Il bosco 1 (Evil Clutch) (1988)

  Tony i Cindy spędzają romantyczne wakacje w Wenecji i przy okazji postanawiają wybrać się też w malownicze Alpy. Podczas jazdy samochodem drogę zagradza im przerażona kobieta, twierdząca, że została napadnięta na pobliskim cmentarzu. Para chce jej pomóc, ta jednak ucieka, kiedy tylko widzi miejscowego dziwaka - Algernoona - który straszy turystów opowieściami o krążących po okolicznych lasach duchach i żywych trupach. Tony i Cindy, choć lekko roztrzęsieni, nie rezygnują z biwaku, czego jednak szybko pożałują, gdyż straszliwe historie okazują się być prawdziwe...

  Jedynka w tytule Il bosco 1 może być zastanawiająca - pierwszej części serii raczej nie oznacza się cyfrą - lecz w tym przypadku wytłumaczenie jest bardzo proste - zwykła chęć zażartowania z fali sequeli horrorów, jaka w latach 80. zalewała rynek. Reżyser i scenarzysta, Andrea Marfori, nie wykluczał jednak kontynuacji. Włoch planował nakręcenie drugiej odsłony swojego debiutanckiego dzieła jeszcze przed jego premierą, ale nie doszło do realizacji zamiaru ze względu na wyjątkowo złe przyjęcie filmu zarówno przez krytyków, jak i widzów. We Włoszech obraz dość szybko został wycofany z kin, po czym rozprowadzono go na wideo, a w Stanach Zjednoczonych prawa do dystrybucji nabyła wytwórnia Troma, znana z ekstremalnie kiczowatych produkcji "trash". Il bosco 1 w 1996 roku w książce Spaghetti Nightmares zostało nawet nazwane najgorszym włoskim horrorem, jaki kiedykolwiek nakręcono... Mam nadzieję, że w tym momencie zdobyłam uwagę tych, którym porządna klasa Z niestraszna - ten film jest w sam raz dla Was... I tylko dla Was.


  Wbrew pozorom Il bosco 1 wcale nie jest łatwe do zaszufladkowania jako "gniot". Z jednej strony obraz jest definicją miernoty, podczas gdy z drugiej seans potrafi dostarczyć ponad 80 minut względnie godziwej rozrywki - czy to dzięki miłemu dla oka gore, czy to ze względu na zabawną nieporadność, z jaką dzieło zostało zrealizowane... Ale jakkolwiek by nie było, recenzję od czegoś zacząć trzeba - zacznijmy więc od wad. Bardzo bym chciała móc streścić główną linię fabularną jednym zdaniem, zwięźle napisać, o co właściwie w tym filmie chodzi, jednak nie jest to taka prosta sprawa. Marfori naprawdę ostro się zagalopował ze scenariuszem, tworząc chaotyczną sklejkę różnych bardziej lub mniej uwypuklonych wątków, podwątków, nijak logicznie niepołączonych ze sobą scenek oraz postaci, których działania (a nawet sama ich obecność) nie zostają nam wyjaśnione... Jest to zdecydowanie najsłabsze ogniwo produkcji i na pewno główny powód, dla którego została ona tak krytycznie przyjęta przez publiczność.

  Na samym początku naszym oczom ukazuje się mało apetyczna, acz obiecująca scena - pewna parka romansuje sobie niewinnie, aż tu nagle z pochwy niewiasty wyłania się długie odnóże zakończone trzema ostrymi szponami, które pozbawiają kochanka męskości. Akt mógł zostać przedstawiony bardziej dosłownie, lecz i tak nasza chęć do kontynuowania seansu zostaje podsycona. Przenosimy się do głównych bohaterów, którzy niemalże od razu napataczają się na miejscową z pazurzastą waginą (w tym momencie oczywiście jeszcze nie są świadomi jej anomalii anatomicznej). Arva - bo tak nazywa się kobieta - twierdzi, że na cmentarzu jest coś strasznego, Tony więc udaje się tam, aby wybadać sytuację. I tutaj w akcję wkracza kamera subiektywna, która sunie złowrogo przy ziemi i zbliża się do stojącego między grobami mężczyzny, sugerując obecność złych sił, zupełnie jak w Martwym źle Sama Raimiego. Praca kamery tego typu pojawia się w Il bosco 1 często i gęsto, lecz wątek nie zostaje rozwinięty i ostatecznie nie dowiadujemu się, czym właściwie są te tajemnicze "duchy".



  Zupełnie niepotrzebnych, zaburzających spójność fabularną nawiązań do The Evil Dead jest w obrazie Marforiego dużo więcej. Reżyser wyraźnie za bardzo się starał odtworzyć klimat kultowego dzieła, co nie do końca mu wyszło, głównie przez brak wyczucia co do stopniowania napięcia. Gęsty, ciemny gaj, zimne górskie krajobrazy oraz przybrudzona, niewyszukana kolorystyka obrazu sprzyjają kreowaniu odpowiedniego nastroju, ale efekt psują liczne bezdialogowe sceny wędrówek po lesie, które ciągną się niemiłosiernie (najdłuższa trwa ok. trzech minut) i po pewnym czasie zaczynają najzwyczajniej w świecie nudzić. Oczywiście nie wszystko jest tutaj godne potępienia - makabrycznych opowieści Algernoona słucha się przyjemnie, zwłaszcza że ich fragmenty zostały przedstawione za pomocą dość groteskowych wstawek z nieźle ucharakteryzowanymi zombie oraz odrobiną poprawnie zrealizowanego gore.

  Il bosco 1 uznawane jest za kultową pozycję "śmieciowego" kina, co jednak wcale nie znaczy, że film faktycznie jest nic niewartym chłamem. Wręcz przeciwnie - pomimo niezaprzeczalnych wad, na które nie sposób jest przymknąć oko, horror ten ma swój urok, dzięki któremu prawdopodobnie nigdy nie zostanie zapomniany przez maniaków klasy Z. Prawdziwą gratką są zaskakująco dobrze wykonane efekty praktyczne oraz rozbrajające brakiem realizmu (ale za to bardzo sugestywne), zapadające w pamięć krwawe scenki - np. pozbawienie obu rąk kamieniem czy zarzucenie na ofiarę wędki do łowienia ryb... Brzmi to nieprawdopodobnie, może wygląda trochę głupio, lecz na swój niezrozumiały sposób potrafi ucieszyć widza złaknionego solidnego kiczu.


  Szpony w pochwie, żywe trupy, duchy, gore - trzeba przyznać, że dużo tego jak na jeden film. Reżyser poległ w trakcie procesu łączenia ze sobą tych wątków, więc zamiast zgrabnej układanki "bizarro" mamy pospolity "burdel na kółkach". A może właśnie dokładnie taki był zamysł Marforiego? Jeśli tak - pogratulować dystansu i pewności siebie. Obraz nie został zrealizowany zgodnie z jakąkolwiek konwencją, lecz mimo tego, o dziwo, da się go obejrzeć bez wyjątkowo dotkliwych boleści. Ba, na seansie można się nawet całkiem dobrze bawić... Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak stwierdzić - całkiem niezły jest ten "najgorszy włoski horror".

***

Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.

Komentarze

Najczęściej czytane posty