Battle Royale (バトル・ロワイアル; Batoru Rowaiaru) (2000)

  Japonia, niedaleka przyszłość. Naród jest pogrążony w kryzysie, dziesięć milionów ludzi nie ma pracy, wśród młodzieży szerzy się anarchia... Dorośli są całkowicie bezradni, rząd zatem przyjmuje ustawę BR ("Battle Royale"), polegającą na corocznym wybieraniu jednej klasy szkoły średniej, umieszczaniu uczniów na niewielkiej wysepce i zmuszaniu ich do zabijania się nawzajem, aż nie pozostanie przy życiu tylko jedna osoba - zwycięzca krwawej gry.

  Kinji Fukasaku podjął się wyreżyserowania Battle Royale z wyjątkową pasją, gdyż scenariusz filmu (napisany przez jego syna - Kentę Fukasaku - na podstawie powieści Koushuna Takami) przypominał mu pewne doświadczenie z młodości. Japończyk podczas II wojny światowej, jako piętnastolatek, wraz ze swoją klasą pracował w fabryce amunicji, która w lipcu 1945 stała się celem ostrzału artylerii. Nastolatkowie nie mieli możliwości ucieczki z budynku i byli zmuszeni chować się jeden za drugim, aby ochronić się przed pociskami. Ci, którzy przeżyli, musieli uprzątnąć zwłoki szkolnych kolegów. Od tamtej pory Fukasaku nie tylko zaczął rozumieć, że japoński rząd okłamywał obywateli w sprawach wojny, lecz także całkowicie stracił zaufanie względem dorosłych, którzy teoretycznie powinni byli dbać o jego dobro. Przesłanie, jakie niesie ze sobą Battle Royale, jest bardzo bliskie osobistym odczuciom reżysera odnośnie sytuacji młodych w jego kraju.


  Obraz ma swoje dziury w logice fabularnej, dotyczące chociażby (zdawałoby się) podstawowej kwestii, w jaki sposób zmuszanie nieletnich do wzajemnego zarzynania się miałoby rozwiązać problem ich buntu przeciwko systemowi. Na dłuższą metę ustawa BR jest totalną bzdurą, która według wszelkiego prawdopodobieństwa jeszcze by pogłębiła antypatię ludności wobec władz. Jednak to nie twardy realizm był celem twórców, a prosty przekaz. Protagoniści przed rozpoczęciem wielkiej bitwy, z której żywcem może wyjść tylko jeden wybraniec/wybranka, otrzymują zwięzłe, lecz dobitne kazanie - "życie to gra, walczcie więc o przetrwanie"... Nie ma w tym żadnej głębszej ideologii, chodzi jedynie o pokazanie, kto tutaj rządzi. Niesubordynowani młodzi bojkotują szkoły, nie chcą brać udziału w "wyścigu szczurów", trzeba ich zatem brutalnie do tego zmusić i tym samym dać solidną nauczkę na przyszłość.

  Battle Royale nie posiada większych ozdobników warsztatowych, ale pewnie właśnie taki efekt chcieli osiągnąć twórcy. Atmosferę grozy idealnie oddają surowe zdjęcia. Przytłumiona kolorystyka obrazu oraz kontrastująca z jego krwawą zawartością muzyka klasyczna nie mogły lepiej podkreślić duszącego klimatu, jaki towarzyszy przebiegowi okrutnej gry. Nieuchronnie zbliżające się zagrożenie możemy wyczuć już od beztroskiej sceny autobusowej wycieczki - uczniowie śmieją się, żartują, obdarowują swoje sympatie własnoręcznie upieczonymi ciasteczkami... Chwilę potem jednak wszyscy leżą w fotelach nieprzytomni, a budzą się dopiero na wyspie. Mieszanka grobowej powagi i śmieszności nie zawsze się sprawdza, lecz wprawny reżyser potrafi dobrze wyważyć te dwa składniki. Wtedy możemy otrzymać naprawdę niezgorsze dzieło sztuki, jak chociażby Ostatni dom po lewej Wesa Cravena. Battle Royale nie idzie aż tak daleko w przeplataniu na pierwszy rzut oka sprzecznych ze sobą motywów, jednak Fukasaku również popisał się niezłym wyczuciem tego, co stanowi dobrą hybrydę gatunkową. Minimalistyczna stylistyka filmu nadaje mu realizmu, ale z drugiej strony nie brak jest przerysowanych elementów, jak manieryczna gra niektórych aktorów, garść zgoła groteskowych scenek (np. nagranie, na którym drobna kobietka o prezencji godnej porannego programu dla dzieci z radością oznajmia wszystkim uwięzionym, że za chwilę będą mieli "przyjemność" zamordować swoich przyjaciół) i absurdalne dialogi ("dobrze się czujesz?" - pytanie zadane chłopcu z siekierą wbitą w głowę).



  Produkcja wywołała duże kontrowersje jeszcze przed premierą, czemu trudno się dziwić - już sama tematyka jest niewątpliwie poruszająca, jako że zwraca myśli widza ku rzeczom, o których ten wcale myśleć nie chce. Jak my, żyjący komfortowym, pozbawionym większych niebezpieczeństw życiem, byśmy się zachowali na miejscu bohaterów? Co byśmy zrobili, gdyby jedyną przeszkodą dzielącą nas od możliwości powrotu do domu w jednym kawałku był drugi człowiek? Kolega/koleżanka z pracy, sąsiad/sąsiadka, ekspedient/ekspedientka ze sklepu za rogiem... Czy w takiej sytuacji w ogóle liczyłyby się takie "błahostki" jak przyjaźń, miłość, przywiązanie lub sympatia, czy może wygrałyby instynkt przetrwania i chęć odegrania się na co poniektórych? Battle Royale nie daje nam jednoznacznej odpowiedzi na te pytania. W filmie pojawiają się zarówno postacie bezwzględne, jak i te wierne moralności cywilizowanego świata. Szkopuł nie tkwi w zachowaniu poszczególnych jednostek, a w przymusie decyzji - chcemy żyć, musimy stosować się do narzuconych zasad, niekoniecznie uwzględniających nasze dobro osobiste. Odkrycie gorzkiej prawdy na ten temat może być szokiem dla młodych ludzi, wychowywanych w ufności względem swoich opiekunów, zupełnie tak, jak miało to miejsce w przypadku Fukasaku.

  Motyw "dziecko dziecku wilkiem" skierował na Battle Royale niepochlebne spojrzenia wrażliwszej części publiczności, co zaowocowało ograniczonym rozprowadzeniem filmu w wielu krajach, w tym Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, gdzie produkcja nie mogła się doczekać oficjalnej premiery aż przez jedenaście lat od jej nakręcenia. Mimo tego (i równocześnie dzięku temu) obraz szybko zyskał sobie tytuł kultowego. Czy zasłużenie? Cóż... Nic nie dzieje się bez powodu. Zarówno treść, jak i forma japońskiego dzieła na pewno są warte uwagi. Owszem, może razić brak logiki, dziwne zachowania bohaterów, naiwność wątku miłosnego itp., mankamenty te jednak nie są aż tak straszne w obliczu całokształtu. Battle Royale jest twardo trzymającym w napięciu, klimatycznym, wręcz brudnym survivalowym thrillerem, który pozostawia w odbiorcy niewygodne uczucie niepokoju jeszcze na długi czas po seansie - naprawdę trudno jest wymagać od filmu czegokolwiek więcej.

Ocena: 9/10

***

Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.

Komentarze

Najczęściej czytane posty