Zbaw nas ode złego (Deliver Us from Evil) (2014)
UWAGA! Poniższa recenzja może zawierać spoilery!
Ralph Sarchie jest nowojorskim policjantem, któremu "szósty zmysł" zawsze pozwala wyczuć wyjątkowo "ciężkie" wezwania. Pewnego razu Ralph i jego partner Butler zostają skierowani do zoo, gdzie kobieta wrzuciła swoje dwuletnie dziecko za ogrodzenie wybiegu lwów. Chłopiec leży w szpitalu w ciężkim stanie, a matka od kilku godzin ukrywa się w ogrodzie zoologicznym. Kiedy Ralph odnajduje kobietę nie ma wątpliwości, że jest ona całkowicie szalona, do tego wyraźnie ma tendencje do samookaleczania. Nagle z cienia wyłania się też dziwny mężczyzna, który maluje sobie spokojnie mur wybiegu dla zwierząt, lecz policjantowi nie udaje się go złapać. Aresztowana matka zostaje umieszczona w szpitalu psychiatrycznym, a tymczasem prowadzący śledztwo Ralph spotyka księdza Joe'a Mendozę. Duchowny sugeruje gliniarzowi, że choroba agresywnej kobiety może tak naprawdę być wynikiem opętania przez demona...
Sarchie kocha swoją rodzinę, ale brutalne przestępstwa, których często jest świadkiem w swoim zawodzie, odciskają piętno na jego psychice. Praca policjanta, czyli przeciwdziałanie lęgnącemu się w wśród ludzi złu, staje się dla niego najważniejsza, a obawy o bezpieczeństwo żony i córki jeszcze bardziej popychają mężczyznę do całkowitego oddania się służbie społeczeństwu. Sarchie naoglądał się już tyle okropieństw, że nieważne, jak bardzo coś trudno jest racjonalnie wyjaśnić - winą za wszystką obarcza tylko i wyłącznie ludzką naturę, która według policjanta jest niepodważalnym dowodem na to, że Bóg nie istnieje. No bo skąd na świecie tyle zła? Motyw utraconej wiary nie jest nowy w kinie grozy, a zwłaszcza w horrorach religijnych, nic więc dziwnego, że Derrickson postanowił wykorzystać go ponownie w Zbaw nas ode złego. Mimo tego, reżyserowi zgrabnie udało się uratować swe dzieło, które w mniej zaradnych rękach mogło łatwo stać się nieokraszonym niczym ciekawym, kolejnym nudnym filmem o egzorcyzmach.
Mimo tego, że Zbaw nas ode złego jest dość konwencjonalny, to trzyma w napięciu przez cały seans. Plusem zdecydowanie jest powolny rozwój fabuły. Film zaczyna się jak klasyczny kryminał pełen akcji, zaraz na początku widzimy więc Sarchiego i Butlera ruszających na wezwanie do kobiety, którą pobił mąż. Po krótkiej walce i trochę dłuższej pogoni udaje się złapać gwałtownego mężczyznę, bez odbieżności od normy większości takich przypadków... Potem policjanci zostają skierowani do ogrodu zoologicznego, gdzie matka pod wpływem impulsu postanowiła nakarmić swoim dzieckiem lwy, na szczęście bezskutecznie. Tutaj widzowie niecierpliwie wyczekujący, kiedy wreszcie zobaczą opętanie, dostaną mały przedsmak - szalona kobieta, Jane Crenna, prezentuje się jak typowa bohaterka filmu o egzorcyzmach. Joe Mendoza jest księdzem, którego rodzina Jane wezwała ze względu na jego nietypową specjalizację, czyli właśnie egzorcyzmy. Mendoza oczywiście nie ma wątpliwości, w czym tkwi problem jego "pacjentki", lecz Sarchie potrzebuje więcej dowodów, aby w końcu przyznać, że może istnieć zło jeszcze gorsze od tego ludzkiego.
Zbaw nas ode złego nie podejmuje tematyki demonów i opętania w sposób absolutny. Zostają nam przedstawione dwa sprzeczne punkty widzenia - ten Sarchiego, który nie wierzy w istenienie niczego gorszego od człowieka, oraz Mendozy, święcie przekonanego o istnieniu demonicznych sił wyższych. Chociaż film, zwłaszcza pod koniec, zdaje się kierować widza bardziej w kierunku tej drugiej opinii, to nie zostaje nam podane definitywne rozwiązanie dylematu i nawet ok. 20-to minutowa sekwencja egzorcyzmów nie jest jendoznacznym dowodem na to, że bohaterowie mieli do czynienia z prawdziwym opętaniem. Scenarzyści sprytnie, choć niezbyt oryginalnie, u podstawy problemu z demonami postawili wojnę w Iraku, gdzie znajdowały się otwarte wrota piekieł, przez które diabelskie siły mogły swobodnie przedostać się do naszego świata. Sugestia, że każdy uczestniczący w walkach wojennych wraca do domu ze swoim własnym "demonem" jest aż nazbyt oczywista i równocześnie popiera poglądy Sarchiego, że "zło" jest tworem wyłącznie gatunku ludzkiego.
Reprezentacje opętania w Zbaw nas ode złego są minimalistyczne, co bardzo pozytywnie wpływa na odbiór filmu. Reżyser powiedział zdecydowanie "nie" zbędnemu efekciarstwu, w wyniku czego w tym obrazie nie uświadczymy latających po pokoju ludzi, nienaturalnie wykrzywionych ciał czy innych sztuczek. "Opętani" są skromnie, aczkolwiek efektownie, ucharakteryzowani, a ich zachowanie można z czystym sumieniem zaklasyfikować jako objaw choroby psychicznej. Jedynie w końcowej sekwencji ukazującej egzorcyzmy można zobaczyć trochę więcej typowych dla gatunku trików - krwawienie po obryzganiu wodą święconą, wydłużającą się szyję, itp. Takie rozwiązanie może być niezadowalające dla fanów tradycyjnych, spektakularnych opętań, ale widzowie znużeni oglądaniem w kółko tych samych efektów na pewno docenią skromną wizję reżysera.
Zbaw nas ode złego jest pierwszym filmem o egzorcyzmach od czasów Egzorcyzmów Emily Rose, który przez cały seans zdołał utrzymać mnie w fotelu bez ziewania. Derrickson wyraźnie ma wyczucie w tego typu tematyce, gdyż zminimalizował jak się dało wszelkie elementy, które w straszakach religjinych są powielane w praktycznie każdym kolejnym obrazie. Połączenie horroru z kryminałem może nie spodobać się wyznawcom czystości gatunkowej, jednak ci, którym taka mała mieszanka nie burzy przyjemności z oglądania, zdecydowanie powinni sięgnąć po tę pozycję.
Ocena: 7/10
Ralph Sarchie jest nowojorskim policjantem, któremu "szósty zmysł" zawsze pozwala wyczuć wyjątkowo "ciężkie" wezwania. Pewnego razu Ralph i jego partner Butler zostają skierowani do zoo, gdzie kobieta wrzuciła swoje dwuletnie dziecko za ogrodzenie wybiegu lwów. Chłopiec leży w szpitalu w ciężkim stanie, a matka od kilku godzin ukrywa się w ogrodzie zoologicznym. Kiedy Ralph odnajduje kobietę nie ma wątpliwości, że jest ona całkowicie szalona, do tego wyraźnie ma tendencje do samookaleczania. Nagle z cienia wyłania się też dziwny mężczyzna, który maluje sobie spokojnie mur wybiegu dla zwierząt, lecz policjantowi nie udaje się go złapać. Aresztowana matka zostaje umieszczona w szpitalu psychiatrycznym, a tymczasem prowadzący śledztwo Ralph spotyka księdza Joe'a Mendozę. Duchowny sugeruje gliniarzowi, że choroba agresywnej kobiety może tak naprawdę być wynikiem opętania przez demona...
Zbaw nas ode złego został wypromowany jako "bazowany na faktach" (co głosi również napis poprzedzający początek filmu) i rzeczywiście został zainspirowany niefikcyjną książką autorstwa Ralpha Sarchie i Lisy Collier Cool, Beware the Night, opisującą doświadczenia Sarchie z pracy policjanta/"demonologa". Jednak do filmu nie wykorzystano żadnego konkretnego przypadku z tych opisanych w dziele, a fabuła jest w większości tworem wyobraźni reżysera Scotta Derricksona oraz współscenarzysty Paula Harrisa Boardmana. Derrickson ma spore doświadczenie w kinie grozy, zarówno jako reżyser, jak i scenarzysta - między innymi ma on na swoim koncie takie pozycje jak Hellraiser V: Wrota piekieł, Egzorcyzmy Emily Rose i Sinister. Zbaw nas ode złego nie jest pełnokrwistym straszakiem, a mieszanką dwóch gatunków - kryminału i horroru. Ralph Sarchie jest zatwardziałym gliną, który całkowicie stracił wiarę w ludzkość i, co za tym idzie, w Boga, lecz kiedy przychodzi mu prowadzić śledztwo w sprawie Jane Crenna - niedoszłej morderczyni własnego dziecka - zostaje postawiony przed możliwością, że jego poglądy dotyczące "zła" i ludzkiej natury nie są do końca słuszne...
Mimo tego, że Zbaw nas ode złego jest dość konwencjonalny, to trzyma w napięciu przez cały seans. Plusem zdecydowanie jest powolny rozwój fabuły. Film zaczyna się jak klasyczny kryminał pełen akcji, zaraz na początku widzimy więc Sarchiego i Butlera ruszających na wezwanie do kobiety, którą pobił mąż. Po krótkiej walce i trochę dłuższej pogoni udaje się złapać gwałtownego mężczyznę, bez odbieżności od normy większości takich przypadków... Potem policjanci zostają skierowani do ogrodu zoologicznego, gdzie matka pod wpływem impulsu postanowiła nakarmić swoim dzieckiem lwy, na szczęście bezskutecznie. Tutaj widzowie niecierpliwie wyczekujący, kiedy wreszcie zobaczą opętanie, dostaną mały przedsmak - szalona kobieta, Jane Crenna, prezentuje się jak typowa bohaterka filmu o egzorcyzmach. Joe Mendoza jest księdzem, którego rodzina Jane wezwała ze względu na jego nietypową specjalizację, czyli właśnie egzorcyzmy. Mendoza oczywiście nie ma wątpliwości, w czym tkwi problem jego "pacjentki", lecz Sarchie potrzebuje więcej dowodów, aby w końcu przyznać, że może istnieć zło jeszcze gorsze od tego ludzkiego.
Reprezentacje opętania w Zbaw nas ode złego są minimalistyczne, co bardzo pozytywnie wpływa na odbiór filmu. Reżyser powiedział zdecydowanie "nie" zbędnemu efekciarstwu, w wyniku czego w tym obrazie nie uświadczymy latających po pokoju ludzi, nienaturalnie wykrzywionych ciał czy innych sztuczek. "Opętani" są skromnie, aczkolwiek efektownie, ucharakteryzowani, a ich zachowanie można z czystym sumieniem zaklasyfikować jako objaw choroby psychicznej. Jedynie w końcowej sekwencji ukazującej egzorcyzmy można zobaczyć trochę więcej typowych dla gatunku trików - krwawienie po obryzganiu wodą święconą, wydłużającą się szyję, itp. Takie rozwiązanie może być niezadowalające dla fanów tradycyjnych, spektakularnych opętań, ale widzowie znużeni oglądaniem w kółko tych samych efektów na pewno docenią skromną wizję reżysera.
Ocena: 7/10
***
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na filmweb.pl.
Osobiście film mi się podobał. Bohaterowie byli całkiem dobrze przedstawieni, historia też mnie zainteresowała od samego początku. Dodatkowo nieco humoru (ze strony partnera Sarchiego). No i połączenie horroru i kryminału w ogóle mi nie przeszkadzało :) Uważam, że Zbaw... to naprawdę dobry film.
OdpowiedzUsuń