minutę coraz ciaśniej zaciskający na nas swoje szpony. To właśnie to poczucie, że napięcie jest celowo niespiesznie kumulowane, aby potem z hukiem mogło znaleźć ujście w nagłym wybuchu akcji lub w scenach krwawej makabry, nie pozwala nam oderwać wzroku od ekranu... Zdecydowanie warto czekać do zakończenia, gdyż dostajemy w nim coś, czym nie powinien pogardzić żaden wielbiciel kina grozy.
Tych, których nie przekonuje nietypowa hybryda gatunkowa (połączenia westernu i horroru nie zdarzają się w końcu codziennie), powinni zachęcić odtwórcy głównych ról - między innymi mamy tutaj Kurta Russella (szeryf), Patricka Wilsona (mąż uprowadzonej kobiety) i Matthewa Foxa. Wszyscy, bez wyjątków, spisali się godnie, jednak na wyjątkową uwagę zasługuje Richard Jenkins jako podstarzały "zastępca zastępcy" szeryfa. Prezencja tej postaci sprawia, że nie da się nie docenić wkładu pracy charakteryzatorów (aktora wręcz trudno rozpoznać od razu), natomiast sama gra Jenkinsa nie pozostawia cienia wątpliwości, dlaczego za udział w Bone Tomahawk został nominowany do nagrody Independent Spirit w kategorii "najlepszy aktor drugoplanowy". Jeśli wyśmienity warsztat obsady nie jest dla Was wystarczającym powodem, aby sięgnąć po dzieło Zahlera, możliwe, że będzie nim obietnica efektownego gore. Kiedy już protagoniści odnajdują to, czego szukają, nie ma zmiłuj - jatka jest soczysta, a jej techniczna realizacja stoi na bardzo wysokim poziomie. Jedyną ujmą krwawych scenek jest ich stosunkowo mała ilość.
Zahler z pewnością może się poszczycić niezwykle udanym debiutem. Reżyser zdecydował się na dość ryzykowny zabieg połączenia dwóch rzadko występujących razem gatunków, przez co niestety nieco ograniczył grupę odbiorców, której obraz może przypaść do gustu. Nie zabrakło odrobiny naprawdę dobrego gore, lecz to stopniowane z wyczuciem napięcie oraz gęsty klimat grozy najbardziej przyciągają uwagę widza, pozwalając przymknąć oko na niedobór konkretnej akcji w środkowej części filmu. Bone Tomahawk bez wahania można nazwać jedną z najciekawszych pozycji 2015 roku.
Ocena: 8/10
Zahler z pewnością może się poszczycić niezwykle udanym debiutem. Reżyser zdecydował się na dość ryzykowny zabieg połączenia dwóch rzadko występujących razem gatunków, przez co niestety nieco ograniczył grupę odbiorców, której obraz może przypaść do gustu. Nie zabrakło odrobiny naprawdę dobrego gore, lecz to stopniowane z wyczuciem napięcie oraz gęsty klimat grozy najbardziej przyciągają uwagę widza, pozwalając przymknąć oko na niedobór konkretnej akcji w środkowej części filmu. Bone Tomahawk bez wahania można nazwać jedną z najciekawszych pozycji 2015 roku.
Ocena: 8/10
***
No proszę, myślałem że "Bone Tomahawk" przejdzie bez echa, a to już kolejna jego recenzja, z którą się spotykam. I co bardzo miłe, raz jeszcze pozytywna.
OdpowiedzUsuńTeż bym się tego nie spodziewała, ale ten film stał się całkiem popularny jak na swój gatunek :)
Usuń,,.. dość ryzykowny zabieg połączenia dwóch rzadko występujących razem gatunków, przez co niestety nieco ograniczył grupę odbiorców..''
OdpowiedzUsuńChyba zwiększył. ,, Bone Tomahawk'' idealnie sprawdza się i jako western i jako horror . Moim zdaniem te gatunki zgrywają się doskonale, mimo że takich crossoverów nie było aż tak wiele. Widziałaś ,, Ravenous'' ?
Czy ja wiem, dla fanów westernu taki miks to z pewnością nie lada gratka, ale czy innych widzów może to zachęcić to już bym nie był taki pewny. Nieraz spotkałem się z irracjonalną niechęcią do westernów.
UsuńRavenous niezle, do tego bardzo podobal mi sie "The Burrowers", również w klimacie western horror.
Usuń",, Bone Tomahawk'' idealnie sprawdza się i jako western i jako horror ."
UsuńTeż tak uważam. Moim zdaniem jednak nie jest to film skierowany do większości. Zależy, co kto lubi, ale pewnie Ci, którzy szukają horroru, będą marudzić, że mało gore czy innych składowych gatunku, a wielbicielom westernów może przeszkadzać brak czegoś innego (w tematyce westernów jestem całkowicie zielona, mało ich oglądam, bo nie lubię). Poza tym uważam, że ponad dwugodzinny film, w którym przez większość czasu nie dzieje się kompletnie nic, raczej nie trafia w smak masowego odbiorcy.
"Ravenous" nie widziałam :)
I prawidłowo, skoro nie jest pierwszy lepszy pażdzierz dla gawiedzi, to niech się na nim gawiedż żle bawi na całego. Z resztą w dupie mam masowego odbiorcę i jego preferencje.
UsuńTo jest film bardzo wewnętrznie spójny, znakomicie pomyślany i wyreżyserowany. ,, Dzianie się'' nie koniecznie polega na tym, że akcja ma zapierdalać na łeb na szyje w co drugiej scenie . Same dialogi w tym filmie są bardziej zajmujące , niż akcjonerskie kręcenie hucpy w niejednym blockbusterze za grube bańki.
Myślę, że tego filmu nie ma sensu za bardzo dzielić na ,,składowe'' - rzecz jest bardzo harmonijna i działa integralną całością. Czyli jak po prostu każdy dobry film.
Chodziło mi właśnie o to, że gdyby nie to niecodzienne połączenie gatunkowe, pewnie więcej przypadkowych (chociażby tych lubiących "blockbustery za grube bańki") widzów by się zdecydowało na seans i może wtedy spodobałoby się większej ilości osób, a tak wielu na pewno skreśli "Bone Tomahawk" na starcie, bo nie zapowiada się na coś, co lubią. Trudno zresztą winić za to publiczność, wiadomo, że każdy ma ograniczoną ilość czasu na oglądanie filmów i raczej woli minimalizować szanse, że się wynudzi przez dwie godziny. Tak więc moim zdaniem mimo wszystko film pozostanie w niszy. Choć osobiście mnie też jest obojętne, komu to dzieło się spodoba, a komu nie :P
UsuńJasne. Tylko że niecodzienne połączenie filmu o piratach z fantasy , westernu z sajens fi , czy ze stempunkiem , jakoś nabijało masy do kin bez problemów :P
UsuńZ resztą ,, Bone Tomahawk'' jako niskobudżetowa, niezależna produkcja nie z góry obliczony na jakiś masowy giga sukces.
Jak ktoś lubi westerny, to wciągnie ochoczo. Jak ktoś westernów nie lubi, a łyka horrory, to też wciągnie, bo horror. Target rozszerzony.
OdpowiedzUsuńAle to prawda - fanów westernów jest stosunkowo niewielu w obecnych czasach.
Ja właśnie westernów nie lubię i obejrzałam "Bone Tomahawk", "bo horror", więc chyba w sumie dobrze mówisz XD Ale pewnie wielu też zrezygnuje z seansu, "bo western". Ja też dość długo się zbierałam do tego filmu i gdyby nie pozytywne recenzje na horrorowych blogach, pewnie bym nie obejrzała.
UsuńJa na przykład średnio rozumiem jak ktoś nie lubi któregoś z gatunków. Ktoś nie lubi westernów, bo? Bo konie? :)
UsuńNie no, do koni nic nie mam, a nawet sama jeżdzę chętnie XD Trudno jest logicznie wytłumaczyć gust. Są westerny, które lubię, ale rzadko z własnej woli sięgam po filmy tego gatunku, bo jednak w większości niczym mnie nie ujmują.
Usuń@ Surgeon - To popróbuj na początek właśnie z takimi hubrydami, parę ich jest, choćby wspomniane przez Jakuba "Burrowers", całkiem spoko.
UsuńA tam, ciul z ,,hubrydami'' :D))Tak, to tylko będziesz absorbować się tym, jak się takie coś sprawdza, jako horror, a chodzi o przełamanie lodów z westernem i tylko westernem.
UsuńNie lubisz, to nie, nic na siłę. Ale jeżeli już miałbym coś doradzić w tym względzie, to zapodaj ,, The Wild Bunch'' i ,, Pat Garret # Billy the Kid''. Obydwa bardzo różne w klimacie i sposobie opowiadania i nie mają z horrorami nic wspólnego, choć jucha się leje. Jak nie przypasuje, to trudno.
Jak Peckinpah to wiadomo, że raczej się nie zawiodę :P Oba te filmy widziałam (w przymusu na studiach XD) i należą do tych nielicznych westernów, które polubiłam, jednak z moimi ulubionymi horrorami nie mają szans ;) Nic na to nie poradzę.
UsuńNie chodzi o rywalizację z Twoimi ulubionymi horrorami , a wyłącznie o poszerzenie bazy westernów, które polubisz :) .
UsuńTo zawsze da się zrobić . ,, Il Grande Silenzio'' ? ,, The Missouri Breaks'' ? ,, Nevada Smith'' ?
Obczaję :) Może western awansuje z "gatunku, którego nie lubię" do "gatunku, który w miarę trawię". Wiem, że nie chodzi o rywalizację, chciałam tylko powiedzieć, że wielką fanką gatunku i tak już chyba nie zostanę ;)
UsuńJakoś to przeżyję , jak przestaniesz lubić horrory, to się będziemy martwić ;) Najważniejsze, żeby się z góry negatywnie nie nastawiać . ,, One Eyed Jacks'' Marlona Brando i ,, the Shooting'' Monte Hellmana możesz jeszcze do listy dopisać - w obu się prawie nic nie dzieje , ale to jest ,nie dzianie się' z najwyższej półki ! Twoją recenzję z tego drugiego przeczytałbym z miłą chęcią .
UsuńDzięki, wszystkie tytuły zapisane :) Po pracy się porozglądam, może nawet obejrzę jakiś od razu, jeśli łatwo znajdę i nie będę padać na twarz ze zmęczenia.
Usuń"Z resztą ,, Bone Tomahawk'' jako niskobudżetowa, niezależna produkcja nie z góry obliczony na jakiś masowy giga sukces."
Zahler był świadom, co robi, i spoko. Kto ma docenić i tak doceni ;) A "Piraci z Karaibów" to zupełnie inna bajka, przede wszystkim inny budżet, jak napisałeś :P Ja widziałam tylko pierwszą część i jakoś mnie nie zachęciła do obejrzenia kolejnych.
"Ravenous" polecam.
OdpowiedzUsuńUprzejmie przyjmuję rekomendację :D
UsuńJa też się skuszę.
UsuńRecenzja w całości pokrywa się z moją oceną. I jeszcze : "Jedyną ujmą krwawych scenek jest ich stosunkowo mała ilość". Xactly!
OdpowiedzUsuń