Sweet Home (2015)

UWAGA! Poniższa recenzja może zawierać spoilery!

  W Hiszpanii co roku ma miejsce 50.000 eksmisji. 85% z nich odbywa się spokojnie, 13% za pomocą rozwiązań siłowych, a pozostałe 2% przy użyciu "odmiennych" metod - taka informacja pojawia się na ekranie przed rozpoczęciem się Sweet Home (w trailerze mowa jest o 96.000 - "mała" rozbieżność). Chociaż trudno jest znaleźć dokładne dane, które by potwierdziły liczby rzucone nam w twarz przez twórców filmu, można przypuszczać, że rodzin zmuszonych do opuszczenia swoich domów rzeczywiście jest bardzo dużo. Eksmisja niewątpliwie stała się symbolem skutków hiszpańskiego kryzysu ekonomicznego, z jakimi kraj boryka się od 2008, i Rafa Martínez - reżyser i jeden ze scenarzystów obrazu - postanowił uczynić ten problem tematem swojego debiutanckiego dzieła.

  Alicia urządza swojemu chłopakowi, Simonowi, przyjęcie urodzinowe w starej kamienicy, której jedynym mieszkańcem jest starszy pan. Para jednak jest nieświadoma, że tej samej nocy ma przybyć trzech "komorników", żeby brutalnie "wyeksmitować" ostatniego lokatora.


  Akcja ze sprzeciwiającym się wyprowadzce panem Ramónem idzie szybko i bezproblemowo - martwy delikwent zostaje położony w łóżeczku tak, aby stworzyć pozory śmierci naturalnej. Prawdziwy dramat rozpoczyna się, kiedy oprawcy orientują się, że w kamienicy przebywa dwójka nieproszonych gości, zmuszonych potem do chowania się po ciemnych kątach ruiny, a najlepsze jest to, że cała sytuacja w ogóle by się nie wydarzyła, gdyby tylko nie wyjątkowa głupota głównej bohaterki. Alicia (Ingrid García Jonsson) przyłapuje trzech typów w kominiarkach na gorącym uczynku i, oczywiście, zaraz chowa się w łazience. Jednak gdy tylko zbiry wychodzą z mieszkania, postanawia, że warto wyjść na klatkę schodową i odprowadzić ich wzrokiem. Niestety pech chce, że młodej kobiecie dzwoni komórka, którą do tego w nerwach upuszcza z głośnym hukiem, zwracając na siebie uwagę morderców... A wystarczyło przeczekać w przytulnym mieszkanku staruszka. W Sweet Home jest dużo takich bezsensów, jak na przykład fakt, że antagoniści słyszą byle szmer z piętra wyżej, ale walącej w drzwi i wydzierającej się na cały budynek Alicii już nie, albo scena, w której dziewczyna dzwoni do swojego chłopaka (Bruno Sevilla), lecz nie wpada na pomysł, by skontaktować się z policją. Scenarzyści wyraźnie nie mieli ochoty zawracać sobie głowy takimi szczegółami jak podstawowa logika, a szkoda, bo obraz tęgo na tym ucierpiał.

  Na szczęście pozostałe aspekty filmu prezentują się dużo lepiej. Martínez wykazał się niemałym talentem do stopniowego budowania napięcia, które w niniejszym podgatunku - "home invasion" - jest zgoła pożądane. Podczas początkowych kilku sekwencji dobre wrażenie robi zwłaszcza złowroga muzyka, momentami może zbyt nachalna, lecz mimo wszystko doskonale uzupełniająca wprowadzenie do późniejszych zdarzeń. Szkoda tylko, że twórcy nie zdecydowali się częściej nas nią raczyć w środkowej części obrazu, kiedy na ekranie odbywa się właściwa akcja. Zdjęcia również uderzają profesjonalnym wykonaniem. Praca kamery, gra światła i cienia, poszczególne ujęcia - wszystko współgra ze sobą doskonale, świetnie oddając atmosferę wszechobecnego zagrożenia, czekającego tylko, żeby się obudzić. Nieco mniej trafione są nieliczne sceny gore, które, mimo iż zrealizowane bezbłędnie, nie przekraczają granic "przyzwoitości" narzuconych przez konwencję thrillera, więc raczej nie zadowolą widzów złaknionych ostrzejszego widowiska ("ekstremalna" brutalność kończy się tutaj na umiarkowanie graficznej scenie rąbania ofiary na kawałki siekierą). Martínez najwyraźniej nie chciał, by klimat filmu został przyćmiony nadmiarem krwi, ale biorąc pod uwagę, że i tak dziury w logice fabularnej poniekąd niszczą efekt, przydałoby się chociaż parę soczystych momentów więcej.



  Walory warsztatowe Sweet Home świetnie dopełniają trafny wybór miejsca akcji. Niemalże wszystko szwankuje w sypiącej się, zaniedbanej kamienicy, lecz w tym przypadku protagoniści mogą zrobić z tych niedogodności dobry użytek, a nieoświetlona, wąska i obskurna klatka schodowa dodatkowo stanowi znakomite tło dla odbywających się w niej makabrycznych zdarzeń. Fabuła dzieła Martíneza nie jest odkrywcza - mamy do czynienia z klasycznym "home invasion", gdzie bohaterowie przez cały czas muszą odpierać ataki napastników. Przyjemny dreszczyk emocji wprowadza motyw braku świadomości okropieństw, jakie mogą w każdej chwili mieć miejsce tuż pod naszym nosem. Budowla, w której zostają uwięzieni Alicia i Simon, znajduje się na dość ruchliwej ulicy, zapewne codziennie uczęszczanej przez tysiące ludzi. Kiedy do budynku wchodzą opryszkowie, na zewnątrz pada rzęsisty deszcz, przez co przechodniów jest dużo mniej niż zwykle, a hałas ulewy skutecznie zagłusza wszelkie krzyki - para jest osaczona w prawdziwej pułapce na szczury, umieszczonej w samym środku zobojętniałego miasta. Zakończenie filmu ma za zadanie jeszcze uwypuklić ten wątek, jednak jest ono trochę słabsze, niż można by się spodziewać. Chociaż przez chwilę wydaje się nawet, że twórcy zaserwują nam odrobinę torture porn, najwidoczniej ostatecznie zdecydowali, że z gore lepiej nie przesadzać.

  Sweet Home jest całkiem przyjemnym, nieaspirującym do żadnych wyższych celów horrorkiem, który trafia do widza głównie miłą zarówno dla oka, jak i dla ucha realizacją. Martínez niby spróbował nadać swojemu dziełu odrobinę treści, lecz jego starania nie przyniosły pożądanego skutku przez zwykłe zaniedbanie ważnej kwestii, jaką jest fabuła. Wyjątkowo nastrojowe wprowadzenie do akcji filmu, bardzo dobra muzyka, estetyczne zdjęcia i nieźle utrzymujące się napięcie niestety nie do końca są w stanie wynagrodzić nam ten istotny mankament. Miło popatrzeć, jak europejskie kino grozy XXI wieku pomału kwitnie, oferując nam coraz bardziej zróżnicowane gatunkowo pozycje, jednak Sweet Home to zdecydowanie jeszcze "nie to".

Ocena: 5,5/10


***

Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.

Komentarze

Najczęściej czytane posty