Dziwolągi (Freaks) (1932)

UWAGA! Poniższa recenzja może zawierać spoilery!

  Karzeł Hans, należący do grupy ludzkich "wybryków natury" w trupie cyrkowej, zakochuje się w pięknej akrobatce - Cleopatrze. W obliczu tak wielkiej miłości dla mężczyzny zdaje się nie mieć znaczenia fakt, że jest on już zaręczony z Friedą, która też należy do cyrkowych "dziwolągów". Sprawy zaczynają toczyć się w błyskawicznym tempie, gdy Cleopatra przekonuje się, że Hans nie jest człowiekiem ubogim i jest skory wydawać swoje pieniądze właśnie na nią. Kiedy porzucona Frieda przez przypadek zdradza Cleopatrze sekret o odziedziczonej fortunie Hansa, akrobatka postanawia wyjść za mąż za naiwnego nieszczęśnika. Oczywiście kobieta nie zamierza spędzić z nim życia - plan, żeby otruć szanownego małżonka, zradza się wraz z pomysłem o ślubie. Wesele odbywa się z wielką pompą, a wszystkie "dziwolągi" starają się przezwyciężyć dla Hansa swoje wątpliwości co do Cleopatry i wspaniałomyślnie uznać ją za "jedną z nich", na co jednak  ta wybucha niepohamowanym gniewem. Od tego momentu zaślepiony miłością mężczyzna zaczyna rozumieć, jak bardzo nierozsądnie postąpił biorąc za żonę interesowną Cleopatrę, a kiedy do tego przekonuje się, że kobieta chce go zabić, razem z resztą cyrkowych "osobliwości" planuje brutalną zemstę na okrutnej piękności...

  Dziwolągi... Produkcja tak kontrowersyjna, że praktycznie zakończyła kwitnącą karierę reżysera Toda Browninga, który jedynie rok wcześniej osiągnął wielki sukces swoją ekranizacją powieści Brama Stokera - Dracula. Publiczność, krytycy, a właściwie całe społeczeństwo amerykańskie lat 30. zareagowało na nietypowe dzieło tak gwałtownie jak nigdy wześniej. Dziwolągi mają konkretne przesłanie, nie odstające specjalnie od ogólnej tendencji w kinie grozy tamtych lat, jednak film wystawił na światło dzienne tematy, o których większość szarych obywateli nie chciała nawet słyszeć. Głównym czynnikiem wywołującym zamęt z pewnością było osadzenie fabuły w samym środku życia prywatnego grupy cyrkowych "osobliwości", składającej się z ludzi niepełnosprawnych tudzież cierpiących na rzadkie przypadłości genetyczne. Co więcej, reżyser, zamiast na profesjonalnych aktorów, których trzeba by było mocno ucharakteryzować (o realizmie można by było zapomnieć), postawił na cyrkowców z prawdziwymi deformacjami ciała. To, jak tytułowi artyści zostali przedstawieni, w zupełności wystarczyło, aby Dziwolągi owiała zła sława.


  Rozkwit popularności gabinetów osobliwości oraz występów "wybryków natury" w cyrkach objazdowych miał miejsce w latach 1840-1930. Wielu ludzi chętnie płaciło, aby poczuć dreszczyk emocji patrząc na karły, "armless wonder" (ludzie bez rąk, najczęściej kobiety, wykonujący różne czynności stopami), kobiety z brodą, człowieka-słonia, bliźnięta syjamskie i inne "dziwactwa". Wybór kariery "osobliwości" dla ludzi cierpiących na rzadkie schorzenia często był jedyną opcją zawodową, ratującą ich przed życiem w skrajnej biedzie, poza nawiasem społeczeństwa, chociaż z perspektywy dzisiejszych czasów preceder robienia atrakcji z niepełnosprawnych i zdeformowanych jest nie do pomyślenia. Niestety, zdarzali się też rodzice i opiekunowie umyślnie mutylujący swoje pociechy, żeby stworzyć ciekawe "potworki", które można by sprzedać do cyrku i tym samym zarobić trochę grosza... Jednak Dziwolągi nie idą aż tak daleko w ukazywaniu niesprawiedliwego położenia tytułowych bohaterów. Po prostu widzimy podróżujących z trupą cyrkową ludzi, którzy świetnie odnajdują się wewnątrz swojej małej, hermetycznej społeczności.

  Karzeł Hans zapatrzony jest w piękną akrobatkę Cleapatrę i nawet stojąca obok narzeczona, Frieda, nie przeszkadza mu w robieniu do niej maślanych oczu. Kiedy tylko atrakcyjna kobieta dowiaduje się, że jej niski adorator jest bogatym dziedzicem, od razu podejmuje decyzję o ślubie. Problem byłoby łatwo rozwiązać, gdyby nie plan otrucia małżonka... Grupa "osobliwości", z Friedą na czele, od początku miała wątpliwości co do szczerości uczuć Cleopatry, ale co się stało, to się nie odstanie - trzeba uratować nierozsądnego Hansa i zemścić się na jego oprawczyni... Prowadzący do krwawych porachunków romans pomiędzy "piękną" i "bestią" jest głównym wątkiem fabularnym Dziwolągów, ale to jego otoczka - wgląd do żyć cyrkowych "osobliwości" - stanowi lwią część uroku obrazu oraz nieodłączne tło dla przesłania całej historii.



  Poza Hansem i jego niedoszłą żoną Friedą (rodzeństwo - Harry i Daisy Earles), między innymi poznajemy też bliźniaczki syjamskie Daisy i Violet, hermafrodytę Josephine Joseph, kobietę bez rąk Frances, chorą na mikrocefalię (małogłowie) Schlitze (w rzeczywistości mężczyzna, prawdopodobnie urodzony pod imieniem Simon Metz) i mężczynę bez nóg Johnny'ego. Wszyscy odtwórcy ról "dziwolągów" w życiu również trudnili się występami w gabinetach osobliwości oraz cyrkach, dorabiając aktorstwem jedynie okazjonalnie. W filmie Browninga większość z nich wciela się w siebie samych, używając prawdziwych imion lub pseudonimów artystycznych. Wyśmiewani przez "normalnych" cyrkowców bohaterowie są wyrzutkami społeczeństwa, którzy nie mieliby szans na utrzymanie się, gdyby nie popyt na "potwory" w przemyśle rozrywkowym, lecz mimo wszystko odnajdują się całkiem nieźle w swoim towarzystwie i tworzą swego rodzaju bractwo, rządzące się własnymi zasadami. Najważniejsza z nich nakazuje stawanie w obronie swoich, jeśli tylko ci znajdą się w jakichkolwiek opałach...

  W Dziwolągach typowy dla lat 30. ubiegłego wieku motyw "outsidera" nie mógł być przedstawiony w bardziej dosłowny sposób, no bo któż był wtedy bardziej godny reprezentowania nieakceptowanych przez społeczeństwo wyrzutków, niż zatrudniane w cyrkach "monstra"? W przeciwieństwie do fikcyjnego potwora Frankensteina, niepełnosprawni, aczkolwiek nie zawsze postrzegani jako pełnoprawni obywatele, niewątpliwie od zawsze... Byli. Ci, którzy nie mieli ochoty oglądać "wybryków natury", mogli unikać zaglądania do gabinetów osobliwości, odgradzając się tym samym od "stworów" niewygodnych zarówno dla oka, jak i dla duszy, a ci, którzy gustowali w tego typu rozrywkach, często uciszali sumienie, skrzętnie oddalając myśl, że wyśmiewane na co dzień istoty są zwykłymi ludźmi. Browning jednak pokazał szerszej publice to, czego wielu nie chciało widzieć i o czym jeszcze większy procent ludności nie chciał nawet słyszeć. W filmie to "dziwolągi" są bohaterami pozytywnymi, podczas gdy postacie uważane za atrakcyjne według utartych konwencji są bezwzględnymi czarnymi charakterami. Tak samo jak we Frankensteinie, w Dziwolągach widz zostaje postawiony przed dylematem: kto jest człowiekiem, a kto potworem? Tym, co odróżnia obraz Browninga od wielu innych o podobnej tematyce, jest realizm, który w tym przypadku odzwierciedla prawdę okrutną dla ludzi lat 30. Każdy, kto poprowadzony przez twórców filmu zidentyfikował się z grupą "dziwolągów" i uznał Cleopatrę za "potwora", musiał zmierzyć się ze świadomością, że sam również nie jest bez skazy pod względem etycznym.


  Ze względu na poruszenie tematyki tabu, Dziwolągi były (i są do dzisiaj) bardzo kontrowersyjnym obrazem. W Stanach Zjednoczonych kodeks Haysa - lista zasad dotycząca dopuszczalności niektórych scen w filmach - został wprowadzony w 1930, ale zaczął być surowo egzekwowany dopiero od 1934. W teorii więc Dziwolągi swoją premierę miały przed całym wielkim zamieszaniem z cenzurą, będącą owocem wprowadzenia w życie kodeksu, lecz w praktyce, jakby nie było, taka produkcja nie miała prawa przejść niezauważona. Po katastroficznych pierwszych kilku wyświetleniach twórcy zostali zmuszeni do wycięcia większości najciekawszych i zarazem najbrutalniejszych scen - film ze swoich pierwotnych 90 minut został skrócony do 64, a usunięty materiał obecnie jest uznawany za zaginiony. W Dziwolągach to, co tytułowi bohaterowie robią z Cleopatrą w ramach zemsty, możemy sobie jedynie wyobrazić patrząc na wygląd kobiety na końcu i mimo tego, że sugerowane są bardzo krwawe poczynania, nie jest nam dane zobaczyć nawet cienia makabry. Został też dokręcony nieplanowany epilog, który mocno łagodzi postać Hansa, aby nie pobudzać widza do solidaryzowania się z mścicielem i równocześnie dostarczyć moralizatorski, choć naiwny, "happy end".

  Żaden szanujący się kinoman nie może odpuścić sobie seansu Dziwolągów. Jest to horror tak unikatowy, że trudno go zaklasyfikować do jakiegokolwiek z istniejących podgatunków filmów grozy i chociaż tematyka jest oklepana,  została potraktowana w sposób tak niekonwencjonalny, że do dziś wielu moralizatorów potępia Browninga za zrealizowanie swojej wizji. Aczkolwiek najbardziej krwawe motywy są pozostawione tylko i wyłącznie wyobraźni widza, a oficjalne zakończenie poważnie partaczy oryginalny zamysł reżysera, i tak zdecydowanie warto zainteresować się tym nietuzinkowym dziełem sztuki.

Ocena: 9/10

***

Powyższa recenzja znajduje się również na filmweb.pl (link).
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na portalu.

Komentarze

Najczęściej czytane posty