Aux yeux des vivants (Among the Living) (2014)

UWAGA! Poniższa recenzja może zawierać spoilery!

  Trzech nastoletnich chłopców - Victor, Tom oraz Dan - postanawia rozpocząć swoje wakacje wcześniej i ostatniego dnia szkoły zrywa się z lekcji. Wagarowicze dla żartu decudyją się podpalić stajnię nielubianego przez nich farmera mieszkającego nieopodal, ale zostają złapani na gorącym uczynku przez narwanego właściciela. Młodym udaje się jednak uciec, a widok ciężarówki jadącej w kierunku opuszczonego studia filmowego podsuwa im pomysł, by właśnie tam spędzić resztę dnia. Na miejscu chłopcy zastają pojazd, który zobaczyli wcześniej, oraz odholowany przez niego samochód. Z bagażnika wydobywają się dziwne dźwięki, a po otwarciu okazuje się, że wewnątrz znajduje się związana kobieta. W tej samej chwili z budynku nieopodal wychodzi rosły, zakapturzony mężczyzna. Przerażeni przyjaciele chowają się i widzą, jak osobnik zabiera gdzieś uprowadzoną. Victor decyduje, że muszą jej pomóc i razem z Tomem schodzi do piwnicy, gdzie przed chwilą zniknął męczyzna, podczas gdy Dan stoi na czatach. To, co dwójka młodych bohaterów zastaje pod powierzchnią studia filmowego przechodzi ich najśmielsze wyobrażenia...

  Fanom francuskiego ekstremizmu duet Alexandre Bustillo-Julien Maury na pewno nie jest obcy. Debiutanckie dzieło dwójki scenarzystów/reżyserów - Najście (À l'intérieur) - miało swoją premierę podczas Festiwalu Filmowego w Cannes w 2007 i w większości zebrało pozytywne opinie krytyków. Aux yeux des vivants nie jest ceniony równie wysoko, chociaż pod wieloma względami można w nim dopatrzeć się stylu Bustillo i Maury i moim zdaniem film nie ustępuje w niczym słynnemu Najściu. Fabuła nie jest wyjątkowo złożona, lecz za to atmosfera grozy jest tak gęsta, że można ją ciąć nożem, przy czym czynnik wywołujący u widza niepokój - klasyczny motyw boogeymana rodem z Halloween (1978) - jest tak podstatowy, że aż dziw bierze, że twórcom udało się nie spartaczyć zadania...


  Wszystko zaczyna się od nieszczęśliwej rodziny. Krótki wstęp do Aux yeux des vivants pokazuje nam stłamszoną gospodynię domową w ciąży, brutalnie atakującą siedzącego przed telewizorem męża. Kiedy mężczyzna jest nieprzytomny, kobieta udaje się do pokoju dziecięcego, gdzie wielokrotnie rani nożem swojego czteroletniego synka - Klarence. Kamera nie pokazuje nam twarzy dziecka, ale ze słów gwałtownej matki wynika, że mały urodził się zdeformowany. Rannemu ojcu - Isaacowi - udaje się na czas powstrzymać żonę przed zabiciem ich pociechy, lecz kobieta popełnia samobójstwo, wcześniej wbijając sobie ostry kuchenny nóż prosto w ciężarny brzuch, mordując tym samym nienarodzone maleństwo. Isaac postanawia, że razem z Klarence udbuduje utraconą rodzinę, choćby nie wiadomo co... I robi co może, by dotrzymać obietnicy.

  Właściwa fabuła filmu rozpoczyna się od wagarów trzech nastoletnich bohaterów - Victora, Toma i Dana. Wszyscy trzej mają swoje problemy, czy to agresywnego ojca, czy też oddalonych emocjonalnie rodziców. To dlatego pewnie chłopcy lubią sprawiać kłopoty, wprowadzając w życie każdy szalony pomysł, który przyjdzie im do głowy. Tym razem przyjaciele postanawiają podpalić stajnię, co ku ich niezadowoleniu im się nie udaje. Trzeba jednak jakoś spędzić ten wolny dzień, wagarowicze udają się zatem do opuszczonego studia filmowego "Blackwoods", gdzie niestety napataczają się tajemniczego mordercę z twarzą zasłoniętą kapturem oraz Isaaca, którzy zamieszkują pomieszczenia piwniczne studia. Chłopcy stają się niewygodnymi świadkami makabrycznych poczynań patologicznej rodzinki, morderca musi więc wyruszyć na polowanie...



  Część środkowa filmu, następująca zaraz po krwawym wstępie, zmierza w dość schematycznym kierunku. Nie da się nie przewidzieć, że zdeformowany chłopiec musi mieć jakąś większą rolę w całym, o czym przekonujemu się całkowicie po wydarzeniach w "Blackwoods". Morderca podąża do miasta za Victorem, Tomem i Danem, żeby ich zabić w cieple ich własnych domowych ognisk. Tutaj inspiracja Halloween Johna Carpentera jest oczywista i śmiem nawet twierdzić, że Bustillo i Maury lepiej poradzili sobie z wykorzystaniem genialnego w swej prostocie motywu "boogeymana". Sekwencja, gdzie morderca ukrywa się w domu Dana, podczas gdy ten znajduje się pod opieką opiekunki, wręcz w klasyczny sposób przemawia do najbardziej podstawowego uczucia lęku, jakie siedzi w każdym z nas, czyli do strachu przed nocnym potworem spod łóżka. Opiekunka - Mila - wymienia pluszaki, które Dan ma w swoim pokoju, i kiedy dziewczyna wspomina o clownie, chłopcu zamarza krew w żyłach, ponieważ w jego kolekcji nie ma żadnego clowna... Morderca jest w domu, ba, nawet gorzej - był w pokoju młodego bohatera i zostawił znak, maskę clowna, którą zasłania swe oblicze. To, co następuje potem jest jednym wielkim ciągiem niepokoju - ciemne domostwo, dziwny telefon, znikająca opiekunka i skrzypiące dźwięki dochodzące nie wiadomo skąd...

  Oczywiście nie byłoby nic strasznego w oklepanym do bólu motywie wydłużających się cieni i "potwora" z dziecięcych koszmarów, gdyby nie wyśmienita realizacja techniczna filmu. Tak samo jak w przypadku Halloween, w Aux yeux des vivants zostały napakowane grozą sceny, które same w sobie nie przedstawiają żadnej makabry. Większość akcji odbywa się w pomieszczeniach zamkniętych po zapadnięciu zmroku, co dało twórcom pole do popisu w zabawie oświetleniem - swój potencjał wykorzystali do cna, gdyż trudno sobie wyobrazić grę świateł lepiej pasującą do odbywających się na ekranie "igraszek" z "boogeymanem". Na uwagę definitywnie zasługuje też praca kamery, która jest spokojna, a klimat tworzy dzięki genialnym ujęciom z różnych "nietypowych" wysokości (np. pokazując bohaterów tylko od pasa w dół), które pomagają w budowaniu poczucia odrealnienia, ale równocześnie pozwalają widzowi poczuć się częścią filmowego świata fantazji. Często zostaje użyta kamera subiektywna, jednak ta tylko imituje punkt widzenia nieistniejącego bohatera, gdyż widz cały czas ma świadomość, że jest jedynym obserwatorem z zewnątrz. Najbardziej zapada w pamięć ujęcie z wnętrza pustej maski antagonisty, przez której otwory na oczy widać zbliżającą się opiekunkę Dana.


  W Aux yeux des vivants nie zobaczymy hektolitrów posoki i miliona rzeźniczych scen. Większość morderstw odbywa się poza ekranem, ale te, które Bustillo i Maury postanowili pokazać nam z bliska, są godne uwagi nawet największych fanów brutalnego kina. Małym niedopatrzeniem może być to, że mocniejszych momentów jest całkowicie brak w środkowej części filmu, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę smakowity, krwawy wstęp, ale wspomniana atmosfera wszechobecnego zagrożenia z sukcesem rekompensuje widzom "stratę". Pod koniec zostajemy uraczeni dość skromną, aczkolwiek i tak wyśmienitą, dawką świetnie zrealizowanej graficznej przemocy - zacne jest np. morderstwo dokonane stopą wepchniętą do ust.

  Bustillo i Maury w Aux yeux des vivants definitywnie dali popis swoich nieprzeciętnych zdolności filmowych i udowodnili, że nawet motywy, które w kinie grozy zostały już aż nadto wyeksploatowane, wciąż mogą stanowić podstawę do stworzenia rewelacyjnego horroru. Mimo tego, że tematyka jest mało oryginalna, to od tego obrazu nie da się oderwać wzroku, co w moim mniemaniu wystarczająco dowodzi wartości filmu. Estetyka brutalnych scen zachwyca, chociaż jest ich jak na lekarstwo i zostały zrealizowane we względnie subtelny sposób. Aux yeux des vivants jest pozycją obowiązkową - polecam każdemu!

Ocena: 8/10

***

Zapraszam do śledzenia mojego profilu na filmweb.pl.

Komentarze

  1. ,, Livide'' widziałaś ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nie, ale planuję to nadrobić w tym tygodniu.

      Usuń
  2. Zrobisz sobie wyłącznie dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaciekawiłaś mnie tym filmem i z chęcią go zobaczę. Pomysł jak dla mnie na fabułę dość intrygujący. Dodaję go do listy filmów do obejrzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowy film twórców "Najścia" i "Livide" to dla mnie seans obowiązkowy. Już po screenach widzę, że dobrze zrealizowany. Szkoda tylko, że piszesz, iż mało tutaj scen gore - no cóż, może klimat o którym wspominasz zrekompensuje mi oszczędne epatowanie makabrą. Dzięki za tę reckę - obszerna, więc wiem, czego po seansie mogę się spodziewać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, musisz to zobaczyć :) Mała ilość gore nie jest dla mnie wadą, chociaż więcej krwi też raczej by nie zaszkodziło ;) Po "Najściu" i "Aux yeux des vivants" nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć "Livide".

      Usuń
  5. W ,, Livide'' jest jeszcze mniej gore , ale za to, co się tu dzieje w materii samego kreowania atmosfery ! .... Do tego film jest bardzo oryginalny , niektóre, zdawać by się mogło, całkiem już wyeksploatowane motywy , ożywiono zaskakującymi patentami.
    Z ilością gore w ,, Among the Living'' nie jest aż tak żle . Jak dla mnie , mogli tylko scenę ,,,kręgosłupową'' bardziej hardkorowo pociągnąć, wtedy byłoby idealnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko wkładanie stopy do ust jest wydłużone, żeby widz mógł się porozkoszować brutalnością i fakt, że twórcy mogli do tej sceny dodać nieco więcej. Poza tym momentem krwawych akcji trochę jest, ale wszystkie są błyskawiczne, nie ma więc czasu na ogarnięcie makabry. Jednak dla mnie też jest dobrze jak jest, nie odczuwam jakiegoś niedosytu.

      Usuń
  6. hej gdzie można zobaczyć ten film?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane posty