Ava's Possessions (2015)

  Trudno zliczyć, ile filmów poruszających tematykę opętania ujrzało światło dzienne od czasów kultowego Egzorcysty (1973) Williama Friedkina. Jak to zazwyczaj bywa z mocno wyeksploatowanymi podgatunkami, i w tym przypadku w oceanie różnorakich produkcji znajdą się zarówno pozycje warte uwagi, jak i te, które najlepiej zapomnieć od razu po seansie, lecz mimo różnic zdecydowana większość obiera ten sam schemat fabularny - demon zagnieżdza się w czyimś ciele, rujnuje nieszczęśnika fizycznie i psychicznie, a potem zostaje poddany egzorcyzmom. Ale co dzieje się po odprawieniu rytuału? Jak uwolniony od intruza delikwent wraca do normalności? Czy otoczenie jest w stanie zaakceptować kogoś, kto w stanie opętania wykręcał swoje ciało na różne, nieprzewidziane przez Matkę Naturę sposoby, jadł pająki czy wymiotował na bliskich grochówką? Większość twórców nawet nie spróbowała odpowiedzieć na te pytania, bo i po co, skoro odrobina horroru cielesnego oraz efektowna sekwencja egzorcyzmów najczęściej w zupełności wystarczały, by zadowolić poszukującą lekkiej rozrywki publiczność? Jordan Galland w Ava's Possessions jednak zdecydował się zaryzykować i podzielić się z nami swoją wizją tego, co może przechodzić osoba, którą trzeba było przywrócić do świadomości za pomocą liturgicznego obrzędu...

  Film, jeśli wziąć pod uwagę konwencję, zaczyna się od końca, czyli od egzorcyzmów. Tytułowa bohaterka - Ava - leży przywiązana do łóżka, wije się, a ksiądz odmawia nad nią odpowiednie modlitwy. Po paru minutach jest już po wszystkim i wycieńczona dziewczyna może po raz pierwszy od miesiąca normalnie zasiąść z rodziną do kolacji. W końcu nadszedł czas, aby stawić czoła rzeczywistości, a dwadzieścia osiem dni wyciętych z życiorysu to nie przelewki... Trzeba jakoś wytłumaczyć szefowi, że jest się w stanie wrócić do pracy, przekonać do siebie nieufnych znajomych, skontaktować się z chłopakiem, który uparcie nie odbiera telefonu. Ava praktycznie musi budować swoje życie od nowa, co dodatkowo utrudnia fakt, że przypadkowe ofiary jej wybryków nie omieszkały wnieść oskarżenia na policję. Młodej kobiecie grozi więzienie, jednak zostaje jej dana możliwość zamiany odsiadki na długą i bolesną terapię dla "oddemonionych", w ramach której ta musi stanąć twarzą w twarz z konsekwencjami swoich czynów, dokonanych pod wpływem gościa z piekła rodem.


  Chociaż pierwotny zamysł miał w sobie ogromny potencjał, Galland niestety wykorzystał go tylko w niewielkim stopniu. Perypetie Avy, acz niepozbawione znaczenia, jako że są metaforą wychodzenia z uzależnienia od alkoholu lub narkotyków, nie zostały naznaczone odpowiednią głębią, aby dało się je śledzić z zapartym tchem przez cały seans. Najlepszym tego przykładem jest najciekawszy i zarazem pozostawiający największy niedosyt wątek - Hazel, wygadana dziewczyna poznana przez Avę na spotkaniach "demonowego odwyku", za wszelką cenę pragnąca dać się opętać ponownie. Zarówno przebieg, jak i zakończenie jej szaleńczej przygody na czarcim haju nie pozostawiają cienia wątpliwości, że epizod jest nawiązaniem do niemożności odstawienia używek. Reżyser postawił na bezceremonialne wykładanie kawy na ławę, zatem prostota przekazu wszelkich "oczywistych oczywistości" nie daje zbyt wiele pożywki dla umysłu.

  Na szczęście Gallandowi udało się poniekąd nadrobić formą nadto spłyconą treść. Wszechobecne neonowe oświetlenie dodaje obrazowi lekko parszywej atmosfery oraz mocnego smaku kina noir, co zresztą znajduje odzwierciedlenie w fabule - ciągłe dążenie Avy do odkrycia, co lub kto stoi za jej opętaniem, bardziej kojarzy się z dziełem detektywistycznym niż rasowym horrorem. Estetyka zdjęć momentami nawet odwraca uwagę od ślimaczej akcji i nie zawsze udanych dialogów, sprawiając, że ujmy te na tle całości nie wydają się nie do przyjęcia, a wkład muzyki autorstwa Seana Lennona w kreowanie delikatnego klimatu odrealnienia jest naprawdę pokaźny. Choć gra odtwórczyni głównej roli - Louisy Krause - nie powala na kolana, aktorka z powodzeniem oddała istotę swojej postaci - powiedzenie "cicha woda brzegi rwie" pasuje idealnie do tej dziewczyny o niepozornej urodzie i przekornym charakterze, zmuszonej do konfrontacji z własnym demonem.



  Ava's Possessions na pewno jest miłym powiewem świeżości po niezliczonej ilości filmów o egzorcyzmach, których twórcy nie zgrzeszyli oryginalnością, ale warto zaznaczyć, że dzieło Gallanda może nie przypaść do gustu widzom oczekującym od motywu demonizmu pełnoprawnego horroru. Brutalne sceny czy wymyślna charakteryzacja nie były wśród priorytetowych celów reżysera, nie uświadczymy więc tutaj takich ozdobników... Jednak nie powinno to zniechęcić wielbicieli niekonwencjonalnego kina grozy, gdyż, choć obraz trochę kuleje pod względem fabularno-narracyjnym, oprawa wizualna, klimat oraz urok tkwiący w samym pomyśle w zupełności wystarczają, aby uczynić seans atrakcyjnym.

Ocena: 6/10

***

Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.

Komentarze

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane posty